piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 43

* z perspektywy Alex.
  Otworzyłam oczy i ujrzałam widok zespołu i kuzynki kłócącej się z Jay'em
-Daj mi dokończyć. Po prostu to miejsce przyprawia mnie o dreszcze.  Po tym wszystkim. A druga sprawa to to, że nie potrafię przy niej już być. Nawet nie chcę...- powiedział cicho, na co wszyscy zdębieli i wytrzeszczyli oczy łącznie ze mną.
-Coś ty powiedział?!- podniosła głos mulatka
-Zasługujecie na prawdę. Dlatego to mówię.
-Stary to po cholerę mówiłeś, że ją kochasz?!- podniósł głos Max
-Bo ją kochałem.
-Parę tygodni?!- wrzasnął Tom
-Dobrze. To twoja decyzja co będzie. - powiedziała obojętnie, po czym sięgnęła po butelkę wody i wzięła łyk chłodnej cieczy pospiesznie ją łykając i starając się ukryć niesamowity nerw na Jay'a po tym co powiedział.
-Czyli to wszystko, co mówiłeś było jednym wielkim kłamstwem?!- każdy zszokowany się obrócił w stronę łóżka, nie wiedząc po powiedzieć. Zauważyli w końcu, że zbudziłam się. I prawdopodobnie wszystko słyszałam. Każdy znieruchomiał widząc bladą jak ścianę cerę, zapadnięte lekko policzki, duże zielone oczy i tyle bólu, który był wymalowany na mojej twarzy...- Pytam się!- podniosłam głos...
-Alex... Ja.. słuchaj...
-No słucham.
-Ja nie wiedziałem, do czego się posuniesz. Że będziesz chciała się zabić. Naprawdę. I przepraszam Cię za to, ale ja już nie potrafię. Nie mogę być z Tobą. Wiem, że nie powinienem Cię zostawiać, ale to już ponad mnie.
-Bo wolisz podróżować z czymś lekkim niż z ciężkim bagażem, co?- zapytałam i dało się wyczuć w tym dosyć dużo sarkazmu.
-Nie w tym rzecz. Po prostu już nie mogę. Przepraszam.
-Wiecie co? myślałam, że moja pobudka przyniesie więcej radości niż tego o. - pokazałam na to wszystko rękoma.
-Chodź tu.- powiedział Nath i wszyscy oprócz Jay'a, który stał jak słup, zrobiliśmy grupowego przytulasa. Wszyscy daliśmy upust emocjom i się popłakaliśmy. Tymczasem Jay wyszedł z sali.
-Czemu to zrobiłaś?- zapytał Seev
-Bo nie dałam już rady. Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby mieć mamę z powrotem.
-Alex masz dużo osób, które Cię kochają. Masz nas, Anne, tatę, rodzinę. Masz komplet.
-Właśnie, że nie. Moja mama nie żyje, a mój chłopak mnie zostawił! Najwyżej los nie chce, żebym miała komplet.
-Alex... Musisz ruszyć dalej.
-chcę, ale nie mogę. To za bardzo boli.- i nagle  wbiegli tata z Anne krzycząc.
-Mówiłam, że się wybudziła!
-Anne!- powiedziałam ucieszona i dołączyła do przytulasa. Jeszcze bardziej łzy mi pociekły.
-Chyba ty i wujek James macie sobie dużo do wyjaśnienia.- powiedziała Nareesha i wszyscy momentalnie wyszli. Zostałam sam na sam z tatą.
-Tato...
-Nic nie mów.- podszedł do łóżka. teraz zapytał jak każdy ojciec.- Coś ty do cholery sobie myślała?
-Za tym tęskniłam wiesz?- uśmiechnęłam się do niego. Ten po chwili też się rozchmurzył i przytulił mnie mocno.
-Tęskniłem za moją córeczką, wiesz?
-A ja za moim tatą. Jak źle jest ze mną?
-Teraz już lepiej. Skoro się wybudziłaś, to za parę dni będziesz mogła wyjść o własnych nogach. Nie masz już gipsu, ale to dawno, a noga się wykurowała.
-A tak. Miałam zwichniętą kostkę. Zapomniałam. - walnęłam się w czoło i wszedł lekarz.
-O widzę, że śpiąca królewna się zbudziła.- uśmiechnął się pielęgniarz. Brązowe oczy i włosy, wysoki i umięśniony.  Odwzajemniłam ten uśmiech.
-Pani Grabarczyk...Musimy wziąć panią na badania skoro już pani do nas wróciła.- popatrzałam na tatę.
-Jest dobrze córcia. Za chwilę będziesz z powrotem.- uśmiechnął się, żeby mnie uspokoić. I faktycznie to zrobił. Po chwili znalazłam się na odpowiedniej sali. Pobrali moją krew, postukali młotkiem w kolana, by sprawdzić czy mam czucie w nich. Na szczęście było wszystko w porządku.
