piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 40

* z perspektywy przechodni
   Co tej dziewczynie strzeliło do głowy?! Obróciłem ją.
-Boże! - ona ma nóż w brzuchu. Wyjąłem go delikatnie. Niespełna minuta po tym pogotowie dotarło.
-Co z nią? To pan wezwał pomoc?
-Tak. Traci dużo krwi. Znalazłem jej dokumenty.
-Nie ma czasu!- szybko ją wzięli do karetki i pojechali.

*  perspektywy Max'a
Piłem sobie kawę. Ja i managerowie weszliśmy akurat do szpitala. Byliśmy w drodze do windy, gdy nagle karetka przyjechała z ranną. W ogóle bym nie zwróciłbym na to uwagi gdyby nie charakterystyczna sukienka.
-Szkoda dziewczyny. - powiedział Scooter.
-Chyba ją skądś  znam...- powiedziałem cicho
-Macie ją w danych?!- krzyknął lekarz
-Alexandra Dominika Gra... Gra...Grabarczyk- krzyknął ratownik czytający dziewczyny dokumenty. W tym momencie wyplułem kawę na Big Kev'a
-Dzięki Max. - zaraz pobiegłem schodami na II piętro.
-Nareesha! Seev, Tom, Nath! Ktokolwiek!
-Czego się drzesz?!- wypalił Nathan
-Alex! Ona...
-Co ona? Jest tu prawda? -zapytała niepewnie Nareesha
-Nie! Ona byłą cała we krwi! Przywieźli ją przed chwilą
-Ale tu są jej rzeczy!- powiedziała
-Głuchy nie jestem! Słyszałem wszystko! Alexandra Dominika Grabarczyk!
-Jezu gdzie ona jest?!- zapytała przerażona mulatka
-Nie wiem. Leć do informacji.
-Wujek mnie zabije.- pobiegła
A ty dokąd?- wyłonił się z sali loczka Seev
-Alex! Nie mam czasu!- pobiegła po schodach

*z perspektywy Nareeshy
Wyrwałam raz dwa po schodach. Myślałam, że nie wyrobię.
-Proszę pani! Czy tu leży Alexandra Grabarczyk?- zapytałam zdyszana
-Tak. Jest na bloku operacyjnym.
-Dziękuję.- szybko ruszyłam
-Ale halo proszę pani! Tam nie wolno!
-Jestem z rodziny! Muszę tam być!
-Nareesha!- powiedział Seev
-Lecę na blok operacyjny!
-Co się stało?! Uspokój się!- słąpał mnie
-Alex coś sobie zrobiła. Zapytaj Jay'a czy coś wie. Jakby nie chcieli cię wpuścić to powiedz, że jesteś z rodziny, ok?
-Dobrze.
-Dzięki skarbie. Ja lecę.
-Ok.- pobiegłam na blok. Udało mi się być przy tej operacji. Zaraz do mnie Siva dołączyć.- Jak idzie?
-Nic nie wiem. Widziałam jedynie jej sukienkę. Była cała we krwi. Seev mam złe przeczucia.- rozpłakałam się. Mulat nie czekał i mnie przytulił. Nagle wyszedł do nas lekarz.
-Państwo z rodziny?
-Tak.
-Pacjentka próbowała się zabić
. Wynika to z pociętych nadgarstków i rany w brzuchu. Straciła dużo krwi.
-Wyjdzie z tego?- zapytałSiva
-Nie wiadomo. Operacja będzie ciężka. Nawet jeśli się uda, to pierwsze dwie noce będą decydujące.
-O mój Boże...- powiedzieliśmy oboje

* z perspektywy Toma
  Każdy biega i biega. Jedynie ja i  Jay nic nie wiedzieliśmy. Siva po chwili przybiegł.
-Jay.
-Co jest?
-Gadałeś z Alex?
-Taaa. To koniec...
-DEBILU!
-Czego się drzesz?!
-Ona walczy o życie!
-Co ty bredzisz?!
-Próbowała się zabić idioto! Jest na bloku operacyjnym! Co ty jej powiedziałeś?!
-Że ma wyjść, że nie chce z nią rozmawiać i...
-I?!
-Ze dwa razy się na niąwydarłem
-Co?! Jak Nareesha się o tym dowie to Cię zje!
-Dlatego się nie dowie!
-Jay! Dobrze wiedziałeś w jakim Alex jest stanie psychicznym. Więc teraz rusz tyłek i idź do niej!- chyba w życiu już nie będę się darł na nikogo. Loczka zamurowało na maska. Posłusznie w szlafroku poszedł.
-Halo?! Panie Mcguiness?!
-Na bloku operacyjnym walczy o życie bardzo bliska mi osoba
-Ma pan pół godziny.- odezwała się pielęgniarka.
-Dziękuję.- Poszedłem z nim . Ubraliśmy szpitalne kubraczki i weszliśmy. Szyba umożliwiała nam widok na to co się dzieję. Dźwięk.. Wszystko było słychać.- Nareesha. Tak mi przykro. Nie wiedziałem, że się do tego posunie.- Sivy narzeczona obdarowała Jay'a potężnym uderzeniem w prawy profil.
-Ty cholero masz szczęście, że się nie zabiła i jesteś moim kumplem! Bo inaczej byś już nie żył!
-Nareesha spokojnie.- starał się ją uspokoić. Nagle z maszyn rozległ się przeraźliwy pisk. Wszyscy spojrzeliśmy w szybę.
-Nie!- krzyknąłem. Jay był w szoku. Każdy znieruchomiał i patrzał.
-Tracimy ją!- krzyknął lekarz.
-Nie mogę na to patrzeć.- Nareesha się do niego przytuliła. Spojrzałem na loczka. Płakał. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie. Wyszedł. Dzięki Bogu udało się lekarzom jej stan ustabilizować. Po 4 godzinach podszedł do nas lekarz.
-Co z nią?- zapytałem
-Udało nam się ją zszyć, ale pojawiły się pewne komplikacje podczas zabiegu. Czy ktoś z państwa jest w stanie sprowadzić tu rodziców albo prawnych opiekunów?
-Ma tylko ojca. Zadzwonię do niego.
-Dobrze. Dziewczyna ma szanse na przeżycie, ale jest w śpiączce farmakologicznej.
-Słucham?!- zapytała zszokowana mulatka.
-Spokojnie. Dzięki też śpiączce jej organizm szybciej się zregeneruje i być może wyjdzie z tego za 3 tygodnie.
-3 tygodnie?!
-Za pół godziny  pacjentka zostanie przewieziona na oddział intensywnej terapii.
-Dziękuję bardzo panie doktorze.- wyszliśmy stamtąd. Nareesha jednym słowem była załamana...

__________________________________
W końcu. Na pisanie weny nie miałam i to na górze to jakieś wypociny :/ Nie zabijcie mnie za to proszę. W ogóle chora jestem. Kolejne dwa dni szkoły z głowy. Szlag by to trafił, bo głowa mnie boli nawet jak kichnę albo kaszlnę. Jakieś cholerstwo się przyplątało do mnie. Rozdział był pisany przy serialu One Tree Hill <pl. Pogoda na miłość> mam nadzieję, że kojarzycie. Co prawda już nie leci w TV ani w Polsce ani W USA, ale jest niesamowity. Tak czy owak. Miłego weekendu! <3



poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 39

   * z mojej perspektywy
   -Co ja mam teraz zrobić?- myślałam. Akurat byłam pod blokiem. Weszłam po schodach. Brunetka akurat otworzyła drzwi.
-Gdzieś ty do cholery była?!
-Na spacarze. Muszę lecieć...
-Gdzie niby?
-Do Ameryki
-Do niego? Zerwałaś z nim. - chciałam coś powiedzieć, ale się zawiesiłam
-Ciociu... Jestem cholernie wdzięczna, że mnie kryłaś i w ogóle. Dziękuję, że mnie przygranęłaś.
-Nie ma za co... Tego chciała by mama- powiedziała delikatnie
-Dlatego muszę tam lecieć. Tam jest Nareesha, moja kuzynka.- miałam łzy w oczach
-Alex co się dzieje?-
-Miał wypadek. Jego samolot awaryjnie lądował, zatrzymali go na 2 tygodnie, bo jest podejrzenie, że... że on ma białaczkę...
-O mój Boże...
-Muszę ciociu tam lecieć.
-Jesteś pewna?
-Tak.- wzięłam walizkę i torbę.
-To chociaż cię zawiozę na lotnisko...
-Dobrze.- wzięła ode mnie walizkę i wyszłyśmy. Korków o 22:00 raczej nie mogło być. I tyle dobrego. W radiu na RMF MAXXX leciało Chasing The Sun. Od razu oczy były szkliste, gdy tylko usłyszałam głos chłopaka.- Możesz przełączyć radio?
-Tak jasne.- spełniła moją prośbę- Ich piosenka...
-Tak.
-Będzie dobrze zobaczysz. - nic nie odpowiedziałam. Pozostałe 10 minut drogi jechałyśmy w ciszy. Dojechałyśmy do celu. Kobieta wzięła walizkę i poszłyśmy do budynku. Kupiłam bilet na najbliższy lot do L.A. Był o 22:40. Zostało 15 minut.
-Na mnie czas.
-Uważaj na siebie. -przytuliłyśmy się. Poszłam do terminala numer 3, a w tym czasie moja bagaże powędrowały do samolotu. Przeszłam potrzebne kontrole i poszłam o kuli do samolotu. Usiadłam na swoim siedzeniu. Byłam przy oknie. Modliłam się w duchu o to, by nic się nie stało podczas lotu. I chyba tam na górze mnie wysłuchali. Wysiadłam na LAX. Teraz u nich była noc. 22:00. Zadzwoniłam do kuzynki.
-Halo?
-Zbudziłam?
-Nie... Co jest?
-Wyślij mi adres, do którego szpitala mam się kierować i gdzie leży Jay.
-Dobrze.- rozłączyła się. Po chwili dostałam SMS-a. Odebrałam bagaże i złapałam taksówkę. Pokazałam wiadomość, że ma się kierować do Keck Hospital of USC. Tam też się udaliśmy. Udało mi się sprawdzić, że to jeden z najlepszych szpitali w Los Angeles. Minęło 20 minut i byłam pod budynkiem.
-Dziękuję.- powiedziałam i zapłaciłam w funtach, bo inaczej nie miałam. Szybko poszłam z bagażami do budynku. - Przepraszam... Gdzie leży James Mcguiness?
-Na onkologii, sala 328. A kim pani jest?
-Jego dziewczyną. - powiedziałam po chwili.
-2 piętro.
-Dziękuję.- ruszyłam w stronę windy. Po chwili byłam już. Nagle wpadłam na Nathana.- Nathan!
-Alex! Co ty tu robisz?!
-Nareesha po mnie zadzwoniła. Gdzie on jest?
-Nie powinno cię to interesować.
-Nathan ja wiem... Proszę.
-No dobrze.- puścił mnie
-Nareesha...
-Alex...- przytuliłyśmy się.
-Alex!- wszyscy się na mnie rzucili
-Cześć dobrze was widzieć.
-Ciebie też.
-Jak on się czuje?- zapytałam niepewnie.
-Śpi. Idź do niego...- nie czekając poszłam do sali. Zauważyłam na łóżku śpiącego loczka. Wyglądał jak taki nieśmiały chłopak. Nie wyglądał jak gwiazda. Jak zwykła osoba. Usiadłam koło niego na krześle.
-Jay..- szepnęłam i się rozpłakałam. Ujęłam delikatnie jego dłoń. Ten widok mnie dobił. Słyszałam dźwięki dochodzące z maszyn z sali obok. Wyczerpana zasnęłam na krześle. Mój sen był jednak płytki i chcąc nie chcąc słyszałam wszystko co się działo w okół. Poczułam jak ktoś okrył mnie kocem.- Yhmm
-Śpij...- usłyszałam szept Max'a.

