-Ale ty wyrosłaś.
-Długo się nie widzieliśmy.
-To fakt.
-Słuchaj... Możemy odstawić te kłótnie z moim ojcem na bok? Alex jest naprawdę kochana i potrzebuje nas wszystkich... Właśnie. Gdzie jest ciocia Monika?- zapytała zdziwiona. Tata zawiesił głos.
-Mama... ona nie żyje, Nareesha...- powiedziałam cicho. Ją zamurowało.- od dwóch lat... - dokończyłam. Nikt z nich nie wiedział oprócz Jay'a
-Ja...naprawdę... nie wiedziałam... tak mi przykro...- powiedziała ze skruchą.
-Nic się nie stało...-uśmiechnęłam się.
-Wiesz jak nas wystraszyłaś?- zapytał Nathan
-No wiem, sama siebie też przestraszyłam. Przepraszam.
-Najważniejsze, że wszystko jest w porządku już. Prawda?- zapytał Max
-Prawda. -wszyscy potaknęli
-Naprawdę chciało wam się czekać do 2:40?- zapytałam zszokowana godziną
-A jak mieliśmy spać?- zapytał Seev
-I tak nikt by nie zasnął. - dodał Jay
-Za wyjątkiem Toma, bo on chory jest. - dokończyła Kelsey
-A właśnie co ty tu robisz?!- zapytałam- powinieneś leżeć w łóżku!
-Wiem...- powiedział brunet. Zaczęliśmy gadać jak najęci. Brakowało mi tego przez te dwa dni. Tematy brały się znikąd. Nareesha i tata poszli pogadać na stronie. Nie wiem o czym, ale pewnie o wydarzeniach... o tym co się stało. Mi towarzyszyli wszyscy. Tom i Kelsey musieli się szybciej zwinąć, bo Tom nie chciał nabawić się powikłań po chorobie. Reszta była ze mną. Rozśmieszali mnie. A co lepsze podpisali mi się głupki na gipsie i narysowali podobizny. Swoje oczywiście. Biedny loczek zaczął ziewać i wszyscy za nim zaczęli na czele ze mną. Zaraził nas tym.
-Weź nie ziewaj, bo wszyscy zaczynają.- zaśmiałam się delikatnie.
-Sorry.- dodał. Ale i tak ziewnął i znowu wszyscy zaczęli ziewać.
-Wiecie co? Idźcie do domu się położyć spać, bo będziecie mieli zgon jak nigdy.
-Nigdy w życiu!- zaprotestował loczek. Tak na niego spojrzałam podejrzliwie.
-No dobrze, ale w południe wpadniemy znowu. -dodał Max.
-Ja zostaję.
-Jay musisz iść spać ok? przy mnie będzie tata. jak coś się będzie działo, w co szczerze już wątpię, to zadzwoni.
-Dlatego nie idę.
-No dobra...- uśmiechnęłam się. Z resztą się przytuliliśmy i poszli do domu. Ze mną został Jay i tata.
-To ja pójdę po gazetę, a wy tu sobie pogadajcie...- wycofał się i poszedł do bufetu. Zostaliśmy sami. Chłopak usiadł koło mnie, ujął moją dłoń i pocałował delikatnie.
-Tyle tu nas było, że nie spytałem jak się czujesz?
-Boli jeszcze, ale rana po operacji. Jest już dobrze.-uśmiechnęłam się. - Masz wory pod oczami wiesz?
-Nie spałem od dwóch dni.
-Czemu?
-Nie mogłem spać z myślą, że moja dziewczyna może tego...- zawiesił się. Ja się delikatnie podniosłam i pocałowałam w policzek.
-Jest już dobrze Jay. Jestem tu z tobą, jasne?- pogłaskałam jego policzki.- Już jest po wszystkim...- on musnął moje usta. Od razu na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Zmieścił się koło mnie i się położył. Zaczęłam przeczesywać jego loczki. Po chwili zasnął. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cały czas chodziły po głowie jego słowa. Może to faktycznie miłość... Nie... To nie możliwe...
____________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz