niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 67

       Zeszłyśmy z powrotem na dół. Obie miałyśmy przyklejone uśmiechy na twarzy. Jay na nas obie spojrzał uśmiechnięty, ale lekko zakłopotany.
  - Coś się stało? - zapytałam
  - Nie masz Skittlesów. - powiedział ze smutkiem loczek
  - Przepraszam. Muszę się zdrowo odżywiać. Ale sprawdź  jeszcze nad kuchenką tą szafkę. Mogą tam być jeszcze o ile ja ich nie zjadłam.-  zaśmiałam się.
       Chłopak od razu zaczął poszukiwania i o dziwo je znalazł. Posłał mi szyderczy uśmiech i dosłownie po pięciu sekundach cukierków już nie było. Z Anne miałyśmy otwarte buzie z wrażenia.
  - Ech. To było dobre. - westchnął uśmiechnięty i powrócił do smażenia naleśników.
        Po paru minutach cała nasza trójka zasiadła do stołu i zaczęliśmy zajadać. Najszybciej z nas opróżnił talerz oczywiście Jay.
  - Takie pytanie. Ty w ogóle coś w nocy spałeś?- spojrzałam na niego i zapytałam z pełną buzią.
  - Trochę tak. A po za tym nie mów z pełną buzią Alexandro.  - zaśmiał się, a zaraz za nim
Anne. Przymrużyłam oczy na niego i się uśmiechnęłąm.
      Gdy zjadłam chciałam wstać i posprzątać, ale oczywiście dostałam surowy zakaz od loczka i przyjaciółki.
  - O nie nie nie nie. Ty idź się ubrać i w ogóle i, a ja tu posprzątam.
  - Jay. Ciąża to nie jest choroba. - zasmiałąm się nerwowo. - Normalnie przecież mogę funkcjonować. No może z wyjątkiem biegania i denerwowania się, ale tak to mogę wszystko. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Proszę nie róbcie ze mnie kaleki, bo nią nie jestem. - ich zamurowało, a ja swobodnie poszłam do zlewu i po sobie pozmywałam. Potem wzięłam ich talerze i zrobiłam dosłownie to samo co z poprzednimi.
      Zadowolona z siebie poszłam na górę i odbyłam tak zwaną poranną toaletę. Ubrałam rurki. Niestety powoli wracałam w obwodzie do starego rozmiaru, ale i tak jeszcze będzie większy. Pasowały na mnie prawie jak ulał. Reszta to jużposzło z górki. Włosy umyłam i wysuszyłam, a pozostawiłam je pofalowane. Postawiłam na luźną czarną bluzkę. Wszystko było już w porządku.
     Po odbyciu takowych czynności, poszłam do pokoju i zaścieliłam ładnie łóżko. Podłączyłam swój telefon do ładowarki, bo był już na padnięciu. Zeszłam uśmiechnięta na dół.
  - Co robicie?- zapytałam pogodnie gdy zastałam ich w salonie.
  - A nic. Ja już się będę zbierał do domu. Później Cię odwiedzę. - posłał mi ciepły uśmiech.
  - Okej. Tylko ani słowa chłopakom ani Nareeshy, dobrze? - spojrzałam na niego z powagą.
  - Dobrze, dobrze. - odwzajemnił uśmiech i ucałował moje czoło po czym poszedł sobie. Ta czynność z jego strony wbiłą mi stopy w podłogę. Chwilę stałam tam i patrzałam się na drzwi. Anne na szczęście pomachała mi dłonią przed oczami i się ogarnęłam.
  - Dziewczyno wyglądałaś przez tę chwilę jak zombie. - stwierdziła lekko przerażona. Zrobiłam na nią tak zwane WTF i się zaśmiałam.
  - Ale tak właściwie to co to było?- spojrzałam na nią i pokazałam ręką na drzwi. Dziewczyna mało co nie zabiła mnie śmiechem.
  - Wy na siebie jeszcze lecicie. - poklepała mnie po ramieniu.
  - Jaja sobie robisz. - parsknęłam. - Ja i Jay? Pff! Proszę Cię. - zasmiałąm się nerwowo.
  - I tak wiem, że łżesz w żywe oczy. - odezwała się z kuchni.
  - A po czym to poznajesz?- zmrużyłąm oczy i na nią spojrzałam
  - Twoje niewinne "pff" cię zdradziło. Zawsze tak robisz, gdy kłamiesz. - zaśmiała się.
  -Pff! Wcale nie!
  - Aha! I znowu. - krzyknęła entuzjastycznie
  - Niech to szlag. - mruknęłam pod nosem i się zaśmiałam. Podeszłam do lodówki i z przyzwyczajenia ją otworzyłam. Popatrzałam co jest i ją zamknęłam. - Muszę iść po zakupy. - stwierdziłam po krótkim namyśleniu.
  - Hahaha! Nie...- powiedziała dziewczyna i spod blatu wyciągnęła dwie siatki zakupów. Zrobiłam na niąduże oczy.
  - Jakim cudem?! - poniosłam głos zaskoczona.
  - Tajemnica rządowa. - zasmiała się, wypakowała zakupy i ułożyła wszystko w odpowiednich szafkach i półkach w lodówce.
  - Ile razy ty u mnie byłaś, że ty wiesz gdzie co mam?- zaśmiałam się pogodnie. Dziewczyna uśmiechając się nie odpowiedziała na moje pytanie.
  - Uwierz mi za dużo. - w końcu usłyszałam daną odpowiedzieć na temat i się obie zaśmiałyśmy. Usiadłam sobie na kanapie, nogi wyciągnęłam na stolik do kawy i włączyłam TV.
  - Nie ja nie mogę siedzieć. Idę na spacer. - zaśmiałam się. - Idziesz ze mną?
  - A mogę iść. - uśmiechnęła się szeroko. Ubrałyśmy obuwie i bluzy i opuściłyśmy dom. Upewniłam się czy jest dobrze zamknięty i mogłyśmy iść.
  - Telefonu nie biorę. Nie przyda mi się.  - stwierdziłam krótko i ruszyłyśmy przed siebie. Przemierzałyśmy różne ulice. Nie wiadomo jak i kiedy dotarłyśmy do London Eye. Oparłyśmy się na barierkach przy rzece i rozmawiałyśmy.
  - Takie pytanie. Jak mu powiedziałaś?- zapytała z ciekawością. Zaczerpnęłam powietrza i zaczęłam jej po kolei wszystko opowiadać.
  - No i wtedy gdy się zapytał, połozyłam jego dłoń na swoim brzucu i dosłownie wtedy poczułam pierwsze ruchy dziecka. - uśmiechnęłam się ze łzami szczęścia w oczach.  Dziewczyna je też miała.
  - Jakie to słodkie! A on je też poczuł?
  - Chyba tak, bo zaraz po tym zrobił na mnie duże oczy i wypytywał się o szczegóły. - dodałam z uśmiechem na twarzy.
  - To są tylko moje przemyślenia. Może to i dobrze, że spodziewasz się tego dziecka i to ON jest właśnie jego ojcem. Może tak właśnie miało być ...
  - Może... Przynaję Ci tu racje. Nic nie dziejhe się tutaj bez przyczyny. - usmiechnęłam się przelotnie.
     Dalej stałyśmy tam w ciszy i wsłuciwałam sięw szum powietrza, odgłosy miasta i wszystkiego co działo się wokół. Był to jeden z najprzyjemniejszych momentów tego dnia.
     Po pięciu minutach stania nad rzeką poszłyśmy sobie dalej. No może nie dalej, bo wylądowałyśmy w parku przy slepie pani Taylor. Usiadłyśmy na ławce przy placu zabaw gdzie bawiły sie małe dzieci. Przypatrywałąm się im.
  - I pomyśleć, że to będę ja za dwa lata. - zaśmiałam się. Dziewczyna siedząca obok się przelotnie uśmiechnęła.
  - Wiesz... Zawsze możesz postarać sięo drugie dzieco z Jay'em jak jużto będzie na świecie. - szturchnęła mnie. Zaśmiałam się głośno.
  - Jak się zejdziemy to może... Nie nie ma takiej opcji. Najpierw muszę urodzić jedno. - stwierdziłam. Ktoś zaszedł mnie od tyłu i dał buziaka w policzek. Zaskoczona się obróciłam i zobaczyłam loczka. - A ty co tu robisz?- zaśmiałam się nerwowo w obawie, że usłyszał moją rozmowę z Anne.
  - A tak chciałem sobie przyjść. Nie zapominaj, że jesteś prawie na przeciwko twierdzy The Wanted.  - wskazał pacem na dom, w którym nie byłam prawie od roku.
  - A no fakt. - uśmiechnęłam się.
  - A i to dla Ciebie. - wręczył mi pięknego żółtego tulipana. Posłałąm mu serdeczny uśmiech.
  - Dziękuję jest śliczny. - oznajmiłam szczerząc do niego ząbki.
  - Ale Anne też taki dostanie. - uśmiechnął się i dał Anne podobnego.
  - A z jakiej to okazji?- zapytała się zaskoczona. Chłopak lekko zakłopotany podrapał się po głowie.
  - Okej. Nieśmiałego Jay'a widzę dopiero poraz drugi w moim życiu i po raz drugi jestem tego świadkiem. - stwierdziłam gdy chłopak nadal nie odpowiedział tylko się uśmiechnął i słodko spuścił głowe. Dziewczyna nic nie odpowiedziała.
  - Jak się czujesz?- zapytał
  - A dobrze. Dziękuję. - spojrzałam na niego. Było niezręcznie trochę, bo Anne zamilkła jak posąg.
  - Wiecie co? Ja pójdę do domu. Nie gadaliście dosyć sporo, a ja wam przeszkadzam. - powiedziała nagle i się oddaliła od nas.
     Mnie wbiło w tamtym momencie w ławkę. Spojrzałam na Jay'a, a on na mnie , a potem jeszcze raz spojrzałam na dziewczynę, która była już dosyć daleko.
  - Co to miało być?- zapytałam i spojrzałąm na niego. Chłopak bezradnie wzruszył ramionami...


___________________________
Dobry wieczór. ; )
Przperaszam za opóźnienie, ale miałam dużo gości dzisiaj i nie ogarniałąm , a komputer był okupowany przez siostrę. ;/

No to tak. STOO LAT PAMELA! <3 NASZA SWEET 16! :D

Tak wiem skaładałam Ci życzenia milion razy, ale musiałam głupolku :*
Tak czy owak nie skomentuje rozdziału bo wiecie co sądzę, ale fajnie by było gdybyściue WY napisali co sądzicie ;)

Brak komentarzy: