poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 37

   -Co teraz zrobimy?- zapytałam
-Podzielę się ze światem, że Tobie nic nie jest.- skrzywiłam się lekko na ten pomysł. - Alex... Nie powinnaś się tym martwić.
-Ale twoje fanki mnie nie znoszą.- on wystukał w telefonie coś.
-Co ty robisz?
-Podpis do zdjęcia. Chodź tu.
-Wolałabym nie...
-No chodź. Skoro ja to publikuję, to nic ci się nie stanie.- w końcu mu uległam, z czego nie byłam zadowolona. Chłopak przyciągnął mnie delikatnie do siebie i pocałował. W tym czasie zrobił zdjęcie.
-A mogłabym je chociaż zobaczyć?
-Dobrze.- spojrzałam na nie i się uśmiechnęłam. - To chyba znaczy, że mogę je wstawić, co?
-Tak.- loczek nie czekając zrobił to.- Tak w ogóle to co tam napisałeś?
-A nei możesz zobaczyć?
-Mój poprzedni telefon... Rozwaliłam go wczoraj o ścianę...
-WOW! Ile go miałaś?
-Odkąd mieszkam w Londynie.
-O kurde...Masz. Sprawdź na moim.
-Dzięki.- weszłam na swojego twittera. Zobaczyłam to co Jay napisał:

 "Dzięki Bogu znalazłem Cię! Pożeracz waty cukrowej wrócił! :D"

-Serio? Pożeracz waty cukrowej?- zaśmiałam się i w tym czasie zadzwonił jego telefon. Zdążyłam zobaczyć, że to mój tata.- Czemu mój tata do Ciebie dzwoni?
-Co?! Daj.- szybko wyrwał mi telefon z ręki i odebrał.- Tak?
-Znalazłeś Alex? Była na cmentarzu. Tylko trochę mi uciekła.
-Tato...Jay mnie znalazł...- odezwałam się
-Zaraz co?! Gdzie wy jesteście?
-Na osiedlu koło Biedronki.
-Ok. Już jadę.- spojrzałam na niego podejrzliwie
-Twój tata i ja byliśmy w kontakcie.
-Aha
-Zła jesteś...
-Zaskoczona- chwila ciszy nastała. Pojawił się mój tata
-Boże jak dobrze!- uradował się i podbiegł.- wszystko ok?
-Tak... Wszystko jest git.
-Chodźcie. - Jay wziął mnie na ręce. Tata tak dziwnie na nas spojrzał
-Alex nadwyrężyła kostkę.- wytłumaczył szybko loczek
-Chciałam zobaczyć czu już mogę odstawić kule. Nie chcę być dłużej kaleką.
-Nie jesteś.... Po prostu miałaś wypadek
-Ciebie samą zostawić...- westchnął głośno. Wsiedliśmy do auta taty. Z chłopakiem siedzieliśmy z tyłu. Ja od strony kierowcy. Nogi pokurczyłam i objęłam. Tak naprawdę trudno było mi się cieszyć z tego, ze mnie znaleźli. Tak szczerze nie chciałam tego. Czułam się jakby trzymali mnie na smyczy albo jeszcze lepiej pod kloszem. Oboje dużo dla mnie znaczyli, ale ta ucieczka miała trwać tydzień, a nie jeden dzień. Głowę miałam opartą o szybę. Chciało mi się płakać.- Alex!
-Co jest?- wróciłam na ziemię po czym odezwałam się do taty
-Co ci jest?
-Nic.
-Masz łzy w oczach.
-Nic mi nie jest- odburknęłam.
-Gdziem masz rzeczy?
-U cioci Ani.
-Ok.- pojechaliśmy tam. Gdy tylko dojechaliśmy wyszłam z tego samochodu jak oparzona. Wbiłam kod i weszłam. Nie zwracałam uwagi na to czy mnie boli czy nie boli. Targały mną emocje. W szczególności te złe.  Trzasnęłam drzwiami.
-A tobie co się stało? -zapytała zdezorientowana brunetka
-Znaleźli mnie.... Tata i... i Jay
-Nie cieszysz się?!
-Z czego? Że wracam pod klosz? Że muszę się ukrywać w okularach i pod kapturami w Londynie tylko dlatego, żeby jego fanki mnie nie dopadły? Że nie mogę żyć jak normalna nastolatka?
-To teraz popatrz co on znosi. wiedziałaś w co się pakowałaś gdy godziłaś się być jego dziewczyną. - stwierdziła ciocia
-Czasami mam dość. W ogóle... wolałabym, żeby to się w ogóle nie wydarzyło. Wolałabym, żeby na tym wielkim zderzeniu się zakończyło, albo być jego znajomą. Już nie daję rady rozumiesz? Mimo że się pogodziliśmy to i tak jest źle. Jest gorzej. Każdy chce mnie w jakiś sposób kontrolować. Tata, mimo że jest pracoholikiem, chce bym była jego dawną córeczką sprzed lat, ale nigdy tak nie będzie. A Jay chce, żebym poleciała z nim do Los Angeles i tam maja mnie pilnować...- słona ciecz zaczęła spływać po policzkach- Ja nie chcę tak żyć. Chcę być tu, w Polsce. - brunetka dała mi znak, że oboje w tym momencie kiedy się wyżaliłam, za mną stali. Zrobiłam oczy jak pięciozłotówki
-To zostaniemy z Tobą.- odezwał się tata
-Nie!- krzyknęłam. - Nie chcę być znowu pod kloszem!
-Nie jesteś!
-To myślisz, że po cholerę uciekłam z Londynu?! Cały czas byś mnie tylko kontrolował. Gdyby się dało to byś wszczepił mi czip żebyś wiedział gdzie jestem!
-Alex nie krzycz...- odezwał się spokojnie loczek
-Ty też mógłbyś się zamknąć?! Każda twoja fanka gdyby mogła to by jednym kiwnięciem palca zatrzymała u mnie akcję serca! Każda by chciała, żebym z Tobą nie była albo lepiej żebym w ogóle nie istniała. I wiesz co?! Ułatwię im to zadanie. To koniec, Jay!- wzięłam kulę i wyszłam.
-Alex!- zbiegł za mną.
-Zostaw mnie...
-Co cię napadło?- chwycił mnie za rękę.
-Możesz napisać do fanek, że nie jesteśmy już razem... Na pewno się ucieszą...- wyrwałam mu się i poszłam przed siebie.

* z perspektywy Jay'a
  Wszystkie te słowa dzwoniły mi cały czas w uszach. To koniec... Ona ze mną zerwała. Wróciłem do jej ojca. Usłyszałem kawałek rozmowy, albo lepiej... kłótni. Co lepsze kłócili się w moim języku.
-James! Ona ma tylko 15 lat! Straciła mamę! Jedną z najważniejszych osób w jej życiu! Nie widzisz w jakim ona jest stanie psychicznym?!- krzyknęła jej ciotka
-Widzę.. .teraz tak
-To gdzie ty do cholery byłeś przez te dwa lata?! W pracy?!
-Ania to n ie twoja sprawa!
-Moja! Alex jest moją chrześnicą! Jak mogłeś ją tak zaniedbać?! Do tego ten chłopak...
-Co on?!  Do tej pory ją odciągał od tego wszystkiego!
-Jak widzisz narobił jej więcej problemów niż ona miała! Jego fanki zniszczyły ją całkowicie!
-Nie mów tak!
-A jak?! Pytam się! Pamiętasz tą dziewczynę ze zdjęcia?! - chwyciła drewnianą ramkę ze zdjęciem i mu do nosa przytknęła- Gdzie ona jest teraz?! Chodziłeś z nią do psychologa, albo kogokolwiek kto mógłby jej pomóc?!- facet się zawiesił- Oczywiście, że nie?! Bo po co?! Serio myślałeś, że ta wyprowadzka do Londynu jej w jakiś sposób pomoże?! Bo jeśli tak to jesteś smieszny!
-To jest moja córka i to ja będę decydował co z nią będzie do 18-stego roku życia co najmniej! Tobie nic do tego!- wydarł się na brunetkę
-Jaki z ciebie hipokryta jest! Zastanów się chociaż raz nad tym co mówisz! Alex jest w tak złym stanie psychicznym, że...- nie dokończyła tego
-Nie mów tak!
-Nie wykluczaj tego!- miałem dość już tego
-Prze pana...- powiedziałem spokojnie- Możemy jechać?- ich w tym momencie zamurowało
-Słyszałeś?
-Od deski do deski...
-Jay to nie twoja wina...- zaczął się tłumaczyć
-Możemy o tym nie rozmawiać?
-Porozmawiamy innym razem Anno.
-Na jej pogrzebie nie będziemy mieli o czym.- wyszliśmy bez słowa. tyle co do mnie dzisiaj dotarło. Tyle obelg, skarg, oskarżeń to chyba w życiu się tyle nie nasłuchałem. Pojechaliśmy do jego mieszkania. Gdy tylko dojechaliśmy i weszliśmy, spakowałem się i bez słowa wyszedłem. Złapałem taxi, która zawiozła mnie na lotnisko. Cały czas o tym wszystkim myślałem. 15 lat. 7 lat różnicy. Może faktycznie to za dużo było. To faktycznie koniec. Wyjąłem komórkę i napisałem na twitterze.
 
 "Mam nadzieję, że moi cudowni fani są szczęśliwi teraz. 2 tygodnie.. .i na tym koniec..."

Gdy dojechałem do celu, zapłaciłem za drogę i poszedłem. Kupiłem bilet do L.A i pozostało mi czekać. Przeszedłem wszystkie potrzebne kontrole i usiadłem na krześle. Jest 14:30, a lot mam o 15:03. Zadzwonił mój telefon. Big Kev.
-Halo?
-Gdzie ty do cholery jesteś?! Mamy do kręcenia teledysk, piosenki do nagrania!
-Scooter ani chłopacy ci nic nie powiedzieli? Scooter pozwolił mi lecieć do Polski
-Po jasną cholerę?!
Nie drzyj się to po pierwsze. Po drugie już wracam tak za pół godziny mam samolot do L.A, a po trzecie porozmawiamy jak przylecę.
-O... ok. Na razie. rozłączył się.

_________________________________________


Na tym zakończymy. Jeśli chodzi o blog... To nie koniec dramatu.
Dzisiaj w szkole jaka jazda była xD edytowaliśmy zdjęcia w paincie i robiliśmy przypał ;) Moja klasa jest tak powalona, że aż zajebista :D

1 komentarz:

xxx pisze...

Nominowałam Cię do Liebster Award
Więcej informacji u mnie na blogu