środa, 20 lutego 2013

Rozdział 68

       To co się wydarzyło przed chwilą ścięło mnie z nóg, mimo że siedziałam z Jay'em na ławce. Patrzałam w rozciągającą się oddal z otwartą buzią i nie wierzyłam własnym uszom i oczom, że Anne po prostu takie coś zrobiła.
  - Zamknij buzię, bo ci mucha zaraz wleci...- zaśmiał się Jay.
  - Nie wkurwiaj mnie lepiej - warknęłam, wstałam i ruszyłam w stronę domu Anne.
  - Alex co ja znowu zrobiłem? - zapytał oburzony moim zachowaniem. Spojrzałam na niego
  - Nic nie zrobiłeś. Muszę pogadać z przyjaciółką okej?- odpowiedziałam krótko i poszłam w stronę domu przyjaciółki. Nie minęło pięć minut i tam byłam. Zadzwoniłam do drzwi, a otworzył jej tata.
  - witaj Alex.
  - Dzień dobry. Jest może Anne? - zapytałam.
  - Tak jest. Wejdź. - wpuścił mnie do środka, a ja zdjęłam bluzę i kurtkę i odr razu pomaszerowałam do jej pokoju, gdzie faktycznie zastałam ją w paskudnym nastroju. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
  - Co ty tu robisz? Powinnaś być z Jay'em teraz...- rzuciła obojętnie.
  - Anne co jest grane? Nigdy wcześniej mi czegoś takiego nie robiłaś. Ani w ogóle nie robiłaś. Co się dzieje?- usiadłam koło niej na łóżku.
  - No odkąd Jay wie, to się Tobą zajmuje, tylko z nim rozmawiasz. Ja wiem, że one jest ojcem dziecka i zależy wam na sobie, ale ja staję się powoli piątym kołem u wozu. - westchnęła i spojrzała na mnie swoimi smutnymi niegdyś oczami.
  - Anne... - zaczęłam. - Może i on jest ojcem dziecka, ale kto wiedział jako pierwszy?- uśmiechnęłam się delikatnie. - Kto był ze mną przez cały ten czas, gdy go nie było? Kto mnie wspierał psychicznie i nadal to robi?
  - No ja...- odpowiedziała cicho, ale dosyć słyszalnie.
  - Widzisz? To, że on się pojawił, nie znaczy, że jesteś piątym kołem u wozu. Nie. Chłopacy przychodzą i odchodzą, a przyjaciele zostają rozumiesz? Przepraszam jeśli tak się poczułaś z mojego powodu, bo niepotrzebnie. - posłałam jej ciepły uśmiech, na co ona zrobiła dosłownie to samo.
  - No dobra przekonałaś mnie.  Szybko się pojawiłaś tutaj. Jakieś dwie minuty po tym jak ja przyszłam. - zaśmiała się
  - Jak widzisz mam jeszcze to tempo. - dodałam  z miną Not Bad. Dziewczyna zachichotała.  - To co idziemy? - spojrzałam na nią
  - Idziemy idziemy. - oznajmiła , poszłyśmy się ubrać i ruszyłyśmy do parku, gdzie Jay nadal na nas czekał. Zaskoczył mnie trochę, bo myślałam że pójdzie do domu.
  - No jesteście w końcu. - uśmiechnął się. - To co robimy?
  - Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Głodna jestem w sumie.
  - Znowu?- zaśmiała się dziewczyna.
  - No przepraszam, że muszę jeść za dwóch. - oznajmiłam z udawanym wyrzutem.
  - No okej. Nie pokłóćcie się. Idziemy na obiad. Która godzina?- zapytał.
  - 14:57. - odpowiedziałam krótko chłopakowi na pytanie. Zaraz po tym ruszyliśmy do pobliskiego baru na obiad. Oczywiście nie obyło się bez kłótni o jedzenie. On chciał żebym zjadła coś konkretnego, a ja chciałam coś zdrowego jak sałatkę grecką czy coś w tym stylu.
  - Boże jaka ty jesteś uparta. - westchnął
  - Do tej pory jakoś problemu z tym nie miałeś.- odprychnęłam
  - Jezu ludzie! Każdy je to na co ma ochotę! Jeśli Alex chce sałatkę to zje sałatkę bez twojego zbędnego widzi mi się! - podniosła głos Anne na nas. Każdy zamilkł.
  - Ale...- próbował jeszcze chłopak
  - Żadnego ale.  Żebym to ja musiała mieć więcej rozumu niż wasza dwójka... sory trójka. - zironizowała dziewczyna.
      Chłopak z wielkim problemem pozwolił mi zamówić, to co chciałam. Gdy dostaliśmy dania siedzieliśmy w ciszy, bo pan Jay miał wielkiego focha na mnie, bo postawiłam na swoim. Gdy doszła pora zapłaty też nie obyło się bez sprzeczek.
  - Dobra to ja idę zapłacić.- oznajmiłam i wstałam, ale chłopak siedzący obok zatrzymał mnie.
  - Ja was zaprosiłem, więc ja zapłacę. - powiedział mi na przekór. Nie miałam  siły się z nim przekomarzać, więc poddałam się.
  - Rób co chcesz.- usiadłam z powrotem. Mogło to zabrzmieć niewdzięcznie, ale dzisiejsze sprzeczki mnie wyczerpały.
  - Masz już dość na dziś, prawda?- zapytała po chwili dziewczyna. Spojrzałam na nią.
  - A żebyś wiedziała. - westchnęłam. Po chwili pożeracz cukierków powrócił i mogliśmy opuścić lokal. Gdy już to zrobiliśmy chłopak jeszcze pokazywał na co go stać.
  - Może pójdziemy do mnie? Pogadamy z resztą i w ogóle. - zaproponował.
  - I żeby jeszcze powiedzieć Maxowi, Sivie, Tomie, Kelsey i Nareeshy prawdę, tak? Dzięki spasuję na dzisiaj. - odpowiedziałam. W chłopaku zaczynało się gotować. Był czerwony na twarzy i miał ochotę krzyczeć.
  - Mogę wiedzieć, dlaczego taka jesteś?- zapytał z ostatkami opanowania.
  - Jaka?- odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie
  - Nieznośna, wredna, uparta gorzej jak osioł! Mam już tego po dziurki w nosie na dzisiaj!
  - To radzę lepiej żebyś się przyzwyczaił do tego, że mam tak zwaną huśtawę nastroju, która na mnie się cholernie mocno odbija! - podniosłam delikatnie głos.