* z perspektywy loczka
  Było coś około 2 w nocy. Obróciłem się na bok. Zbudziłem się. Ujrzałem śpiącą jak anioł znajomą mi dziewczynę. Alex. Przetarłem jeszcze raz oczy. Ona nadal tam była. Przebudziła się.
-Jay...
-Alex. Co ty tu robisz?
-Nareesha do mnie zadzwoniła,
-Przecież zerwałaś.- powiedziałem z żalem
-Wiem. Jay...
-Nie chcę tego słuchać.- przerwałem jej- Idź. Nie chcę cię widzieć.
-Jay daj mi wytłumaczyć, proszę .- głos jej się łamał
-Miałaś szansę w Polsce! Alex sama powiedziałaś. To koniec.
-Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję. wiem o wszystkim... O tym, że... że...- nie przechodziło jej to przez gardło. Zwykły człowiek by pomyślał, że kłamię, ale ja nie... zbyt dobrze ją znałem...
-Alex to nic pewnego... Nie ma się czego martwić, z resztą ty i tak nie powinnaś.
-Nie mów tak.
-Idź... chcę pobyć sam.
-Jay, proszę...
-Powiedziałem!- krzyknąłem na nią. Ona aż znieruchomiała. Jedyna reakcja.. ta widoczna to łzy, spływające po jej rumianych policzkach.
-Kocham Cię...- powiedziała cicho, ale słyszalnie
-Już!- po raz drugi to zrobiłem. Wyszła...

* wracamy do mnie
  Wyszłam stamtąd niemalże jak robot. Nikogo na korytarzu już nie było. Miałam mętlik w głowie. Górę wzięły emocje. Miałam w nosie, że walizki tam zostały. Jedyne co z nich wzięłam to nóż. Byłam zapłakana. Niemalże stamtąd wybiegłam. Szwendałam się po Los Angeles bez celu. Muzyka dudniła z nocnych klubów. Przeszłam jeszcze trochę i usiadłam na murku. Przepłakałam tam tyle czasu, że gdy spojrzałam na telefon była 7:28 i świeciło słońce.
No to koniec.- ujęłam nóż w dłonie. Trzęsły mi się niesamowicie. Przytknęłam ostrze do lewego nadgarstka. Napięłam mięśnie, żeby było lepiej ścięgna widać. - Kocham was...- to były moje ostatnie wypowiedziane dwa słowa. Przejechałam nożem po nadgarstku. Krzyknęłam z bólu. Czerwona ciecz zaczęła się wydobywać z rany i spływała powoli po dłoni, plamiąc przy tum moją sukienkę.. Powtórzyłam tą czynność jeszcze 2 razy. Już nie bolało jak przedtem. Powieki stawały się coraz cięższe. Z coraz większym trudem otwierałam je.
-BOŻE ŚWIĘTY!- krzyknął jakiś przechodnia. Niezdolna już do utrzymania w dłoni czegokolwiek, upuściłam nóż an beton. Było coraz gorzej. Czułam jak ucieka ze mnie życie. Nie potrafiłam zapanować nad swoim ciałem i osunęłam się na beton, przy czym upadłam na ten nóż tak niefortunnie, że ostrze wbiło się we mnie... Oczy się zamknęły. Jedyne co ledwo słyszałam to tylko fragment kogoś krzyków...- HEJ! NIC CI NIE JEST?! OBUDŹ SIĘ! SŁYSZYSZ MNIE?! HALO? PROSZĘ PRZYSŁAĆ KARETKĘ, MAM TU CIĘŻKO RANNĄ OSOBĘ! TRACI DUŻO KRWI...


____________________________________
 Dzisiaj wolne od szkoły! ^^
Szczerze to się nie cieszę, ponieważ mam spuchnięte oko jakby ktoś mi przywalił rękawicą bokserską. A nic nie zrobiłam. Jak się okazało u lekarza mam zapalenie czegoś tam i muszę smarować jakąś maścią z antybiotykiem. ;/ Zgroza normalnie. ;c
Dzisiaj włączyłam telewizor i ukazała się na Disney Channel bajka z dzieciństwa. ODLOTOWE AGENTKI. Jak to zobaczyłam to myślałam, że padnę. Banan na twarzy był jak u dzieciaka. :D Oczywisty był fakt, iż podglądam to. xD
Co do rozdziału... Proszę nie bijcie za niego. Miał być wczoraj... Jest dzisiaj. Co za świat... :(

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 38

 Wiecie co? Mam wrażenie, że nikt nie czyta już tego bloga...;/  Chyba niedługo będzie zakończenie w takim razie... Jeśli nie chcecie, żebym zamknęła bloga to proszę o komentarze, bo naprawdę mam wrażenie, że piszę go tylko dla siebie już...
_______________________________________________


