*dwa dni po operacji.
Otwieram oczy. Widzę białe lampy, stos kabelków przypiętych do mnie i do różnego typu urządzeń. Światło mnie raziło. Obróciłam głowę na lewo. Okno. Na prawo. Drzwi. Przy mnie był jedynie mój tata. Spał. Spojrzałam na zegar. 2:34 w nocy. Nie pamiętałam nic oprócz tego, że mnie przywieźli do szpitala w sobotę. Nie wiedziałam nawet który dzisiaj jest. Tata się obudził. Spojrzał na mnie.
-Alex. Słoneczko. - pocałował mnie w czoło. - jak się czujesz?
-Nie wiem...- powiedziałam słabo.- Który dzisiaj? Ile mnie nie było?
-Dwa dni skarbie. Dzisiaj jest poniedziałek już... 18 czerwca. Boże jak dobrze, że się obudziłaś.
-Ja też się cieszę.
-Wszyscy tu u ciebie byli. The Wanted, Nareesha, Anne, Kelsey... Jennifer...- gdy wypowiedział jej imię ściszył głos tak jakby.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Wszystko.
-Nie wiąż się z nią na poważnie, proszę... To nie wyjdzie dla dobra naszej rodziny, tato.
-Czemu? Co jest Alex?
-Jennifer nie jest kimś za kogo się podaje. Rano w sobotę przyłapałam ją na tym jak szpera w moich rzeczach w moim pokoju. Tato ona cię zdradza.
-Skąd masz takie informacje?!- zapytał zszokowany.
-Od Anne i od siebie. Jej tata się też na to nabrał. Tak naprawdę ona chce cię tylko wykorzystać. Chce tylko kasy od bogatych mężczyzn. Jest tak zwaną... prostytutką tato...- wyrzuciłam to z siebie. - Ona nie może się dowiedzieć, że wiesz to ode mnie. Bo będę miała piekło.
-Nic ci nie zrobi. Ja już tego dopilnuję. Powiem jej, że ją widziałem.
-Naprawdę tato tak mi przykro...- samotna łza spłynęła po policzku.
-Nie musi ci być. Dla ciebie wrobię wszystko.- ucałował mnie w czoło.- Jay przy tobie czuwał przez cały weekend, wiesz? W końcu go pogoniłem do domu, żeby poszedł spać.- zaśmiałam się, ale zaraz po tym poczułam ból i się skrzywiłam lekko.
-Zapomniałam o tym.
-Operacja się udała. Tylko jest jedno ale.
-Jakie?
-Ta choroba... Udało się ją zlikwidować, ale nie do końca.
-Jak to? Co to znaczy?
-Że jeśli nie zajdziesz w ciąże do 18 roku życia, to już potem nie będziesz mogła mieć dzieci...- mnie zamurowało. Ale chociaż dało się wydłużyć ten czas. Bo jak by to wyglądało. 15-latka z brzuchem.- Zadzwonię do Jay'a pewnie się niecierpliwi.
-Daj mi zadzwonić. Proszę.- poprosiłam go. Ten się uśmiechnął i wręczył mi telefon do ręki. Szybko wbiłam jego numer telefonu i zadzwoniłam.
-Halo?
-Jay przyjedź do szpitala, proszę. - powiedziałam.
-Alex?! Już jadę!- szybko się rozłączył. Ja oddałam tacie telefon uśmiechnięta. Zależało mi na tym, żeby go usłyszeć. Nie minęło 5 minut i Jay wparował. -Alex...- podszedł do mnie. Oczy już miałam mokre od łez. Wpił czule swoje usta w moje. Wplotłam palce w jego loczki. Przytulił mnie mocno, ale tak, żeby mnie nic nie bolało. Otarł moje łzy. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. My wszyscy z resztą.
-O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona. Do sali weszli wszyscy moi najbliżsi. Nareesha, Max, Nathan, Siva, Tom (?!) i Kelsey.
-Nie mogliśmy bezczynnie siedzieć i czekać na wieści.- zaczął Tom ochryple.
-Boże jak dobrze, że ja was mam.- uśmiechnęłam się. Wszyscy szybko do mnie podeszli i mnie przytulili.
-Cześć wujku.- zaczęła Nareesha...
______________________________
No to już jest :) Koniec dramatu tak zwany. Dzisiaj w szkole całkiem spoko. Szczególne podziękowania dla Martyny, mojej przyjaciółki, która mnie dzisiaj przycisnęła do napisania rozdziału i udało się go napisać <3
1 komentarz:
no to teraz czekam na rozwinięcie...
cudny rozdział :D
Prześlij komentarz