  - Boże daj mi cierpliwości do niej bo nie wytrzymam... - wymruczał dosyć słyszalnie. Z Anne na niego spojrzałyśmy z dużymi oczami
  - Nikt ci się nie kazał pakować w rolę dbającego i kochającego tatusia. Jak chcesz to możesz sobie iść, ja dam sobie radę z Tobą czy bez Ciebie. Z resztą od dawna to robię więc co to za wyczyn. - prychnęłam i poszłam pospiesznie w stronę domu.
     Po drodze napotkałam się na dwa radiowozy policyjne i Zayna zakutego w kajdanki wyprowadzanego z domu. Ten widok ściął mnie z nóg. Moja buzia byłą lekko otwarta. Postanowiłam jednak nie tracić na niego czasu i wrócić do domu. I tak też zrobiłam.
     Gdy weszłam do domu od razu poszłam na górę po mój telefon. Zobaczyłam takie tam tylko 30 połączeń nieodebranych od taty. Szybko wybrałam jego numer i się z nim połączyłam.
  - Cześć tato. - zaczęłam takim piskliwym głosem. - Wiem. przepraszam nie było mnie w domu a nie wzięłam komórki. Tak wszystko w porządku. Tak jadłam. Tato spokojnie. Anne się mną opiekuje... Jay też... - powiedziałam trochę ciszej. Na taty głośne" CO?!" osunęłam aż słuchawkę od ucha. - Tak dowiedział się. Dzisiaj. Wiem. Tak tato dam sobie radę. Ja Ciebie też pa. - rozłączyłam się. Włożyłam telefon do prawej kieszeni od spodni. Zeszłam na dół i zobaczyłam w progu od moich drzwi Jay'a.
  - Dzisiaj chyba mnie już nic nie zaskoczy. - westchnęłam i poszłam do kuchni się napić.
  - Alex.
  - Co? - odwróciłam się do niego i nie wiem jak, ale zderzyliśmy się czołami. Szybko się od niego odsunęłam i zaczęłam się masować po bolącym miejscu. - Jezuuu... Masz wyczucie...- syknęłam z bólu.
  - Trzeba było się nie odwracać. - zaśmiał się
  - Trzeba było tak blisko nie podchodzić. - odpowiedziałam z uśmiechem. Nie masz nic do roboty? Zderz się ze swoim ex i zacznij się śmiać. Takie tam moje przemyślenia. - co chcesz?- zapytałam jużz większą powagą.
  - Przeprosić. - podrapał się nerwowo po głowie. - Za tą szopkę... Znowu... - zaśmiał się nerwowo. - Słuchaj. Jakoś nie zdarza mi się dowiadywać codziennie, że będę tatą, okej? Wiem, że dla ciebie to też nie jest bułka z masłem, ale ja też się denerwuje, okej? Nie dla ciebie jednej jest to trudne. - oznajmił to powoli i z większym już spokojem.
     Spuściłam głowę, bo do mnie dotarło, że to iż spodziewam się jego dziecka nie czyni mnie pępkiem świata i nie ja jedna się boję. Że ktoś oprócz mnie tak samo się obawia tego wszystkiego jak ja.
  - Wiem. - szepnęłam. - To mnie dobija powoli.... Te całe chodzenie do kibla co pięć minut, bo musisz iść się załatwić, te cholerne zmiany nastroju co dwie minuty, raz się śmieje, raz wkurzam się, potem innych też, teraz chcę mi się ryczeć, czasami pakuję żarcie w siebie gorzej jak w betoniarkę, a potem jem jak królik! Czasami mam taką ochotę ci przywalić, ale wiedz, że to nie jest specjalnie, okej?- właśnie mnie dopadła histeria. Chłopak na ostatnie moje zdanie lekko się zaśmiał, ale potem mnie przytulił i wyciszył.
  - Okej, okej... - szepnął. - Już... - dodał. Tym razem się uspokoiłam. On po prostu wiedział, jak mnie ogarnąć, ale potem może być już gorzej. - Jeśli masz ochotę mi przywalić, to możesz to zrobić.- powiedział z uśmiechem. - Byle nie mocno. - dodał śmiejąc się. Sama zachichotałam. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć.
  - Takie pytanie. Gdzie jest Anne?- spojrzałam na niego z ciekawością.
  - Jej tata dzwonił. Musieli gdzieś jechać. - odpowiedział szybko. Potaknęłam tylko głową i usiadłam na kanapie w salonie. - Ej co jest?- zapytał
  - Nic. - westchnęłam. - Po prostu... Nie nic... I tak nic nie zrozumiesz. - dodałam. Usiadł koło mnie.
  - Powiedz. Może mi się uda zrozumieć. - uśmiechnął się delikatnie i przysiadł się do mnie.
  - Nie...To są takie moje i Anne problemy. Temu nikt nie zaradzi...- odpowiedziałam patrząc na niego, a potem na stół.
  - Okej. Jak wolisz.- oznajmił.
  - Jak ja będę się tłumaczyć ludziom jeśli będzie już widać brzuch? - spojrzałam na niego. - Nie chcę, żeby nasze dziecko było wyśmiewane i wytykane palcami, bo urodziłam je w wieku 16 lat. - chłopak posłał mi delikatny uśmiech. - Czemu się uśmiechasz? Ja mówię poważnie.
  - Powiedziałaś "nasze". Nasze dziecko.  Nie twoje nie moje tylko nasze. - dodał po chwili. Gdy to powiedział sama do siebie się uśmiechnęłam. - A jeśli chodzi o to. To się nie tłumacz. Nic nie będziesz musiała wyjaśniać. To co się teraz dzieje dotyczy tylko nas, okej? A jeśli ktokolwiek będzie coś gadał to drugi raz tego już nie zrobi.
  - Chyba nie chcesz...- zaczęłam
  - Jak będzie taka potrzeba to to zrobię.- zaśmiałam się wtedy, ale on nie
  - Ty na serio mówiłeś?- spojrzałam na niego dużymi oczami.
  - Ba. Jeśli ktoś będzie w to ingerował i nie zrozumie za pierwszym, za drugim razem to dostanie w mordę. - powiedział elokwentnie.
  - Jay!
  - Przepraszam w buzię. - poprawił się. Walnęłam dłonią w czoło.
  - Ty i te twoje pomysły...- westchnęłam głośno, a ten patrzał się na mnie z uśmiechem sześcioletniego dziecka.