 * 7 godzin później
   Lot tak się cholernie dłużył, że mam już dość. Nagle zaczęło trząść całym samolotem
-Co jest?!- powiedziałem głośno. Ludzie zaczęli panikować, dzieci płakać. Starałem się zachować spokój lecz trudno było. Nagle wyleciały maski tlenowe. Musiało być źle. Wszyscy je założyli. Ja też. Usłyszeliśmy nagle głos stewardessy.
-Prosimy o zachowanie spokoju. Turbulencje nie zagrażają życiu. Proszę zapiąć pasy i przygotować się do awaryjnego lądowania.
-To są chyba jakieś jaja!- pomyślałem. Wykonałem posłusznie polecenie. Zaczęło nami trząść na maksa i w końcu usłyszeliśmy wielki huk. Byliśmy na lotnisku. Co lepsze pojawił się ogień. Gdy tylko pojawiły się zejścia zacząłem się przepychać i zjechałem na dół. Straż pożarna, pogotowie wszystko już było. Odbiegłem na odległość 200 metrów. Ogień pochłonął cały samolot. Na szczęście dokumenty miałem przy sobie.
-Nic panu nie jest?- zapytał lekarz
-Nie. Wszystko w porządku. Lekki szok tylko jest, ale nic po za tym
-Muszę pana przebadać
-Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Śpieszę się na plan
-Artysta? Aktor? Piosenkarz?- zapytał z zaciekawieniem
-Piosenkarz.
-Ma pan zespół?
-The Wanted -uśmiechnąłem się.
-Ooo! Moja córka państwa uwielbia
Bardzo mi miło. - uśmiechnąłem się blado. - Muszę iść jeśli pan doktor pozwoli
-Przykro mi, ale nie. Muszę zszyć ranę
-Jaką ran e?
-Na skroni. Zostanie pan przewieziony do szpitala
-Ale ja nie mogę!- zaprotestowałem, ale to nic nie dało. Przewieźli mnie do szpitala w L.A zadzwoniłem do Toma. Była 14:00 amerykańskiego czasu
-Halo?- usłyszałem głos Toma
-Siema. Słuchaj jestem w drodze do szpitala.
-Co?! Nic wam nie jest?
-Nie. Samolot miał awaryjne lądowanie. Muszę przejść badania.
-Boże... No dobrze. Już jedziemy do Ciebie... Tylko do którego szpitala?!
-Namierz mój telefon- rozłączyłem się. Karetka jechała na sygnale jakby na serio coś się stało. Po chwili byliśmy w szpitalu. Chcieli mnie na łóżko położyć- Nie! Mogę iść sam.
-No dobrze.- wzięli mnie na badania. Potem pozszywali ranę.
-Proszę wyjść na korytarz, zaraz będą wyniki badań i czy będzie musiał pan zostać na obserwacji.
-Dziękuję. - usiadłam na siedzeniu
-Jay!- podbiegł Seeev, Nareesha, Tom, Max, Nathan, Big Kev, Scooter
-CZeść.
-Nic ci nie jest?- zapytał Tom
-Nie...
A co z Alex? Gdzie ona jest?- zapytał Max
-Wszystko z nią w porządku?- zapytała Nareesha
-Z nią tak.. Bo została w Polsce...
-Co?! Jak to?! -zapytali wszyscy
-Zerwała ze mną. Powiedziała, że nie chce już dłużej się ukrywać przed rozwścieczonymi fankami. Zniszczyło ją to psychicznie... Rozumiecie?
-To nie twoja wina.- odezwał się Nathan
-A czyja do cholery?!
-Gdy godziła się na bycie z Tobą to wiedziała jakie mogą być tego konsekwencje.
-Jay ona ma tylko 15 lat i nie bronię jej, bo to moja kuzynka. Po prostu nie dała rady. wiesz jaka jest Alex. Myśli, że da radę, a tak nie jest. To dziewczyny co się uważają za twoje fanki a nimi nie są, naskoczyły na nią. I dobrze wszyscy wiemy, że jeśli posuwają się do czegoś takiego to nie są Prisonerkami.
-Dobra jedziemy do domu.- powiedział Big Kev.
-Nie mogę. Muszę czekać na wyniki badań.
-Poczekamy z Tobą.- dodał Seev
-Dzięki.- wszyscy usiedli koło mnie. Pozostało nam tylko czekać.
-Pan James McGuiness?- zapytał lekarz
-To ja.- wstałem przerażony
-Proszę do gabinetu.- poszedłem za lekarzem. Usiadłem.- No proszę panie gwiazda. Wygląda pan na okaz zdrowia, ale muszę pana zmartwić, bo tak nie jest. I nie chodzi tu o wypadek.
-A o co? Panie doktorze naprawdę muszę wracać do pracy.
-Musimy pana zatrzymać.
-Ale co mi jest?!
-Panie McGuiness czy tak zwana białaczka jest u pana w rodzinie pokoleniowa?- zrobiłem wielkie oczy na ostatnie słowa
-Słucham?!
-To nie jest nic pewnego. Ma pan częste zawroty głowy, bóle, złe samopoczucie?
-Nie, nie i nie.
-Matka,  ojciec ktoś chorował?
-Nie mam zielonego pojęcia.
-Musimy pana zatrzymać na 2 tygodnie tutaj na czas badań. Inaczej nie będziemy mogli się dowiedzieć...
-D...Dobrze...- wyszedłem z gabinetu...
-I?- zapytał Tom
-Co ci stary?- dodał Nath
-Zobaczyłeś ducha?- dopowiedział Big Kev
-Widmo śmierci przed oczami...- przełknąłem głośno ślinę.
-O czym ty mówisz?- zapytała mulatka
-Proszę państwa, pacjent musi wracać na oddział.- wtrącił lekarz. Wszyscy na niego spojrzeli
-Co?!
-Jest podejrzenie, że mogę mieć białaczkę...
-Słucham?!- krzyknął Scooter
-To niemożliwe!
-Muszę na 2 tygodnie zostać na czas badań.

* z perspektywy Nareeshy
   Gdy tylko to usłyszałam, myślałam, że padnę. Spojrzałam na Sivę. Był w szoku. Zniknęłam za rogiem. Zadzwoniłam do wujka.
-Halo?- usłyszałam jego ochrypły głos
-Cześć wujku. Nareesha mówi
-Co się stało?
-Masz Alex tam przy sobie?
-Nie... Znowu zniknęła. Chcesz do niej numer? Bo tamten londyński jest nieaktualny
-Ok. Daj.- wbiłam w komórkę ciąg dziewięciu liczb
-Masz?
-Tak... Znajdź ją wujku.
-Postaram się.- rozłączyłam się. Wybrałam jej numer. 5 sygnałów było już- No odbierz!- krzyknęłam do telefonu
-Tak słucham?
-Alex?
-Tak. Kto mówi?
-Nareesha. Co ty za cyrki odwalasz?
-Żadne. Po prostu nie dałam już rady. jak leziesz baranie?!- usłyszałam jak się na kogoś wydarła
-W Polsce nawet po Polsku nie mówisz?
-Nie... To znaczy teraz tylko... Co tam?
-Raz dwa przyjeżdżaj do Los Angeles! Jay'a samolot miał usterkę i lądował awaryjnie! Jest w szpitalu!
-Nic mu nie jest?!
-Nie... Tylko rozcięcie na skroni... Ale musisz przyjechać.
-Po co? Zerwałam z nim.
-Nie masz zielonego pojęcia , jak on to przeżywa, po za tym jest coś jeszcze
-Co?
-Przez dwa tygodnie musi zostać w szpitalu. Przeszedł badania i jest podejrzenie...że... że ma białaczkę.
-O MÓJ BOŻE!- usłyszałam jej przerażony głos- Jesteś pewna?
-Lekarz sam to nam powiedział. Przyjedź... Ja wiem, że zerwaliście, wiem w jakiej kondycji psychicznej jesteś, ale on cię potrzebuje, Alex.
-Ma was...
-Alex...
-Musze kończyć. Cześć- rozłączyła się
-Cholera!- krzyknęłam.

___________________________________________

Wreszcie... Chciałam go dodać już wczoraj, ale nie zdążyłam...  Wczoraj dzień miałam tak fajny, że aż go znienawidziłam... Mam nadzieję, że chociaż wy miałyście lepszy...

Liebster Award

dzięki za nominację ;* Gabi

1. Lubisz zespół The Wanted?
-baaa! Kocham go! <3
2. Ulubiona piosenka The Wanted?
- heart Vacancy
3. Ulubiona rzecz?
-mój telefon ;)
4. Masz zwierzę w domu?
-nie... ;/
5. Ulubiona liczba?
-7
6. Ulubiony przedmiot w szkole?
-muzyka i angielski : )
7. Jakie imię męskie Ci się podoba?
-O Boże... xD Zielonego pojęcia nie mam, imię nie ważne. Ważne żeby chłopak był fajny :D
8. Co robisz w wolnych chwilach?
-Uczę się, piszę bloga, śpiewam, gram na nerwach i na gitarze :D
9. Wolisz pizzę czy hamburgera ?
- Zdecydowanie pizza :)
10. twoim marzeniem jest .. ?
-Takim nawet do spełnienia to pojechać na koncert The Wanted i ich poznać, a takie mało realne to bycie piosenkarką ;3
11. Jakiego koloru masz pokój?
-Pomarańczowo-zielony ^^


Jeśli chodzi o nominację blogów. To ja nie nominuję, ponieważ blogi, które czytam są same w sobie już mega super <3

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 37

   -Co teraz zrobimy?- zapytałam
-Podzielę się ze światem, że Tobie nic nie jest.- skrzywiłam się lekko na ten pomysł. - Alex... Nie powinnaś się tym martwić.
-Ale twoje fanki mnie nie znoszą.- on wystukał w telefonie coś.
-Co ty robisz?
-Podpis do zdjęcia. Chodź tu.
-Wolałabym nie...
-No chodź. Skoro ja to publikuję, to nic ci się nie stanie.- w końcu mu uległam, z czego nie byłam zadowolona. Chłopak przyciągnął mnie delikatnie do siebie i pocałował. W tym czasie zrobił zdjęcie.
-A mogłabym je chociaż zobaczyć?
-Dobrze.- spojrzałam na nie i się uśmiechnęłam. - To chyba znaczy, że mogę je wstawić, co?
-Tak.- loczek nie czekając zrobił to.- Tak w ogóle to co tam napisałeś?
-A nei możesz zobaczyć?
-Mój poprzedni telefon... Rozwaliłam go wczoraj o ścianę...
-WOW! Ile go miałaś?
-Odkąd mieszkam w Londynie.
-O kurde...Masz. Sprawdź na moim.
-Dzięki.- weszłam na swojego twittera. Zobaczyłam to co Jay napisał:

 "Dzięki Bogu znalazłem Cię! Pożeracz waty cukrowej wrócił! :D"

-Serio? Pożeracz waty cukrowej?- zaśmiałam się i w tym czasie zadzwonił jego telefon. Zdążyłam zobaczyć, że to mój tata.- Czemu mój tata do Ciebie dzwoni?
-Co?! Daj.- szybko wyrwał mi telefon z ręki i odebrał.- Tak?
-Znalazłeś Alex? Była na cmentarzu. Tylko trochę mi uciekła.
-Tato...Jay mnie znalazł...- odezwałam się
-Zaraz co?! Gdzie wy jesteście?
-Na osiedlu koło Biedronki.
-Ok. Już jadę.- spojrzałam na niego podejrzliwie
-Twój tata i ja byliśmy w kontakcie.
-Aha
-Zła jesteś...
-Zaskoczona- chwila ciszy nastała. Pojawił się mój tata
-Boże jak dobrze!- uradował się i podbiegł.- wszystko ok?
-Tak... Wszystko jest git.
-Chodźcie. - Jay wziął mnie na ręce. Tata tak dziwnie na nas spojrzał
-Alex nadwyrężyła kostkę.- wytłumaczył szybko loczek
-Chciałam zobaczyć czu już mogę odstawić kule. Nie chcę być dłużej kaleką.
-Nie jesteś.... Po prostu miałaś wypadek
-Ciebie samą zostawić...- westchnął głośno. Wsiedliśmy do auta taty. Z chłopakiem siedzieliśmy z tyłu. Ja od strony kierowcy. Nogi pokurczyłam i objęłam. Tak naprawdę trudno było mi się cieszyć z tego, ze mnie znaleźli. Tak szczerze nie chciałam tego. Czułam się jakby trzymali mnie na smyczy albo jeszcze lepiej pod kloszem. Oboje dużo dla mnie znaczyli, ale ta ucieczka miała trwać tydzień, a nie jeden dzień. Głowę miałam opartą o szybę. Chciało mi się płakać.- Alex!
-Co jest?- wróciłam na ziemię po czym odezwałam się do taty
-Co ci jest?
-Nic.
-Masz łzy w oczach.
-Nic mi nie jest- odburknęłam.
-Gdziem masz rzeczy?
-U cioci Ani.
-Ok.- pojechaliśmy tam. Gdy tylko dojechaliśmy wyszłam z tego samochodu jak oparzona. Wbiłam kod i weszłam. Nie zwracałam uwagi na to czy mnie boli czy nie boli. Targały mną emocje. W szczególności te złe.  Trzasnęłam drzwiami.
-A tobie co się stało? -zapytała zdezorientowana brunetka
-Znaleźli mnie.... Tata i... i Jay
-Nie cieszysz się?!
-Z czego? Że wracam pod klosz? Że muszę się ukrywać w okularach i pod kapturami w Londynie tylko dlatego, żeby jego fanki mnie nie dopadły? Że nie mogę żyć jak normalna nastolatka?
-To teraz popatrz co on znosi. wiedziałaś w co się pakowałaś gdy godziłaś się być jego dziewczyną. - stwierdziła ciocia
-Czasami mam dość. W ogóle... wolałabym, żeby to się w ogóle nie wydarzyło. Wolałabym, żeby na tym wielkim zderzeniu się zakończyło, albo być jego znajomą. Już nie daję rady rozumiesz? Mimo że się pogodziliśmy to i tak jest źle. Jest gorzej. Każdy chce mnie w jakiś sposób kontrolować. Tata, mimo że jest pracoholikiem, chce bym była jego dawną córeczką sprzed lat, ale nigdy tak nie będzie. A Jay chce, żebym poleciała z nim do Los Angeles i tam maja mnie pilnować...- słona ciecz zaczęła spływać po policzkach- Ja nie chcę tak żyć. Chcę być tu, w Polsce. - brunetka dała mi znak, że oboje w tym momencie kiedy się wyżaliłam, za mną stali. Zrobiłam oczy jak pięciozłotówki
-To zostaniemy z Tobą.- odezwał się tata
-Nie!- krzyknęłam. - Nie chcę być znowu pod kloszem!
-Nie jesteś!
-To myślisz, że po cholerę uciekłam z Londynu?! Cały czas byś mnie tylko kontrolował. Gdyby się dało to byś wszczepił mi czip żebyś wiedział gdzie jestem!
-Alex nie krzycz...- odezwał się spokojnie loczek
-Ty też mógłbyś się zamknąć?! Każda twoja fanka gdyby mogła to by jednym kiwnięciem palca zatrzymała u mnie akcję serca! Każda by chciała, żebym z Tobą nie była albo lepiej żebym w ogóle nie istniała. I wiesz co?! Ułatwię im to zadanie. To koniec, Jay!- wzięłam kulę i wyszłam.
-Alex!- zbiegł za mną.
-Zostaw mnie...
-Co cię napadło?- chwycił mnie za rękę.
-Możesz napisać do fanek, że nie jesteśmy już razem... Na pewno się ucieszą...- wyrwałam mu się i poszłam przed siebie.

* z perspektywy Jay'a
  Wszystkie te słowa dzwoniły mi cały czas w uszach. To koniec... Ona ze mną zerwała. Wróciłem do jej ojca. Usłyszałem kawałek rozmowy, albo lepiej... kłótni. Co lepsze kłócili się w moim języku.
-James! Ona ma tylko 15 lat! Straciła mamę! Jedną z najważniejszych osób w jej życiu! Nie widzisz w jakim ona jest stanie psychicznym?!- krzyknęła jej ciotka
-Widzę.. .teraz tak
-To gdzie ty do cholery byłeś przez te dwa lata?! W pracy?!
-Ania to n ie twoja sprawa!
-Moja! Alex jest moją chrześnicą! Jak mogłeś ją tak zaniedbać?! Do tego ten chłopak...
-Co on?!  Do tej pory ją odciągał od tego wszystkiego!
-Jak widzisz narobił jej więcej problemów niż ona miała! Jego fanki zniszczyły ją całkowicie!
-Nie mów tak!
-A jak?! Pytam się! Pamiętasz tą dziewczynę ze zdjęcia?! - chwyciła drewnianą ramkę ze zdjęciem i mu do nosa przytknęła- Gdzie ona jest teraz?! Chodziłeś z nią do psychologa, albo kogokolwiek kto mógłby jej pomóc?!- facet się zawiesił- Oczywiście, że nie?! Bo po co?! Serio myślałeś, że ta wyprowadzka do Londynu jej w jakiś sposób pomoże?! Bo jeśli tak to jesteś smieszny!
-To jest moja córka i to ja będę decydował co z nią będzie do 18-stego roku życia co najmniej! Tobie nic do tego!- wydarł się na brunetkę
-Jaki z ciebie hipokryta jest! Zastanów się chociaż raz nad tym co mówisz! Alex jest w tak złym stanie psychicznym, że...- nie dokończyła tego
-Nie mów tak!
-Nie wykluczaj tego!- miałem dość już tego
-Prze pana...- powiedziałem spokojnie- Możemy jechać?- ich w tym momencie zamurowało
-Słyszałeś?
-Od deski do deski...
-Jay to nie twoja wina...- zaczął się tłumaczyć
-Możemy o tym nie rozmawiać?
-Porozmawiamy innym razem Anno.
-Na jej pogrzebie nie będziemy mieli o czym.- wyszliśmy bez słowa. tyle co do mnie dzisiaj dotarło. Tyle obelg, skarg, oskarżeń to chyba w życiu się tyle nie nasłuchałem. Pojechaliśmy do jego mieszkania. Gdy tylko dojechaliśmy i weszliśmy, spakowałem się i bez słowa wyszedłem. Złapałem taxi, która zawiozła mnie na lotnisko. Cały czas o tym wszystkim myślałem. 15 lat. 7 lat różnicy. Może faktycznie to za dużo było. To faktycznie koniec. Wyjąłem komórkę i napisałem na twitterze.
 
 "Mam nadzieję, że moi cudowni fani są szczęśliwi teraz. 2 tygodnie.. .i na tym koniec..."

Gdy dojechałem do celu, zapłaciłem za drogę i poszedłem. Kupiłem bilet do L.A i pozostało mi czekać. Przeszedłem wszystkie potrzebne kontrole i usiadłem na krześle. Jest 14:30, a lot mam o 15:03. Zadzwonił mój telefon. Big Kev.
-Halo?
-Gdzie ty do cholery jesteś?! Mamy do kręcenia teledysk, piosenki do nagrania!
-Scooter ani chłopacy ci nic nie powiedzieli? Scooter pozwolił mi lecieć do Polski
-Po jasną cholerę?!
Nie drzyj się to po pierwsze. Po drugie już wracam tak za pół godziny mam samolot do L.A, a po trzecie porozmawiamy jak przylecę.
-O... ok. Na razie. rozłączył się.

_________________________________________


Na tym zakończymy. Jeśli chodzi o blog... To nie koniec dramatu.
Dzisiaj w szkole jaka jazda była xD edytowaliśmy zdjęcia w paincie i robiliśmy przypał ;) Moja klasa jest tak powalona, że aż zajebista :D

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 36

<klik> - podczas czytania ta piosenka powinna być odpowiednia :)
______________________________________________________________
 Zobaczyłam mojego tatę. 
-Nie podnoś się. - uklęknął przy grobie.- Czemu mi nie powiedziałaś, że jest ci tak ciężko, że sobie nie radzisz...? -zapytał z żalem
-Bo się bałam, a po za tym... nie chciałam cię obarczać swoimi problemami... Jak mnie znalazłeś?- spojrzałam na niego zapłakana. Ojciec wytarł moje łzy,
-Trudno nie było. Wiedziałem, że będziesz tutaj, że pójdziesz do mamy... Zadziwił mnie jednak twój telefon rozbity o ścianę. Nigdy tego nie robiłaś, a teraz...
-Nerwy mi puściły... Jay chyba już nigdy się do mnie nie odezwie za to, co odwaliłam, za to że mu nie powiedziałam... Nie chcę wracać do Londynu tato... Nie teraz. Nie mów Jay'owi, że tu jestem. Niech się skupia na karierze i na zespole.- poprosiłam go
-Wiesz...- zaczął się jąkać
-Nie! Chyba nie chcesz powiedzieć, że...
-Jak zniknęłaś, to pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do Jay'a...- wstałam- Alex!
-Nie mów mu, że mnie znalazłeś...- szybkim krokiem poszłam w stronę wyjścia
-Alex!
-Tato nie waż się! Nie ma mowy na to!- to się chyba nie dzieję naprawdę. Poszłam na przystanek. Nie czekałam na autobus i poszłam przed siebie. Bez kul dzisiaj byłam. Na początku było dobrze. Ale po 10 minutach chodu, ból zaczął doskwierać w kostce. Byłam na osiedlu. Ból już był tak silny, że nie mogłam stanąć na tej nodze. Usiadłam na pobliskiej ławce. Skrzywiłam się z bólu. Wzięłam nogę na kolano tak, żeby zobaczyć kostkę. Nie było opuchlizny ani nic. Pomasowałam ją chwilę, po czym wstałam i spróbowałam pójść dalej. Wyciągnęłam z torby telefon i spojrzałam na godzinę. Dochodziła 13:00.

*z perspektywy Jay'a

Zbudziłem się, ogarnąłem w szybkim tempie i zaraz po tym wyszedłem. Jej ojca dawno w domu nie było. Zacząłem szukać na Starym Mieście w Gdańsku, potem poszedłem w mniej znane dzielnice. Pogoda mi w tym nie chciała pomóc. Było cholernie gorąco. Po 3 godzinach znalazłem się na jakimś w miarę nowoczesnym osiedlu. Zadzwonił do mnie w tym momencie Siva.
-Co jest?- zapytałem
-I jak? Znalazłeś ja? -zapytał zniecierpliwiony
-Nie... Cały czas szukamy. To miasto jest cholernie duże, a nie mam pewności, czy ona tu jest. Wymiękam stary.
-Nie poddawaj się.
-Człowieku zależy ci na niej?!- wydarł się do telefonu Tom
-No tak, a co bym inaczej w Polsce robił?
-No to nie łam się i nie poddawaj się w samym środku sprawy!
-Nie łamię się  tylko   - zobaczyłem dziewczynę. Ubraną w białą sukienkę i idącą przed siebie... Próbującą iść. Była łudząco podobna do mojej Alex
-Co jest?- zapytał Seev
-Zadzwonię później.- rozłączyłem się i ruszyłem powoli w jej stronę....

*z mojej perspektywy

Noga nie dawała mi spokoju. Podniosłam głowę. Jakieś 20 metrów ode mnie zauważyłam chłopaka w loczkach.
-To nie możliwe...- przetarłam oczy lecz chłopak nadal tam stał. Patrzał się na mnie. W końcu ruszył w moją stronę. Stałam tam jak sparaliżowana. Łzy nie wiadomo kiedy ciekły już po policzkach, ale szybko je wytarłam. Gdy był coraz bliżej.... To był ON To był ten chłopak na którym mi tak zależy, z którym tak pokiełbasiłam sprawę.
-Alex...- zaczął
-Jay...- w końcu ruszyłam się nawet nie o jeden krok i chłopak był blisko mnie. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
-Bez kuli jesteś?
- Nie chcę być dłużej kaleką...
-A możesz na mnie spojrzeć?
-Nie. Nie potrafię...- powiedziałam cicho. Noga dawała się we znaki, ale nie dawałam po sobie tego poznać.
-Alex..
-Nie potrafię. Nie po tym co odwaliłam...- chciałam pójść sobie, zrobiłam nawet jeden krok, ale ból był taki, że aż pisnęłam. Loczek złapał mnie za rękę. Drugą zaś podniósł mój podbródek i zmusił mnie do tego bym spojrzała w jego piękne niebieskie oczy.
-Proszę... chcę porozmawiać...
-Nie ma o czym. Zawaliłam wiem...
-To powiedz mi dlaczego nie powiedziałaś?- na samą myśl słona ciecz napłynęła momentalnie do oczu i spłynęła po policzkach. Chłopak nie czekając mocno mnie przytulił. Rozkleiłam się na maksa.- Już..- głaskał moją głowę i potem ją pocałował.
-Bałam się...- szepnęłam.- To wszystko mnie przerosło, te tweety, wiadomości, cała ta sytuacja i jeszcze byłam sama. Już psychicznie nie wytrzymałam...- loczek zaczął prowadzić nas na ławkę, ale ja na nogę nie mogłam stanąć
-Boli?- zapytał przejęty
-Szczerze?
-No najlepiej by było
-Jak cholera...- stęknęłam. Chłopak wziął mnie na ręce i poszliśmy na ławkę. Delikatnie mnie usadził. Potem on usiadł i moje nogi były na jego kolanach.
-Nie musiałaś się bać. Mogłaś mi to spokojnie powiedzieć.
-Spokojnie?! Jay tu się tak nie da. Ja wiem, że takie tweety nie powinny mnie ruszać, że to może nic takiego, ale może...- ten zaraz zamknął mi usta pocałunkiem. Przyciągnął mnie do siebie tak, że siedziałam mu na kolanach. Odwzajemniłam ten pocałunek momentalnie. Poczułam jak się uśmiecha podczas ten czynności. Delikatnie oderwałem się od niego.
      -Skąd wiedziałeś, że tu jestem? Czemu przyleciałeś?
-Twój tata do mnie zadzwonił. Pogadałem ze Scooterem. Prawie mnie wywalił, ale reszta się za mną stawiła i kazał mi lecieć za Tobą i przywieść cię do nas.
-Serio?- zapytałam z niedowierzaniem
-Gdyby Nareesha się dowiedziała, a pewnie już wie... to by się załamała.
-I tyle zachodu o zwykłą dziewczynę?
-Zwykłą?! Moją kochaną, kochającą skittlesy jak ja - uśmiechnął się wtedy- i uwielbiającą watę cukrową - pokazał mi wtedy zdjęcie na telefonie- A przede wszystkim moją dziewczyną jesteś Alex. Nie dam im Ciebie skrzywdzić.- uśmiechnęłam się na to. - A po za tym wyglądasz nieziemsko w tej sukience.
-Oj przesadzasz.
-Wcale nie.
-Zadzwoń do chłopaków. Pewnie wydeptują dziury w podłodze.
-No pewnie tak...- wybrał szybko numer i na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie Sivy.
-Halo? Masz ją?- zapytał
-Tak znalazłem. Jest cała i zdrowa.
-Boże jak dobrze! - uradował się.- Daj mi ją.
-Seev chce z Tobą gadać.- podał mi telefon
-Halo?
-Co ty dziewczyno odwalasz?! Nareesha sobie włosy z głowy rwała. Jak my wszyscy z resztą.
-Max nie ma włosów na głowie...
-A skąd wiesz, ze z głowy rwę sobie włosy? Może mam gdzie indziej?- zapytał i się zaśmiał. Ja już tym bardziej zaczęłam się śmiać.- Ale masz szczęście, że Jay cię znalazł.
-Przyjadę to porozmawiamy. O ile tata zgodzi się żebym przyjechała.
-Masz przyjechać!- wydarł się Tom z Nathanem- To rozkaz od Scootera!
-Serio Scooter tak mówił- potaknął Jay.
-Pogadam z tatą o tym... Nie wiem. Zobaczę co się da zrobić i Seev.
-Co jest?
-Proszę uspokój Nareeshę.
-Fakt, że Jay cię znalazł i jesteś cała i zdrowa ją uspokoi, uwierz mi.
-Dzięki. Idźcie spać może. U was jest ok 6 rano.
-No ok. Trzymaj się. Daj Jay'a jeszcze.
-Masz.
-Co jet stary?
-Pilnuj jej jak oka w głowie, jasne?
-Dobrze.- rozłączył się....

_________________________________
No jest w końcu... Pisałam ten rozdział od wczoraj i w końcu mi się udało go skończyć :)
W szkole lajcik był :D Ogólnie mam się w miarę dobrze. To po prawej to moje wersje piosenek The Wanted. All time Low i I Want It All :)

środa, 14 listopada 2012

Rozdział 35

*wracamy do mnie
   5 godzin lotu minęło całkiem dobrze. Wysiadłam na lotnisku w Gdańsku. Przeszłam potrzebne kontrole i odebrałam bagaże, po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Wyszłam z budynku i ujrzałam pięknie zachodzące słońce. Spojrzałam na zegarek. 21:20. Pościłam torby. Wzięłam głęboki oddech przy czym uśmiechnęłam się. Ujęłam znowu torbę i walizkę w dłonie i złapałam taxi. Kierowca posłusznie zapakował rzeczy i zawiózł mnie do mojej cioci Ani. Minęło parę minut...
- Jest pani stąd?- zapytał po angielsku
-Tu jest mój dom.- odpowiedziałam w swoim ojczystym języku przy czym się promiennie uśmiechnęłam. Na tym nasza ciekawa konwersacja się zakończyła. Gdy dojechaliśmy pod starszej budowy już blok, zapłaciłam mu i wysiadłam z rzeczami. Podeszłam do domofonu i zadzwoniłam pod podane nazwisko
-Słucham?- usłyszałam ciepły delikatny głos kobiety
-Cześć ciociu to ja Alex.
-Co ty tu robisz?! Wejdź.- usłyszałam charakterystyczny dźwięk i ruszyłam na 3 piętro. Szło mi to dosyć opornie, ale udało się.- No już myślałam, że się zgubiłaś.- zaśmiała się brunetka
-Niee. Tylko leczę kontuzję. Dlatego to tak mi szło tempem żółwia.
-Daj to.- wzięła ode mnie walizkę i torbę. Weszłam za nią do jej mieszkania. Nagle wyłonił się wujek Artur.
-Alex?
-Cześć wujku- przytuliliśmy się
-A gdzie masz tatę?- zapytał
-Um... tata... On nie wie, że przyjechałam do Polski.
-Co?!- zapytali zszokowani
-Musiałam wyjechać. Wejdźcie na mojego twittera i zobaczcie co się dzieje. - od razu chwycili za telefony i sprawdzili tak jak mówiłam
-O w mordę jeża,- dodał wujek
-No wiem.
-Ty chodzisz z Jay'em z The Wanted?!- zapytała zszokowana ciocia
-Tak
-Ania... Widzisz to wszystko?
-Tak. Przepraszam. Po prostu wiesz...zaczęła się jąkać
-Dobra luz. Tylko byłabym wdzięczna gdybyście mnie kryli przed tatą
- Nie możemy tego obiecać. A teraz idź się połóż. Jest po dziesiątej już.
-Ok.- poszłam do gościnnego pokoju, potem do łazienki się wykąpać a następnie zasnęłam.

 * Z perspektywy Jay'a
   Lot był bardzo długi. Okropnie się ciągnął. Przy lądowaniu było trochę turbulencji. Szybko wysiadłem, wręcz wybiegłem z samolotu i szybko znalazłem się przy kontrolach. Przeszedłem je bez szwanku, zabrałem bagaże i pobiegłem na taksówkę. Zadzwoniłem do taty Alex
-Halo?
-Dobry wieczór. Wsiadam akurat do taksówki. Gdzie mam się kierować?
-Daj do telefonu kierowcę.- zrobiłem posłusznie to o co mnie prosił. Ten podał adres kierowcy. Zaraz oddał mi telefon, ale połączenie było zakończone. Po 20 minutach byłem bod nowoczesnym budynkiem. Zapłaciłem w dolarach, bo inaczej nie miałem i wysiadłem. Tam czekał na mnie pan Grabarczyk. Spojrzałem na zegarek. Było po 3 w nocy. Bez słowa jednak zaprowadził mnie do mieszkania. Tam obmówiliśmy gdzie zaczniemy jej szukać. Dostałem turystyczny plan miasta. Tam czerwonym markerem były zaznaczone tereny dla mnie. Był w nich nawet cmentarz. Łostowicki... Żebym cholera wiedział jak tam dojechać. Doszła 6 rano. Zasnęliśmy na fotelach....

 *z mojej perspektywy
Obudziłam się o 9 nad ranem. Szybko wstałam i pomaszerowałam do toalety by się ogarnąć. Umyłam zęby, twarz, wszystko po kolei. Potem ubrałam się w białą sukienkę w kwiecistym wzorze, włosy splotłam w warkocza. Po godzinie wyszłam z niej. Gdy tylko otworzyłam drzwi,ukazał mi się wujek. Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam.
-Boże święty! Czemu mnie tak straszysz?
-Dokąd to się wybierasz?
-Na cmentarz. Do mamy.
-Tak wcześnie? Bez śniadania?- zdziwił się.
-Chodźcie! Jajecznica już jest gotowa!- usłyszałam głos cioci
-Już idziemy!- odpowiedzieliśmy i bez słowa pomaszerowaliśmy do kuchni. Na dębowym stole pięknie nakrytym, czekało na nas śniadanie.
-Siadajcie. A pani co się tak odstawiła? -zapytała z uśmiechem
-Na cmentarz.- odpowiedziałam smutno.
-O... Przepraszam...- zaczęliśmy jeść.  Po chwili przysiadła się do nas ciocia.
-Pójść z Tobą?- przerwał ciszę blondyn
-Nie trzeba... chcę pobyć sam na sam z mamą z myślami. Dawno tam nie byłam.
-No dobrze. Tylko uważaj.
-Będę.- dokończyliśmy spokojnie śniadanie, ale w ciszy. Słychać było tylko zegar, który zaczął dzwonić, bo wybiła godzina 11:00. Grzecznie podziękowałam i odeszłam od stołu, po czym ubrałam białe baleriny i o tym samym kolorze kardigan, wzięłam torbę i wyszłam. Tyle dobrego, że przystanek był zaraz pod blokiem i nie musiałam długo czekać na autobus, który miał mnie zawieść w upragnione miejsce. Nie zapomniałam o bilecie. Kupiłam ten za 6 zł (całodobowy) i pojechałam. Trafiłam na wielkie korki uliczne. Dopiero po 40 minutach dostałam się na Łostowice. Wysiadłam i czekała mnie tylko 100 metrowa droga do cmentarza. Gdy doszłam do bram, kupiłam od starszej pani znicz i kwiat. Zapłaciłam 20 zł. za to i pomaszerowałam wgłąb pełnego nagrobków miejsca. Gdy znalazłam miejsce gdzie leżała mama, uklęknęłam w ciszy i pomodliłam się. Po tym zapaliłam znicz i ustawiłam ładnie rudego kwiatka.
    -Gdybyś była tu ze mną, pewnie nie pochwaliłabyś tego co zrobiłam, ale musiałam wrócić. W Londynie wszystko się pomieszało...- rozpłakałam się.- oddałabym wszystko, żeby mieć Ciebie z powrotem, mamo. Tak bardzo mi cię brakuje... Chciałabym, żebyś mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, jak kiedyś... Ja sobie po prostu nie radzę, mamo. Czuję się taka samotna czy tu czy w Londynie...- podciągnęłam delikatnie nosem.- Ale gdybym się nie przeprowadziła, nie poznałabym Jay'a. Z resztą... co to za różnica... Pokłóciliśmy się, bo mu nie powiedziałam o tweetach od fanów. Tych złych. Jego fanki nie przyjęły mnie miło. I mu nie powiedziałam, bo się bałam... Pewnie i tak to wiesz, bo patrzysz na mnie z góry tam... Może chociaż tym masz lepsze życie. Tata siedzi całymi dniami w pracy więc pewnie się zbytnio nie zorientował. Po za tym Jay to wspaniały chłopak. Szalony, ale kochany...- uśmiechnęłam się lekko.- Wszystko się tak popieprzyło, że wolałabym szczerze zniknąć... Ale nie byłabyś z tego zadowolona. Przepraszam Cię, że nie mogę być lepszą córką....- gadałam tak dalej z nadzieją, że może jeszcze raz usłyszę jej głos. Lecz wszystko było na nic...
-Nie ty jedna chciałabyś ją z powrotem...- usłyszałam za sobą głos. Bardzo znajomy głos...  Moje serce zatrzymało się na chwilę. Gdy się obróciłam ujrzałam...


____________________________

Wszystko się wali! Ja nie mogę dziewczyny normalnie koszmar mam dzisiaj, wczoraj go miałam... Boże broń, bo wybuchnę za chwilę. Chodzi o wycieczkę... Tzw Euro Week na południe Polski. Koszt około 400 zł i nie mogę jechać, bo to w styczniu 3-7 styczeń dokładnie. Zaliczka miała być do końca przyszłego tygodnia i nie mogę jechać... a te 50 zł jestem w stanie sama zapłacić i połowę kosztów pokryć, ale rodzice powiedzieli, że nie! Ryczałam jak nigdy w życiu jeszcze. Podejście 2: prawie się udało, ale siostra wpieprzyła swoje 5 groszy i się nie zgodzili.... Jestem w stanie nawet poświęcić coś co kocham najmocniej czyli grę na gitarze, ale gitara to prezent był więc nie mogę... :( Boże pomóżcie mi... Zależy mi na tym cholernie... Co ja mogę jeszcze zrobić? :(
A tak to życzę miłego czytania. :)

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 34

 -Alex się do Ciebie nie odzywała?- zapytał zaniepokojony
-Nie, prze pana. A coś się stało?
-Stało się, stało... Alex uciekła z domu.
 -Co?!- zapytałem zszokowany
- Zostawiła mi pożegnalną karteczkę. Myślałem, że wiesz coś o tym...- zawiesiłem się w tamtym momencie.
-Nie... przykro mi... ja też nic nie wiedziałem. A... a napisała chociaż gdzie mniej więcej może być?
-Wróciła do Polski...- usłyszałem załamanie w głosie ojca. Mnie zamurowało.
-Jak to...do... do Polski? - nie potrafiło mi to przez gardło przejść.
-Do domu. Coś się pomiędzy wami stało?
-Pokłóciliśmy się...
-Jak będziesz coś wiedział to proszę daj znać. Ona musi się znaleźć.
-Dobrze nie ma problemu. Prosiłbym o to samo.
-Dobrze. Do widzenia.- rozłączyłem się. Usiadłem z wrażenia na krześle.
-Co jest stary?- zapytał Tom
-Alex wróciła do Polski. Uciekła z domu...- dokończyłem prawie szepcząc
-Co?!- zapytał Siva.- Nareesha się załamie....
-Muszę wracać...
-Jay nie możesz! Co z koncertami, trasą, piosenkami i teledyskiem?- zapytał spanikowany Max
-Stary daj na luz. Tu chodzi o kuzynkę Nareeshy i jego dziewczynę. Pogadaj ze Scooterem może da się coś zrobić.
-Jak mnie nie zabije to też będzie dobrze, nie?- zapytałem.
-Idź. Im szybciej to załatwisz tym prędzej będziesz w samolocie do Polski.
-Żebym jeszcze wiedział do jakiego miasta mam lecieć...
-Jay ogarnij się! - krzyknął Tom- Ty i jej ojciec w razie czego jesteście w kontakcie! A teraz rusz tyłek i jazda do Scootera!- wstałem i chciałem otworzyć drzwi, lecz ktoś z drugiej strony mnie uprzedził i zarobiłem drzwiami prosto w twarz.
-Uuuu...- zrobili wszyscy. Jak się okazało to był o wilku mowa Scooter.
-No panowie trzeba kręcić teledysk.
-Scooter musimy pogadać.- zacząłem.
-Co się stało? Tylko proszę powiedz, że nie do zoologicznego. - powiedział błagalnym głosem
-Nie... Chodzi o Alex. Moją dziewczynę.
-Co z nią? Chce tu przyjechać?
-Na odwrót trochę. Zniknęła. Muszę wyjechać i to teraz zaraz...- powiedziałem z poważną miną.
-To są chyba żarty prawda?
-Scooter, tu chodzi o Nareeshy kuzynkę i jego dziewczynę! Jej coś może się stać...- dopowiedział Siva.
-Alex jest twojej dziewczyny kuzynką?
-Tak.
-Jay przykro mi, ale musimy dokończyć chociaż zdjęcia na plaży. Jutro albo za 2 dni polecisz.
-Człowieku jutro albo za dwa dni może być za późno!- wybuchłem.On zrobił groźną minę.
-W takim razie leć, ale rozwiążemy z Tobą umowę.- postawił mi ultimatum. Spojrzałem zszokowany na chłopaków.
-To w takim razie rozwiązujesz umowę z nami wszystkimi.- odezwał się Max i pozostali stanęli za mną. Scootera zatkało, bo nigdy takich sytuacji nie było.
-Dobra zluzujcie!- wycofał się z placu boju.- no dobrze możesz lecieć. Tylko wracaj najszybciej jak się da i dla pewności weź ją ze sobą do nas.- zdębieliśmy wszyscy. Znaliśmy naszego menagera bardzo dobrze, ale to to już było coś. - No na co czekasz?! Rusz ten tyłek i leć za nią!- krzyknął i popchnął mnie żebym się zaczął pakować. Zajęło mi to 5 minut. Zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
-No dobrze. To na mnie czas.
-Znajdźcie ją proszę...- powiedział mulat.
-Obiecuję. Cześć.
-Tylko informuj nas!- krzyknął ,gdy już wyszedłem poza pokój. Złapałem taksówkę i pospieszyłem na lotnisko.Zadzwoniłem szybko do jej taty. Odebrał.
-Jay! Odzywała się? -zapytał z nadzieją
-Nie... Prze pana jestem w drodze na lotnisko i lecę do Polski. Gdzie mam się kierować?
-Do Gdańska. Tam wyląduj. Złap taksówkę i pokieruj się do Oliwy.
-Oliwy?
-To jest dzielnica Gdańska.
-Dobrze. Dziękuję. - rozłączyłem się. Minęło 20 minut i już byłem pod nim. Szybko wbiegłem do budynku. Spojrzałem na godziny odlotów samolotów do Polski do Gdańska. Był o 10:06. Była 9:47. Szybko przedostałem się do kas, kupiłem bilet i pospieszyłem do terminala. Przeszedłem kontrolę i pobiegłem  na samolot. W ciągu 10 minut byłem już na pokładzie. Usiadłem na swoim miejscu.
-Już lecę do ciebie. Wszystko będzie dobrze, słońce...- szepnąłem. Łzy stanęły mi w oczach, lecz przestałem się skupiać na tym, gdyż wystartowaliśmy...

________________________________________

Na tym zakończę.
Jutro postaram się napisać kolejny rozdział i go wstawić też jutro albo we wtorek.
Miłego czytania życzę! :)


sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 33

  -Nie masz mi nic do powiedzenia?- zapytał z żalem
-Oglądałam wywiad...I chyba mam...- powiedziałam niepewnie
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Serio? Musiałem się dowiadywać takich rzeczy od dziennikarzy, a powinienem od swojej dziewczyny?- podniósł głos. Zatkało mnie. Urosła mi wielka gula w gardle, która mi nie pozwalała wypowiedzieć najmniejszego chociaż słowa. Wzięłam głęboki oddech, po czym jednak wydukałam
-Jay... ja chciałam... tylko...
-Tylko?
-Nie chciałam, żebyś musiał wpisywać jakieś rzeczy na twitterze. To by tylko pogorszyło sprawę...- głos mi drżał
-Myślałem, ze sobie ufamy, Alex...
-Bo ufamy! Jay! Wiem, że to moja wina...
-Nie chce mi się z Tobą rozmawiać. Cześć...
-Jay!- rozłączył się. Myślałam, że wybuchnę, że zapadnę się pod ziemię. Ale namieszałam... -Aaaa!- rzuciłam telefonem o ścianę, a ten rozsypał się w drobny mak. Usiadłam pod ścianą. Rozpłakałam się automatycznie. On... on mnie znienawidził...- Boże, jaka ze mnie idiotka!- krzyknęłam na cały dom. Szybko wstałam i poszłam do pokoju. Włączyłam laptopa szybko. Kupiłam bilet lotniczy. Nie do USA... tylko do domu... do Polski... Lot był o 16:52. Odświeżyłam się, po czym ubrałam rybaczki o kolorze przetartego jeansu, do tego czarną tunikę. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z łazienki i się spakowałam w walizkę i torbę. Zajęło mi to godzinę. Z szuflady wyjęłam stary telefon i kartę Orange. Doszła w tym momencie 14:00. Wzięłam jedną kulę. Zniosłam bagaże na dół. Napisałam do taty jeszcze tylko kartkę:

 " Przepraszam tato, ale nie mogę tu dłużej być. Nie daję rady. Wszystko się spieprzyło... Wiem, że chciałeś jak najlepiej, ale to twój dom... Mój jest w Polsce. Kocham cię, tato.
                                                                                                                          Alex"

Zostawiłam ją na stoliku do kawy w salonie. Wzięłam ze skarbonki jeszcze oszczędności., po czym wziąwszy bagaże ruszyłam ku drzwi. Zakluczyłam dom. Spojrzałam załzawionymi oczami ostatni raz na budynek, który rzekomo do tej pory był jeszcze moim domem i ruszyłam na przystanek autobusowy. Po ok. 10 minutach usiadłam na ławce czekając na autobus. Gdy nadjechał, wsiadłam do niego i usiadłam koło okna. Po chwili odjechał. Wysiadłam po 15 minutach pod lotniskiem. Ujęłam bagaże w dłonie i z jedną kulą poszłam w kierunku budynku. Gdy weszłam, pokierowałam się do kas, by odebrać mój bilet. Po tej czynności poszłam do odpowiedniego terminala, przeszłam potrzebne kontrole, a bagaże poszły do samolotu już. Skierowałam się do poczekalni. Usiadłam na krześle i odczekałam godzinę by wsiąść na pokład i odlecieć do domu. Do prawdziwego domu...

*z perspektywy Jay'a
  Przerosło mnie to wszystko. Zastanawiał mnie jednak fakt, dlaczego mi o tym nie powiedziała?! Dlaczego musiałem dowiedzieć się o tych cholernych tweetach "fanów" od dziennikarzy, od reporterów?! Czy ona się tak bardzo mnie bała? Tak bardzo mi nie ufa... Pogubiłem się już w tym wszystkim.
-Stary... Może po prostu się bała konsekwencji?- powiedział Seev
-Nie wiem. Chociaż... Albo dobrze to ukrywała, albo jestem idiotą, bo tego nie zauważyłem.
-Mam być szczery?- zapytał Nathan
-Najlepiej by było.
-To obie kwestie. Dziewczyna ma tyle w sercu, że pewnie ona sama już się w tym pewnie pogubiła. Daj sobie spokój z Alex, loczek. Ma 15 lat tylko. Głupi wiek... wiesz o tym...
-Możesz do cholery te kazania sobie w buty schować?!- wybuchłem- sam jesteś takim cholernym dzieciakiem, który ma mniej rozumu niż 9-latek! Więc gówno wiesz co ona przeszła! Nie patrzała na to czy mam kasę, czy jestem sławny! Nawet nie wiesz jak mnie zjechała, gdy wpadliśmy na siebie! To był jej pierwszy dzień w Londynie... Byliśmy wtedy po bibie. Miałem kaca. Ona na mnie przypadkowo wpadła. Myślałem, że jak zamruczę na nią, że to piątek 13-ego albo coś w tym stylu to coś da. Ale ona za to mnie tak zjechała, że samemu mi w pięty poszło i dobrze wiesz, że to się często nie zdarza! Sam byś mógł zacząć traktować dziewczyny lepiej, a nie urządzać konkursy, która to lepsza będzie w łóżku i która będzie miała zgrabniejszy tyłek!- po raz pierwszy się tak na niego wydarłem. Seev miał oczy jak pięciozłotówki, a reszta się zbiegła. Chwilę po tym dostałem telefon...- Halo?
-Dzień dobry Jay...- usłyszałem głos ojca Alex i normalnie przełknąłem głośno ślinę.
-Dzień dobry, panie Grabarczyk. Coś się stało?- zapytałem...


______________________________________________

Na tym zakończę.
Ten rozdział dedykuję dla mojej przyjaciółki Pameli. Kochana! Dziękuję ci za pogaduchę i za motywację. Dziękuję, że wpadłaś do mnie w piątek! Za jabłko, za jedzenie ogórka i za pomoc w obieraniu ziemniaków xD ^^
Mam nadzieję, że się wam rozdział spodoba. <3

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 32 + notka!