-Pani Alexandro. Jest pani okazem zdrowia. - uśmiechnął się.- musimy poczekać na wyniki badań krwi i powiemy czego musisz się trzymać. Jakiej diety.
-Panie Santiago. Ale ja mieszkam w Londynie. Jak mam jeździć tutaj na kontrole?
-To nie problem. Będziesz jeździła na badania do szpitala w Londynie. Zadzwonię do nich. Prześlę Twoją kartę. Matt możesz wyjść na chwilę?
-Pewnie.- po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Wiem, że ma pani problemy w swoim życiu, że straciła pani mamę dwa lata temu. Jak pani sobie radzi?
-To... nie są pana problemy doktorze. Muszę sobie sama z tym poradzić.- wzruszyłam ramionami.
-Alex. Jestem też psychiatrą. Twój tata zwrócił się do mnie po pomoc. Wyrzuć z siebie wszystko co cię boli. Co cię trapi. - uśmiechnął się. Wzięłam głęboki oddech.
-Mama walczyła z rakiem przez 4 lata. Jak pan wie straciłam ją 2 lata temu. Każdy starał się łącznie ze mną być z mamą, uszczęśliwiać ją. Była w ciąży, ale jeszcze przed tą cholerną diagnozą. Straciła dziecko w piątym miesiącu ciąży. Miałam mieć siostrę.- uśmiechnęłam się przez łzy. - to cholernie złe fatum nad moją rodziną, nade mną cały czas jest. Straciłam chłopaka. Los tak bardzo mnie nienawidzi, że aż normalnie głowa mała. - podał mi chusteczkę.
-W życiu nie masz lekko. Ale jedno wiem. Musisz ruszyć dalej. Nie jestem pewnie pierwszą osobą, która cie to mówi, ale to jest najlepsze wyjście.
-Nie chcę zapomnieć o mamie.
-Ruszyć dalej nie znaczy zapomnieć. Musisz pogodzić się z tym, że jej nie ma fizycznie z nami.  Ale jest w Twoim sercu. Czuwa nad Tobą. Musisz być silna. Masz prawie 16 lat. Jesteś młoda. Musisz żyć dalej. Pomyśl co by twój tata przeżył jeśli by ciebie już nie miał. Gdyby ten przechodnia nie znalazł cię na czas.- chciałam coś powiedzieć, ale się zawiesiłam na samą myśl. Przez moją głowę przeplatały się miliony wspomnień z tamtego dnia. Z mojego życia.
-Ma pan racje, panie Santiago. Dziękuję.
-Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. Za 2 dni już będziesz mogła wyjść ze szpitala.- uśmiechnął się i po chwili przewieźli mnie do sali. Ale nie na oddział intensywnej terapii. Już na salę gdzie każdy może mnie odwiedzać. Gdzie nie jestem podłączona do żadnego urządzenia.To był sukces. Mimo, że mały, ale udało mi się. W tej sali byli już wszyscy. Nie mogłam obyć się bez uśmiechu, który opisywał teraz, że jestem szczęśliwa. Że jest coraz to lepiej.
-I jak?- zapytali wszyscy równo.
-Jak dobrze pójdzie to za 2 dni będę wolna.- odetchnęłam z ulgą. Każdy teraz z osobna mnie przytulił. Jay'a oczywiście nie było. Ale doktor Santiago ma rację. muszę ruszyć dalej...


_______________________________

Witam ponownie pyśki! :D
Przepraszam was po raz 100000  za nie pisanie dosyć długo. Mianowicie tydzień. Czasu nie miałam, bo nauczyciele przed świętami zgłupieli z kartkówkami, sprawdzianami, i pracami klasowymi ;/ 
Dzień bardzo dobry. No może nie.  Testy 3 dni były. Zgroza normalnie. Ale może aż tak źle nie będzie.
Co do rozdziału. Nie bić proszę. Wraca mi powoli wena po raz enty, ale jak jest wena to piszę, jak jej nie ma to się staram. Chociaż często i tak nie wychodzi. Mam nadzieję, że rozdział do przeżycia jest.

Miłego weekendu! :*



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

rozdział boski... zresztą ja zawsze;)
tylko co ten Jay odwala!
pisz szybko nastepny;*
a i weny mała <3
P.

Anku ;D pisze...

Ten Jay coraz bardziej mnie wkurza!!!
Co on sobie wyobraża???!!!
Arrr!!!!!!
Rozdział Świetny :***
Czekam na więcej ;)