środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 72

    Resztę tego pięknego dnia spędziłam z ojcem oglądając filmy na DVD. Jay musiał iść, bo jakieś sprawy w studio miał.
  - Nie ma czegoś innego?- zapytałam
  - A co byś chciała, księżniczko?
  - Po pierwsze nie mów tak do mnie. Po drugie chciałabym jakąś komedie. Chcę się pośmiać.
  - To co polecasz?
  - Nie wiem. Myślałam, że ty coś masz. - szepnęłam i spojrzałam na niego. Bezradny posłał mi uśmiech i wykopał ze stosu płyt Epokę Lodowcową 4: Wędrówkę Kontynentów.
  - Może być? - zaśmiał się.
  - A pewnie, że może. - doczłapał się do odtwarzacza i włączył się po paru sekundach film. Najbardziej wyczekiwany moment był ten, w którym można było usłyszeć Chasing The Sun. Gdy tylko to usłyszałam, zaczęłam podśpiewywać i kołysać się w rytm muzyki. Gdybyśmy dotrwali do końca seansu zapewne byłoby to święto. Ktoś nam przerwał. Tata poszedł otworzyć drzwi, za którymi stał Seev. Wpuścił go bez słowa. Na jego widok od razu wstałam i się przytuliliśmy. Nie wydawał się być szczęśliwy.  - Co się stało? - zapytałam
  - Nic...
  - Widzę, ślepa nie jestem. Seev co się dzieje?
  - No bo... No bo Nareesha mnie zostawiła... - szepnął zdołowany. Oczy wyszły mi z orbit dosłownie. Zatkało mnie.
  - Oh... Przykro mi. Co się stało?
  - To było powodem. - pokazał na telefonie wpis na jakiejś dennej stronie plotkarskiej, gdzie było pokazane jak obściskuje się z inną. Ale coś mi tu nie grało.
  - Wiesz, ze to jest fotomontaż, prawda?
  - Wiem, tylko ona mi nie wierzy.
  - A próbowałeś chociaż jej to wytłumaczyć?
  - Nie raz. Nie chce mnie słuchać. - odpowiedział. Usiadł na kanapie. Podałam mu wodę.  - Dzięki. - rzucił obojętnie i się napił.
  - Nie wiem jak Ci pomóc. Postaram się z nią pogadać, ale wiesz, że nie powinnam się wtrącać do was.
  - Wiem, wiem, tylko że nie wiem co robić.
  - Ja też nie za bardzo. - szepnęłam. - Daj jej trochę czasu. Może coś to da.
  - A jeśli nie?
  - Daj jej być szczęśliwą. Jeśli nie z Tobą to z kimś innym, ale wolę Siveeshę osobiście. - posłałam mu pocieszający uśmiech. Chłopak pozostał w milczeniu...
 

* Początek października.
   
    Mamy dzisiaj dokładnie 1 października 2013 roku. Co raz szybciej zbliżał się wielki dzień. Im mniej czasu pozostało tym bardziej się bałam.
Chłopacy jeździli po całym UK i dawali koncerty. Dzięki Bogu Nareesha ogarnęła, że to jest zwykły fotomontaż i wróciła do Sivy. Siedziałam sobie w domu. Tata pomimo mojego opierania się zapisał mnie do szkoły rodzenia. Nie wiem po kiego kija, ale niech mu będzie.
Brzuch był  już bardzo duży. W końcu został około tylko miesiąc. Odczuwałam już ruchy dziecka bardzo wyraźnie . Po wizytach kontrolnych wynikało, że z maluchem jest wszystko w porządku. Z czego oczywiście się bardzo cieszyłam.
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Jay. Odebrałam.
  - Czego dusza pragnie? - zaśmiałam się.
  - Dowiedzieć się czy wszystko z Wami w porządku.
  - Wszystko jest okej. Mały kopie jakby miał piłkę przy nogach.
  - Ooo to fajnie. - zaśmiał się.
  - Tylko, że już jest na tyle silny, że powoli to zaczyna boleć.
  - Mój chłopak. - powiedział cicho.
  - Wiesz co muszę kończyć. Tata ma mnie zabrać do szkoły rodzenia. - powiedziałam szybko.
  - Zaraz... Gdzie?!- zapytał zszokowany
  - Do szkoły rodzenia. Bez paniki. - powiedziałam ze spokojem i się rozłączyłam. Poczułam mocnego kopniaka od juniora. - Młody ty mnie dzisiaj rozbrajasz. - szepnęłam. Poszłam na górę.
Torba w razie co była w gotowości dla małego, a pokój już był według Jay'a i mojego taty urządzony i wyglądał o tak.
Nie powiem jestem dumna z efektu końcowego i to nawet bardzo. Poczułam serie bardzo wyczuwalnych i nawet bolesnych kopnięć. Złapałam się lekko za brzuch. 
  - Alex? Gdzie jesteś?-  usłyszałam wołanie ojca.
  - W pokoju juniora! - odpowiedziałam głośno. Zaraz znalazł się przy mnie. Uśmiechnął się delikatnie.
  - Jak sobie radzi przyszła mama? - zapytał delikatnie
  - Boję się. Tato co jeśli pójdzie coś... - nie dokończyłam, bo mi przerwał.
  - Córcia. Będzie wszystko w porządku. Nie ma prawa być inaczej. Jesteś silna i mądra i gdyby Twoja mama tu była powiedziałaby dokładnie to samo o Tobie.
  - Myślisz?- spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
  - Oczywiście, że tak. I nie mówię tego tylko jako ojciec. - poklepał mnie po ramieniu. Posłałam mu ciepły uśmiech, ale zaraz gdzieś znikł po wyczuwalnych bólach.  - Wszystko okej?- zapytał.
  - Tak, tak. Tylko boli, wiesz? Mały kopie z dużą siłą i boli mnie to trochę. - powiedziałam spokojnie.
  - Ile czasu masz takie bóle?
  - Od bliko pół godziny...
  - A co ile? - zapytał zaniepokojony.
  - Co chwilę. Nie mierzyłam z zegarkiem. - złapałam się po raz kolejny za brzuch. Facet zdrętwiał.
  - Nie... nie ruszaj się! Już biegnę po torbę i wszystko! - wybiegł z pokoju. W mgnieniu oka pojawił się ubrany i z torbą i z moją kurtką w rękach... Czyli to oznaczało jedno. Dzisiaj nie jadę do szkoły rodzenia...


________________________________________

Dobry wieczór :D
Dzisiaj mnie coś naszło i napisałam, ale nie bić mnie proszę za to ;c
Czuję się okropnie, bo do końca został nam, już to mogę zdradzić tylko jeden rozdział i epilog. Zapewne się cieszycie jak nigdy...
Tak czy owak dla mnie dzisiejszy dzień jest wyjątkowy ponieważ stuknęło ponad 10000 wyświetleń na blogu! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3 *.*
Mam nadzieję, że uda mi się w najbliższym czasie napisać coś dalej, ale powiem szczerze, że wątpię. ;/
Tak czy owak do następnego! :)


1 komentarz:

Unknown pisze...

Wow ! Świetny rozdział ! Pisz szybciutko nexta ^^ wenyyy :*