* parę dni później
Dzisiaj mamy 7 lipca. Wszystko układało się co najmniej świetnie. Głównie między mną a Jay'em i regularnie z Nareeshą nadrabiamy stracony czas. Fanki Jay'a zaakceptowały mnie. Ale wątpię, że polubiły. Było dużo negatywnych uwag w moim kierunku, ale nic nie mówiłam. Chłopacy dwa dni temu wyjechali w trasę koncertową. Ciężko było mi się z nimi rozstać i z Nareeshą, bo jechała z nimi. Kelsey nie mogła. Miała pracę. Siedziałam sobie w domu, bo znowu padał deszcz. Pogodne dni są tutaj jak święto. Tata w pracy był co znaczyło, że jestem sama w wielkim domu. I właśnie tego nie znosiłam najbardziej. Być sama. Siedziałam sobie przed laptopem i patrzałam co nowego u chłopaków. Nowa prywatna wiadomość. Od kogo? Od loczka. A brzmiała ona tak:
 " Hej słońce. Jak tam się trzymasz? x"
Odpisałam mu:
"W miarę. Siedzę sama w domu. Anne wyjechała do babci. Tata w pracy i deszcz pada. A jak w USA?
On na to:
" Gorąco. Tyle powiem :) Wiesz co muszę kończyć. Musimy na próby iść. Kocham cię! xx"
Nic mu na to nie odpisałam. Co rusz pojawiała się fala uderzeń w moim kierunku ze strony jego fanek. Rzadko zdarzało się, że ktoś wysłał coś miłego. No ale co ja za to mogę? Odeszłam od laptopa i o własnych siłach poszłam do salonu. Usiadłam sobie wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Trafiłam akurat na wywiad z The Wanted.
-To powiedzcie nam kiedy nowy singiel.
-Fani już znają jego tytuł. Jest to I found you. Teledysk ukarze się 16 października tego roku o północy brytyjskiego czasu.- zaczął Siva
-A kiedy nowa płyta?
-Po nowym roku.- dodał Nath
-Siva twoja dziewczyna przyjechała do L.A z tobą tak?
-Tak, ale nie towarzysko tylko do pracy.
-A co z połówkami pozostałych. Tom i Jay?- zapytała kobieta
- Musiały zająć się własnymi sprawami.- dodał pogodnie Tom
-A nie tęsknicie za nimi?
-Oczywiście, że tak, ale przejdźmy na ścieżkę zawodową. - powiedział Jay.  Oglądałam z zaciekawieniem cały ten wywiad.
-Jay a jak znosi twoja dziewczyna... Alex, tak?- oczy mi wyszły z orbit. Teraz to już koniec...- Negatywne przyjęcie fanów. Patrzeliśmy na jej konto twitterowe i wpisy fanów. Powiem ci... fala krytyki tak znienacka.
-Wiesz co? Nie jest źle. Bynajmniej tego nie okazuje, ale co kryje serce dziewczyny? Tylko sam Bóg to wie...- zaśmiał się nerwowo. Wyłączyłam TV w trymiga. Będzie zły, zawiedziony, rozczarowany...
-No to po mnie....- powiedziałam cicho. Ręce zaczęły mi się dziwnie trząść zaczęło być mi zimno. Bałam się. Przemawiał przeze mnie strach. Każdy ruch, każdy oddech... nie wiem jak to określić. Po prostu nie wiem.Zaczęłam nerwowo stukać palcami o stół. Krzątałam się z kąta w kąt. Nie wiedziałam co robić... Nagle usłyszałam dzwoniący telefon. Serce mi stanęło na parę sekund. Podeszłam do blatu kuchennego i spojrzałam na ekran wibrującego telefonu. Wiedziałam... Jay dzwonił. Trzęsącymi dłońmi wzięłam do ręki telefon i przycisnęłam zieloną słuchawkę...
   -Halo?- spytałam niepewnie.

_____________________________


Z góry przepraszam, że wczoraj nic nie dodałam, ale natłok lekcji i nauki był... :(
A czasu dużo nie było.
Nie mogę już obiecać, że będę dodawała codziennie rozdziały. Ostatnia klasa gimnazjum, a sprawdzianów, kartkówek i testów jest od cholery za przeproszeniem. ;/
Przepraszam jeszcze raz was... to nie było zamierzone, po prostu... Będę wdzięczna jeśli zrozumiecie, że rozdziały będą dodawane co dwa, trzy dni....
 Zauważyłam dzisiaj, że blog przekroczył 3000 wejść!!! <3
Jezuu... w życiu bym nie pomyślała. ;3
Życzę miłego czytania!


poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 31

    Rano otwieram oczy, a przy mnie już nikogo nie ma. Zerknęłam na telefon na szafce nocnej. 10:58.
-Osz w mordę...- szybko się zerwałam na równe nogi
-Wracaj do łóżka!- usłyszałam głos mojego chłopaka
-Skąd wiesz, że wstałam?
-Słychać. Wracaj do łóżka. Wstaniesz dopiero jak ci powiem.- stwierdził. Z nie dowierzaniem patrzałam na drzwi do pokoju, które były zamknięte.
-A patrzałeś chociaż na zegar i zobaczyłeś która godzina?
-Tak. Masz wracać do łóżka i iść spać.
-Co za ludzie...- westchnęłam i wróciłam do łóżka jak mi kazano. Po chwili wszedł Jay z... śniadaniem.- I dlatego kazałeś mi leżeć w łóżku?- zapytałam uśmiechnięta.
-To też, ale chciałem cię tak ładnie przywitać.
-Ze śniadaniem?
-Też. Mianowicie tak. - przybliżył się i musnął moje usta.
-Takie powitania to ja poproszę częściej.- zaśmiałam się.
-Śniadanie robiłem sam. -pochwalił się.
-WOW! Jestem pod wrażeniem. Anne jeszcze śpi?
-Nie. Z Kelsey gada.
-Aha. Zaprzyjaźniły się.- uśmiechnęłam się.
-Nie zdziwiłbym się gdyby całą noc przegadały.
-Biedny Tom. - zaśmiałam się.
-Słyszałem!- krzyknął
-Idź sobie śniadanie zrobić albo coś...- powiedział loczek
-A mi to już nikt nie zrobi.
-Nie marudź tylko idź.
-No dobra...- warknął. Chwilę po tym jak poszedł zaczęliśmy się śmiać głośno. Spojrzałam na tackę. Oczywiste dla Jay'a. Naleśniki z syropem, ciepła herbata, a na deser nic innego tylko skittlesy.
-Zadbałeś o szczegóły.- zaśmiałam się ponownie patrząc na dwie paczki cukierków.
-Jak mógłbym zapomnieć o tym?
-Nie wiem.
-Jadłeś już?
-Nie.
-To dawaj tu. Jemy razem. - chłopak na tą myśl wyszczerzył szeroko ząbki i momentalnie znalazł się przy mnie. Zaczęliśmy od naleśników. Raz on, raz ja. I tak na zmianę. Chłopak nie dawał mi normalnie zjeść, bo cały czas robił dziwne miny i gadał innymi głosami przy czym mnie rozśmieszał. Ale w końcu się udało. Zjadłam swoją porcję, po czym napiłam się gorącej, cytrynowej cieczy.- Ktoś ma kaca?
-Max i Nathan zapewne.- na to drugie imię zszedł mi uśmiech z twarzy. - Ej, Alex ja wiem co on zrobił. Na razie śpi. Potem się z nim pogada.
-Pogada to chyba za mało...- pomyślałam.- Oferta z odwinięciem mu aktualna?- spojrzał na mnie dziwnie
-Tak oczywiście.
-Dobrze. -uśmiechnęłam się na samą myśl. Chociaż... nie ja taka nie jestem. Ale jak coś dopowie to mu przyłożę. Nie wiadomo kiedy kolorowe cukierki zniknęły za naszą sprawą. Chłopak poszedł posprzątać. Zupełnie jak nie ten Jay zanim go poznałam. Wzięłam ubrania i bieliznę, jedną kulę i poszłam do łazienki. 20 minut zwykle zajmuje mi poranna toaleta i tym razem też tak było. Ubrałam się w szary komplet dresowy, włosy spięłam w wysokiego kucyka i byłam gotowa do opuszczenia łazienki. Piżamę schowałam do torby, telefon wzięłam do kieszeni, zaścieliłam łóżko i zeszłam na dół. Byli tam wszyscy. Siva, Nareesha, Max, Tom, Kelsey, Anne, Jay i Nathan. Uśmiechnęłam się do nich ciepło. -Dzień dobry!
-Cześć.- odpowiedzieli.
-Nie tak głośno. - powiedział Max.
-Lekki kac?
-Żeby tylko...- dodał zamulony. Nathan ciągle oblepiał mnie wzrokiem.
-Mógłbyś oblepiać wzrokiem ciasto, a nie mnie BabyNath?- zapytałam . Chłopak tak się na mnie dziwnie spojrzał.
-Mógłbym gdyby ciasto faktycznie było. Widoki są tu lepsze... - uśmiechnął się i podniósł dwa razy brwi.  We mnie zaczynało się już gotować. Tak mnie denerwował, że gdyby była taka możliwość... zaraz, zaraz. Przecież jest. Jay nie wiedział, co miał zrobić. Młody wszystko pamiętał. W końcu nie wytrzymałam i... i pociągnęłam mu z liścia w prawy profil. Wszyscy zrobili duże oczy.
-Zapamiętaj sobie. Z takimi gierkami to idź do klubu do dziwek, nie do mnie. A to za to co odwaliłeś. Pochwal się skoro jesteś taki kozak.- powiedziałam złowieszczo i poszłam do góry po torbę. Zaraz za mną znalazły się dziewczyny.
-Dziewczyno... - zaczęła blondynka
-Za co to było?- zapytała Anne
- Nie pochwalił się wam jeszcze? Jakim to jest frajerem dobierających się do dziewczyny najlepszego kumpla?
-Alex uspokój się.- powiedziała łagodnie mulatka.
-Wiecie co? Na mnie już czas. Nie chcę na niego patrzeć, bo mi się niedobrze robi na samą myśl.- chwyciłam za torbę. Wzięłam ją na ramię, bo miałam taką możliwość. Wzięłam drugą kulę i zeszłam na dół. Gdy tylko mnie zespół zobaczył. Zamilkł po prostu. Ubrałam obuwie. Gdy chwyciłam za klamkę od drzwi wyjściowych  usłyszałam głos chłopaka.
-Alex...- zaczął loczek. - zostań. Proszę.
-Wybacz Jay, ale mówiłam ci już o tym.
-Zrywasz ze mną?
-Nie, broń Boże. Nie zrywam z Tobą. Po prostu z takich powodów jak Nathan jakoś podziękuję.- powiedziałam smutno. Chłopak do mnie podszedł i przytulił mocno.
-Odprowadzę cie. Co ty na to?
-Z wielką chęcią.- uśmiechnęłam się.- Dzięki za gościnę. Było... całkiem fajnie. Cześć.- wyszliśmy z budynku. Chłopak zabrał mi torbę i ją niósł. Poszliśmy w stronę mojego domu...


______________________________
Koniec zawiechy ogłaszam!
Jeszcze raz przepraszam, ale brak weny... na to nic się nie da zrobić.
 Dzisiaj w szkole dzień mega udany! <3 dwie piątki z fizyki i chemi <fuck yea>
Mam nadzieję, że u was też wszystko git po długim weekendzie i że się spodoba. :)