___________________________


Dobry :D
Przepraszam za długą nieobecność, ale sprawy się nieco pokomplikowały. Nie warto mówić nawet jakie, bo szkoda nerwów.
Jeśli chodzi o rozdział i o cały blog tak jak już wspominałam powoli biegnie ku końcowi. Pewnie się cieszycie jak nie wiem co ; )
Druga sprawa. Rozdziały w tym tygodniu będą pojawiały się dość nieregularnie, ponieważ muszę jakoś ogarnąć przed szkołą, bo oczywiście praca domowa z fizyki i z polskiego na ferie musiała być -,-"
Mam nadzieję, że zrozumiecie to. Ktokolwiek czyta mojego bloga.
Trzecia sprawa. Po długim czasie dopadła mnie blokada. Nie żebym zawieszała bloga czy coś. Broń Boże. Po prostu jakby to wytłumaczyć... Straciłam motywację. O! Bo ktoś nie wiem dlaczego się na mnie wkurwił jak nigdy i nie mówiąc mi dlaczego zaczął strzelać fochy nawet nie wiem przez co. Na pewno przeze mnie, tylko nie wiem jeszcze co ja takiego do jasnej cholery zrobiłam! ;/ I  jeśli to czytasz kochana osobo to nie zwalam winy na Ciebie, bo nie wiem co miałabym na Ciebie zwalić, ale wiedz, że po tym jak każda poszła w swoją stronę to cię szukałam. TAK SZUKAŁAM CIĘ BO DO CHOLERY JAKBY NIE PATRZAŁ JESTEŚ MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ I KURWA ZALEŻY MI NA TOBIE, OKEJ?! TAK WIĘC ŁASKAWIE ODBIERZ TELEFON ALBO NAPISZ MI NA PRIV NA FACEBOOKU CZY WYŚLIJ MI SMS-A I POWIEDZ CO JA ZROBIŁAM, BO W DALSZYM CIĄGU NIE WIEM CO BYŁO POWODEM TWOJEGO CAŁEGO FOCHA NA MNIE.


No... A rozdział będzie w bliżej nieokreślonym czasie. Papa ;*

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jezu...kocham twój blog i trochę smutam że już się kończy :( Weny :)