W mgnieniu oka tata pojawił się ubrany i z torbą i z moją kurtką w rękach...
Czyli to oznaczało jedno. Dzisiaj nie jadę do szkoły rodzenia. Tylko do szpitala. Serce zabiło mi dwa razy mocniej. Byłam w amoku, który przeplatał się z bólami. Mężczyzna ostrożnie sprowadził mnie na dół, po czym zapakował torbę i pomógł mi wsiąść do auta.
- Spokojnie Alex, już jedziemy. - ruszył z piskiem opon.
- Aa! Daj mi telefon...- pisnęłam.
Podał mi jedną ręką telefon. Wybrałam szybko numer do Jay'a. Nie odbierał. Nagrałam się na pocztę.
- Jay? Jestem w drodze do szpitala, chyba już czas. - stęknęłam jeszcze raz. - Zadzwoń jak najszybciej, proszę. - rozłączyłam się. Około 5 minut po tym byliśmy już w szpitalu. Tata dzięki Bogu był bardziej opanowany niż ja. Wziął torbę i mnie na ręce.
- Wytrzymaj. - szepnął. Szybko weszliśmy do budynku. - Potrzebujemy pomocy! - krzyknął
- Co się stało?- podbiegła pielęgniarka.
- Skurcze. Córka jest w ciąży w 8 miesiącu. - powiedział. Kobieta szybko wzięła wózek inwalidzki. Ojciec delikatnie mnie usadził na nim i zawiozła mnie na porodówkę. Między czasie lekarz podbiegł.
- Co mamy?
- Ciężarna, 8 miesiąc, częste skurcze.- powiedziała jak automat.
- Co ile?
- Nie wiem, często! - odpowiedziałam. Poczułam jak płyn ze mnie wypływa. - O Boże! - pisknęłam.
- Wody jej odeszły, doktorze! - oznajmiła głośno.
- Na porodówkę! - rozkazał. Zostałam przygotowana do porodu i zaczął się cały cyrk...
* z perspektywy Jay'a.
Byliśmy teraz w Newcastle. Mieliśmy od trzech godzin próby do jutrzejszego koncertu. Nie obyło się oczywiście bez wygłupów z chłopakami. Poszedłem do garderoby. Napiłem się spokojnie wody. Wziąłem telefon do ręki. Jedni połączenie nieodebrane plus wiadomość. Odebrałem ją i usłyszałem Alex.
- Jay? Jestem w drodze do szpitala, chyba już czas. - stęknęła. - Zadzwoń jak najszybciej, proszę. - rozłączyła się. Zdębiałem. Butelka spadła na podłogę. Wstałem jak robot i poszedłem do chłopaków.
- Ejj ludzie, gdzie jest Kevin, albo Scooter, albo Jayne? - zapytałem
- Coś ty tak zbladł?- zapytał Tom. - Wyglądasz jak wampir. - zaśmiał się.
- Kto mnie wołał? - zapytał Kevin. - A ty co? Ducha zobaczyłeś?
- Nie... ALEX JEST W SZPITALU I RODZI! - wykrzyczałem to prosto jemu w twarz. Każdy zdębiał.
- J..Jak to?! Przecież to...
- Wiem!
- Leć stary! - krzyknął Nathan z Maxem po czym zaraz Kev to powtórzył.
- Jadę do Londynu! - pobiegłem do garderoby, zabrałem telefon i wybiegłem z budynku.
Każdy przechodnia, fani, paparazzi patrzeli na mnie jak na idiotę, ale miałem to szczerze w dupie. Pobiegłem na peron dla pociągów i pospiesznym pojechałem do Londynu.
Zadzwoniłem do ojca dziewczyny.
- Dobry panie Grabarczyk, co z Alex?
- Na razie nic. Jest przygotowywana do porodu. A ty gdzie jesteś?
- Już jadę do Londynu jestem około 100 kilometrów od miasta.
- Pospiesz się. Powoli się zaczyna. - powiedział zdenerwowany i się rozłączył. Ręce zaczynały mi się trząść. W końcu nie codziennie zostaje się ojcem, nie?
* z perspektywy Alex.
Bóle były już silne, a skurcze pojawiały się co półtora minuty czyli bardzo często. Rozwarcie cokolwiek to było miało 9 centymetrów i brakowało jednego centymetra bym zaczęła przeć. Miałam kropelki potu na czole i łzy na policzkach. Tata jeszcze mógł wejść do pokoju.
- I co?- zapytałam
- Jay jest w drodze. Możliwe, że zdąży w samym środku. - powiedział szybko po czym został wyproszony, bo zaczęło się.
- Spokojnie, Alexandro. - uspokajała mnie pielęgniarka. - Wszystko będzie dobrze. Kiedy dam ci znak zaczniesz przeć, dobrze? Oddychaj głęboko, wdech nosem ,a wydech ustami, okej?
- Dobrze. - odpowiedziałam. Lekarz się zjawił.
- I jak?
- Powinniśmy zaczynać doktorze. Rozwarcie wynosi już 10 centymetrów.
- To zaczynamy. - powiedział spokojnie i przysiadł do mnie. Byłam skrępowana tym, że ktoś oglądał moje narządy.
- Okej przyj! - gdy szedł skurcz miałam przeć i tak robiłam. Cholernie to bolało. Z bólu aż krzyczałam. Cały oddział w tym mój tata pewnie mnie słyszeli. Tak właśnie minęło pierwsze półtora godziny na sali. Nagle w kubraczku wbiegł zdyszany Jay.
- Tu nie wolno! - krzyknęła pielęgniarka i go próbowała wyprosić.
- Jestem ojcem! Muszę być przy porodzie! - krzyknął. Przepuściła go i Jay zaraz był obok mnie.
- Jay. - szepnęłam. Ujął moją dłoń i pocałował.
- Już jestem.
- Przyj! - dali mi rozkaz, który wypełniłam, krzycząc i prąc. Ściskałam dłoń Jay'a, który się nie orientował o co chodzi, ale w końcu lekarz, który odbierał mój poród krzyknął:
- Widać główkę! - na to Jay zemdlał z wrażenia. Zrobiłam duże oczy, ale zaraz miałam kolejne przygodny. Po chwili jednak ocknął się i był z powrotem przy mnie.
- Dasz radę! - dopingował mnie.
- A ty dasz?- zapytałam zdyszana, po czym każdy usłyszał mój pisk.
Minęły już około 3 godziny. Strasznie się to dłużyło, byłam wyczerpana całym przebiegiem tej sytuacji. Mówili mi, że spisywałam się dobrze, ale ja tego nie czułam. Byłam cała spocona, obolała, chociaż to nie był koniec. To był tylko środek tego co mnie jeszcze czekało.
Jay dzielnie się trzymał, mimo że nie raz mało co nie wywrócił się o własne nogi na widok krwi. Nie był przygotowany z resztą jak każdy z nas.
- Alex świetnie sobie radzisz! Jeszcze parę razy i będzie po wszystkim! No dalej! Dasz radę!
- Już nie mogę. - powiedziałam słabo.
- Dalej Alex jeszcze troszkę wytrzymaj! - dalej parłam z całych sił mimo ich całkowitego braku.
O godzinie 17:27 na sali rozległ się płacz dziecka. Wyczerpana oparłam głowę na oparciu.
- Gratulacje. Zostaliście rodzicami pięknego chłopca. - powiedział uśmiechnięty lekarz. - Może pan przeciąć pępowinę malucha. - zwrócił się do Jay'a i podał mu nożyczki. Chłopak mimo wielkiego szoku zrobił to co do ojca należało i przeciął ją.
- Nasz chłopiec. - powiedziałam delikatnie uśmiechnięta. Dali mi go oczyszczonego i owiniętego w kocyk na ręce.
- Mierzy 52 centymetry i waży 3400 gramów.
- Jest zdrowy? - zapytałam
- Okaz zdrowia. Mimo że urodził się za wcześnie - powiedziała pielęgniarka. Bobas otworzył swoje piękne błękitne oczka, które były tak samo piękne jak jego taty. Jay usiadł koło nas. Zobaczyłam jak płakał ze szczęścia. Wbił szybko parę zdań w telefonie.
- Ty bez niego żyć nie możesz, co?- zaśmiałam się delikatnie. Podałam mu go na ręce.
- Cudownie się spisałaś. - szepnął i ucałował moje czoło. Patrzał się na swojego synka jak w obrazek. Podał mu palec, a ten go chwycił. - Hej Anthony.- szepnął uśmiechnięty.
Przypatrywałam się im i sama płakałam ze szczęścia.
Przewieźli mnie i małego na salę po porodową, gdzie każdy już mógł mnie odwiedzić. Leżałam i odpoczywałam, przypatrując się Jay'owi, który po prostu nie mógł się rozstać z dzieckiem. Zaraz zapukał tata i Anne z kwiatami. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok.
- Hej. -powiedzieli cicho i delikatnie.
- Gratulacje! - rzuciła się na mnie przyjaciółka. Spojrzała na Jay'a. - Mogę go potrzymać?- zapytała
- Oczywiście matko chrzestna. - odpowiedziałam, po czym chłopak podał jej delikatnie malucha na ręce.
- Cześć koleżko. - szepnęła. - Jest piękny. Ma Twoje oczy Jay. - powiedziała.
- Dzięki. - odpowiedział. Zaraz mój mały był na rękach mojego taty.
- Jak go nazwaliście?
- Anthony James Mcguiness. - oznajmiłam równo z chłopakiem, na co mój tata się ze szczęścia popłakał. Zaraz wbiegło całe stado ludzi. Reszta zespołu, managerowie, Nareesha i Kelsey oraz tata z macochą Anne. Każdy zachwycał się małym, jednak to ja go trzymałam na rękach gdyż, zasypiał. Po trzech godzinach całego zamieszania, położna wyprosiła wszystkich z sali i zostałam tylko ja, Anthony i świeżo upieczony tatuś - Jay. Taki stan pozostał do rana...
________________________________________________
Dobry :D
Naszło mnie coś i napisałam. xD
Nie bijcie mnie za to. Starałam się naprawdę :c
Wiecie co? Zajebiście wręcz pisało się tego bloga i powiem wam z ręką na sercu, że cholernie ciężko będzie mi się rozstać z tym blogiem i opowiadaniem, bo to jest mój pierwszy blog i tak szybko to zleciało... Aż płakać się chce :')
No nic. Epilog nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że poczekacie cierpliwie ; )
Było strasznie miło czytać te wszystkie komentarze i pisać dla was ;')
Do zobaczenia.