czwartek, 25 października 2012

Rozdział 25

Siedziałyśmy chwilę jeszcze i rozmawiałyśmy sobie na spokojnie od serca tak. To wszystko było tak dziwne. Tak dziwnie się układało, że nawet podczas takiej nawet rozmowy czułam się jak kosmitka.
-Chcesz coś do picia? Bo tak siedzimy tu i siedzimy.
-Spoko. Chodź na dół.- wstałyśmy i zeszłyśmy na dół. Podskoczyłam do lodówki i wyjęłam wodę. Nalałam ją do dwóch szklanek i jedną podałam mulatce. Usiadłyśmy sobie na kanapie i zaczęłyśmy sobie pić powoli. -Wujek w pracy?
-Taaa. Jak zwykle.
-Co to znaczy?
-Jest pracoholikiem. Gdyby mógł każdą wolną chwilę spędzałby w pracy. Ale jestem ja.
-Nie mów tak. Mój ojciec tak samo jest pracoholikiem. Niby przyrodni bracia, a są do siebie tak podobni, nie?
-Jakby nie patrzał płynie w nich ta sama krew.
-No tak. - nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Bożee. Żyć mi nie dają...- wstałam i podskoczyłam  do drzwi. Otworzyłam je i zaraz zamknęłam.
-Alex wysłuchaj mnie!
-Spadaj! Nie chcę z tobą gadać!
-Proszę!
-Za to co powiedziałeś? Nigdy!- odkrzyknęłam. Nareesha wkroczyła do akcji.
-Dzieci... Jay!- otworzyła drzwi.
-Co ty tu robisz?
-Jakby nie patrzał to moja kuzynka. Słuchaj. Alex na razie nie chce z Tobą gadać, więc na razie daj sobie spokój. 
-Muszę z nią porozmawiać.- powiedział.
-Porozmawiasz z nią jak oboje ochłoniecie... Na razie zjedź z tonu, loczek.- dokończyła. Ten się zawrócił i poszedł z powrotem tam skąd przyszedł. Usiadłam załzawiona na schodach i zakryłam twarz w dłoniach. -Ejejejej! Alex nie płacz!- szybko do mnie podeszła i przytuliła. - Nie ma o co...
-To boli wiesz?
-Wiem. Miałam podobnie po pierwszej kłótni z Sivą, ale musisz ochłonąć dziewczyno. Inaczej tego nie przetrwasz...- nie odezwałam się. Chwilę tylko siedziałyśmy w milczeniu...

*Tydzień później
  Minął tydzień od tego wszystkiego. Jay próbował się do mnie wielokrotnie dobić, ale mu się to za nic nie udało. Postąpiłam zgodnie z radą kuzynki... Jest sobota. Dzisiaj koncert The Wanted tam gdzie byłam w zeszłym tygodniu na One Direction. Ogólnie byłam u ortopedy z nogą. Ściągneli mi ten cholerny gips, bo uznali, że kość bardzo szybko doszła do siebie, ale nadal o kulach chodzę. Chociaż jakiś plus. Dzisiaj 30 czerwca. Szybko to zleciało. Jest godzina 14:34, a koncert o 19:30. Tradycyjnie Anne jest u mnie. (;D).
-Boże jak fajnie bez tego gipsu wyglądasz.
-Dzięki. Ale tam były podpisy chłopaków. - zasmuciłam się, po czym znowu uśmiechnęłam.
-Do loczka cały czas się nie odzywasz?
-Nie. -stwierdziłam.
-Jeszcze raz przepraszam, że tak namąciłam.
-Luz... to nie twoja wina. Gdyby spytał powiedziałabym mu penie to samo co ty tylko, że bez rewelacji, albo coś- westchnęłam.
-Przygotujmy się na ten koncert.- powiedziała. Na te słowa się uśmiechnęłam i podskoczyłam do szafek. Otworzyłam wszystkie po kolei. Udało mi się wykopać taki zestaw. Anna miała dla siebie już przyszykowany od rana <patrz tu>. Przygotowania, czyli odświeżenie się, ubranie, umalowanie, ułożenie włosów zajęło nam łącznie około 3,5 godzin. Tata tylko co chwilę zaglądał czy wszystko ok. Czasami przyniósł też coś do zjedzenia. W moim przypadku skittlesy. Anne zaraziłam miłością do nich. Doszła 18:05.
-No dziewczyno wyglądasz bajecznie. -zakomplementowałam
-Ty też.
-Dzięki. Chodź już na dół. Za półtora godziny jest koncert.- zeszłyśmy na dół. Tata widząc nas zmierzył od góry do dołu wzrokiem.
-Nooo. Dziewczyny. Wybijecie tam wszystkie fanki.- powiedział szczerząc ząbki i podał mi kule.
-A kule psują cały efekt. - burknęłam pod nosem. Ubrałyśmy obuwie.- Możemy już jechać tato?
-Tak jasne. - wziął kluczyki i ruszyliśmy do samochodu, wsiedliśmy i pojechaliśmy w wybranym kierunku....

___________________________
Na tym zakończę ten rozdział. Już mam wizję na następny. ^^ Ogólnie deszcze leje, zimno jak cholera jest. Normalnie Boże widzisz i nie grzmisz ;/ na MTV leciało I Found You i ząbki szczerzę do tej pory. Boziuuu... Daj nam ich koncert w Polsce! <3 A co do rozdziału... same go oceńcie :D

1 komentarz:

Anku ;D pisze...

Dlaczego??!! Dlaczego??!!
No czemu skończyłaś???!!!
Świetny rozdział ;**
Czekam na więcej ;D