środa, 14 listopada 2012

Rozdział 35

*wracamy do mnie
   5 godzin lotu minęło całkiem dobrze. Wysiadłam na lotnisku w Gdańsku. Przeszłam potrzebne kontrole i odebrałam bagaże, po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Wyszłam z budynku i ujrzałam pięknie zachodzące słońce. Spojrzałam na zegarek. 21:20. Pościłam torby. Wzięłam głęboki oddech przy czym uśmiechnęłam się. Ujęłam znowu torbę i walizkę w dłonie i złapałam taxi. Kierowca posłusznie zapakował rzeczy i zawiózł mnie do mojej cioci Ani. Minęło parę minut...
- Jest pani stąd?- zapytał po angielsku
-Tu jest mój dom.- odpowiedziałam w swoim ojczystym języku przy czym się promiennie uśmiechnęłam. Na tym nasza ciekawa konwersacja się zakończyła. Gdy dojechaliśmy pod starszej budowy już blok, zapłaciłam mu i wysiadłam z rzeczami. Podeszłam do domofonu i zadzwoniłam pod podane nazwisko
-Słucham?- usłyszałam ciepły delikatny głos kobiety
-Cześć ciociu to ja Alex.
-Co ty tu robisz?! Wejdź.- usłyszałam charakterystyczny dźwięk i ruszyłam na 3 piętro. Szło mi to dosyć opornie, ale udało się.- No już myślałam, że się zgubiłaś.- zaśmiała się brunetka
-Niee. Tylko leczę kontuzję. Dlatego to tak mi szło tempem żółwia.
-Daj to.- wzięła ode mnie walizkę i torbę. Weszłam za nią do jej mieszkania. Nagle wyłonił się wujek Artur.
-Alex?
-Cześć wujku- przytuliliśmy się
-A gdzie masz tatę?- zapytał
-Um... tata... On nie wie, że przyjechałam do Polski.
-Co?!- zapytali zszokowani
-Musiałam wyjechać. Wejdźcie na mojego twittera i zobaczcie co się dzieje. - od razu chwycili za telefony i sprawdzili tak jak mówiłam
-O w mordę jeża,- dodał wujek
-No wiem.
-Ty chodzisz z Jay'em z The Wanted?!- zapytała zszokowana ciocia
-Tak
-Ania... Widzisz to wszystko?
-Tak. Przepraszam. Po prostu wiesz...zaczęła się jąkać
-Dobra luz. Tylko byłabym wdzięczna gdybyście mnie kryli przed tatą
- Nie możemy tego obiecać. A teraz idź się połóż. Jest po dziesiątej już.
-Ok.- poszłam do gościnnego pokoju, potem do łazienki się wykąpać a następnie zasnęłam.

 * Z perspektywy Jay'a
   Lot był bardzo długi. Okropnie się ciągnął. Przy lądowaniu było trochę turbulencji. Szybko wysiadłem, wręcz wybiegłem z samolotu i szybko znalazłem się przy kontrolach. Przeszedłem je bez szwanku, zabrałem bagaże i pobiegłem na taksówkę. Zadzwoniłem do taty Alex
-Halo?
-Dobry wieczór. Wsiadam akurat do taksówki. Gdzie mam się kierować?
-Daj do telefonu kierowcę.- zrobiłem posłusznie to o co mnie prosił. Ten podał adres kierowcy. Zaraz oddał mi telefon, ale połączenie było zakończone. Po 20 minutach byłem bod nowoczesnym budynkiem. Zapłaciłem w dolarach, bo inaczej nie miałem i wysiadłem. Tam czekał na mnie pan Grabarczyk. Spojrzałem na zegarek. Było po 3 w nocy. Bez słowa jednak zaprowadził mnie do mieszkania. Tam obmówiliśmy gdzie zaczniemy jej szukać. Dostałem turystyczny plan miasta. Tam czerwonym markerem były zaznaczone tereny dla mnie. Był w nich nawet cmentarz. Łostowicki... Żebym cholera wiedział jak tam dojechać. Doszła 6 rano. Zasnęliśmy na fotelach....

 *z mojej perspektywy
Obudziłam się o 9 nad ranem. Szybko wstałam i pomaszerowałam do toalety by się ogarnąć. Umyłam zęby, twarz, wszystko po kolei. Potem ubrałam się w białą sukienkę w kwiecistym wzorze, włosy splotłam w warkocza. Po godzinie wyszłam z niej. Gdy tylko otworzyłam drzwi,ukazał mi się wujek. Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam.
-Boże święty! Czemu mnie tak straszysz?
-Dokąd to się wybierasz?
-Na cmentarz. Do mamy.
-Tak wcześnie? Bez śniadania?- zdziwił się.
-Chodźcie! Jajecznica już jest gotowa!- usłyszałam głos cioci
-Już idziemy!- odpowiedzieliśmy i bez słowa pomaszerowaliśmy do kuchni. Na dębowym stole pięknie nakrytym, czekało na nas śniadanie.
-Siadajcie. A pani co się tak odstawiła? -zapytała z uśmiechem
-Na cmentarz.- odpowiedziałam smutno.
-O... Przepraszam...- zaczęliśmy jeść.  Po chwili przysiadła się do nas ciocia.
-Pójść z Tobą?- przerwał ciszę blondyn
-Nie trzeba... chcę pobyć sam na sam z mamą z myślami. Dawno tam nie byłam.
-No dobrze. Tylko uważaj.
-Będę.- dokończyliśmy spokojnie śniadanie, ale w ciszy. Słychać było tylko zegar, który zaczął dzwonić, bo wybiła godzina 11:00. Grzecznie podziękowałam i odeszłam od stołu, po czym ubrałam białe baleriny i o tym samym kolorze kardigan, wzięłam torbę i wyszłam. Tyle dobrego, że przystanek był zaraz pod blokiem i nie musiałam długo czekać na autobus, który miał mnie zawieść w upragnione miejsce. Nie zapomniałam o bilecie. Kupiłam ten za 6 zł (całodobowy) i pojechałam. Trafiłam na wielkie korki uliczne. Dopiero po 40 minutach dostałam się na Łostowice. Wysiadłam i czekała mnie tylko 100 metrowa droga do cmentarza. Gdy doszłam do bram, kupiłam od starszej pani znicz i kwiat. Zapłaciłam 20 zł. za to i pomaszerowałam wgłąb pełnego nagrobków miejsca. Gdy znalazłam miejsce gdzie leżała mama, uklęknęłam w ciszy i pomodliłam się. Po tym zapaliłam znicz i ustawiłam ładnie rudego kwiatka.
    -Gdybyś była tu ze mną, pewnie nie pochwaliłabyś tego co zrobiłam, ale musiałam wrócić. W Londynie wszystko się pomieszało...- rozpłakałam się.- oddałabym wszystko, żeby mieć Ciebie z powrotem, mamo. Tak bardzo mi cię brakuje... Chciałabym, żebyś mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, jak kiedyś... Ja sobie po prostu nie radzę, mamo. Czuję się taka samotna czy tu czy w Londynie...- podciągnęłam delikatnie nosem.- Ale gdybym się nie przeprowadziła, nie poznałabym Jay'a. Z resztą... co to za różnica... Pokłóciliśmy się, bo mu nie powiedziałam o tweetach od fanów. Tych złych. Jego fanki nie przyjęły mnie miło. I mu nie powiedziałam, bo się bałam... Pewnie i tak to wiesz, bo patrzysz na mnie z góry tam... Może chociaż tym masz lepsze życie. Tata siedzi całymi dniami w pracy więc pewnie się zbytnio nie zorientował. Po za tym Jay to wspaniały chłopak. Szalony, ale kochany...- uśmiechnęłam się lekko.- Wszystko się tak popieprzyło, że wolałabym szczerze zniknąć... Ale nie byłabyś z tego zadowolona. Przepraszam Cię, że nie mogę być lepszą córką....- gadałam tak dalej z nadzieją, że może jeszcze raz usłyszę jej głos. Lecz wszystko było na nic...
-Nie ty jedna chciałabyś ją z powrotem...- usłyszałam za sobą głos. Bardzo znajomy głos...  Moje serce zatrzymało się na chwilę. Gdy się obróciłam ujrzałam...


____________________________

Wszystko się wali! Ja nie mogę dziewczyny normalnie koszmar mam dzisiaj, wczoraj go miałam... Boże broń, bo wybuchnę za chwilę. Chodzi o wycieczkę... Tzw Euro Week na południe Polski. Koszt około 400 zł i nie mogę jechać, bo to w styczniu 3-7 styczeń dokładnie. Zaliczka miała być do końca przyszłego tygodnia i nie mogę jechać... a te 50 zł jestem w stanie sama zapłacić i połowę kosztów pokryć, ale rodzice powiedzieli, że nie! Ryczałam jak nigdy w życiu jeszcze. Podejście 2: prawie się udało, ale siostra wpieprzyła swoje 5 groszy i się nie zgodzili.... Jestem w stanie nawet poświęcić coś co kocham najmocniej czyli grę na gitarze, ale gitara to prezent był więc nie mogę... :( Boże pomóżcie mi... Zależy mi na tym cholernie... Co ja mogę jeszcze zrobić? :(
A tak to życzę miłego czytania. :)

1 komentarz:

Anku ;D pisze...

Rozdział...
Brak mi słów!
Piękny!
Czekam na więcej :*