-O mój Boże!- szybko zerwałam się z łóżka, pod drodze zabierając ubrania, bieliznę itp. wbiegłam do łazienki jak po ogień. Nie wiem z resztą, dlaczego tak szybko ruszyłam, ale po prostu za długo spałam. Po odbyciu porannej toalety wyglądałam mniej więcej jak ktoś, kto by balował całą noc. Chociaż aż takiej tragedii to ze mną nie było.
Zapowiadał się piękny dzień więc postanowiłam założyć krótkie spodenki, czarną bokserkę, a z włosów zrobiłam kucyka. Wyszłam z łazienki i zaścieliłam ładnie łóżko. Telefon schowałam do kieszeni od spodni i zeszłam na dół. Taty nie było oczywiście.
- No tak dzisiaj czwartek.- szepnęłam. Tata dzisiaj zaczyna od 8:30, a kończy o 21:30. - No to cały dzień jestem sama.- westchnęłam.
Powędrowałam do kuchni. Otworzywszy lodówkę ujrzałam mleko, masło, jakąś szynkę na kanapkę. Niczego nie brakowało. Zajrzałam do szafek w poszukiwaniu płatków śniadaniowych (miodowych). Na szczęście jeszcze były. Wzięłam miskę i wsypałam resztę zawartości plastikowego opakowania. Zalałam naturalnym jogurtem i poszłam do stołu. Włączyłam telewizor.
- Dlaczego nic w tym pudle nigdy nie ma?!- powiedziałam po czym wyłączyłam z powrotem TV.
Zaczęłam jeść. Zjadłam to wszystko ze smakiem i posprzątałam. Mój telefon zadzwonił. Tata.
-Halo?
-Cześć. Jak sobie radzisz?
-Nie najgorzej. Sprzątam.- westchnęłam.
-A jadłaś coś?
-Tak. Płatki z jogurtem. Nie bój się nie zginę.- zaśmiałam się.
-No dobrze. Jak będziesz coś chciała to oddzwoń.
-Spoko. Cześć.- rozłączyłam się.
Na stole było £20 z karteczką, że jak mogę to mam zrobić zakupy. Nic lepszego chyba mnie dziś nie czekało. Ubrałam czarne trampki i wyszłam. Słońce delikatnie okalało moją skórę. Przeszył mnie przyjemny dreszcz. Moje usta wygięły się w promienny uśmiech. Gdy weszłam do sklepu pani Taylor wyszła zza lady i mnie przytuliła przyjaźnie.
-Alex! Jak dobrze Cię widzieć! Jak się czujesz?- zapytała
-Wszystko jest dobrze. Dziękuję. A pani wygląda z dnia na dzień coraz to młodziej.- uśmiechnęłam się szeroko do mulatki około pięćdziesiątki.
-A dziękuję, dziękuję! A co u taty?
-Jak to u taty. Przez ten cały czas był w Los Angeles ze mną. A teraz szara rzeczywistość. Od rana do nocy w pracy, ale...- machnęłam ręką.- Coś kosztem czegoś. Idę zrobić zakupy.
-No dobrze. Jak czegoś będziesz potrzebowała to wołaj.- poklepała mnie po ramieniu i wróciła za ladę po czym zaczęła obsługiwać innych klientów.Poszukiwania trudne nie były. Same podstawy musiałam kupić. Chleb, coś na chleb, jakieś jogurty. Żadnych specyfików. Po pięciu minutach poszłam do kasy. Miło gawędziłam z panią Taylor, podczas gdy ta kasowała zakupy. - To będzie £7,40.
-Proszę bardzo.- zapłaciłam jej po czym otrzymałam resztę i wróciłam spacerem do domu. Chciałam się nacieszyć tym jednym z piękniejszych dni w Londynie. Napawałam się tym wszystkim, co poprawiało mi tak bardzo humor. I nadal to robiło.
Wróciwszy do domu, rozpakowałam zakupy i spojrzałam na zegar, który wskazał 13:55. Nie chciało mi się nic. Postanowiłam pójść na górę, pobrzdąkać na gitarze. Chwyciłam ją. Sprawdziłam czy jest nastrojona. Oczywiście, że nie była. Parę razy pokręciłam sześcioma kluczami i wszystko było już okej. Zaczęłam sobie grać It Will Rain- Bruno Marsa. To byłą jedna z pierwszych piosenek, które nauczyłam się grać na owym instrumencie. Postanowiłam sobie pośpiewać też.
- If you ever leave me baby
Leave some morphine at my door
'Cause it would take a whole lot of medication
To realize what we used to have,
We don't have it anymore.
There's no religion that could save me
No matter how long my knees are on the floor
So keep in mind all the sacrifices I'm makin'
To keep you by my side
And keep you from walkin' out the door.
Cause there'll be no sunlight
if I lose you, baby
There'll be no clear skies
if I lose you, baby
Just like the clouds
My eyes will do the same, if you walk away
Everyday, it will rain, rain, rain ...- całkiem nieźle mi to szło dopuki ktoś nie zadzwonił do drzwi.
Leniwie poszłam na dół i ujrzałam Gabriellę co mnie nie lada zaskoczyło.
-Cześć.- odezwała się pierwsza z uśmiechem.
-Cz...cześć! Co ty tu robisz?- zapytałam łagodnie.
-Jesteśmy sąsiadkami. Mieszkam obok. - zrobiłam bardzo duże oczy.
-Obok?! To znaczy... To super. Przepraszam za mój ton jestem zaskoczona. - przeprosiłam ją.- Wejdź. -zaprosiłam ją do środka. Nic nie mówiąc weszła i zdjęła buty.
-Mam pytanie. -zaczęła
-No dawaj.- rzuciłam
-Kojarzysz taką dziewczynę? Mieszka tu gdzieś niedaleko. Słyszałam jak gra na gitarze i śpiewa. Ma bardzo piękny głos...
-Taaa. Coś tam wiem. - zrobiło się nieco niezręcznie. Bo chodziło o mnie w końcu.
-Znasz ją?
-Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- A wiesz gdzie mieszka? Gdzie jest? Gdzie przebywa często?- zapytała z coraz większym entuzjazmem.
-Tak...- zaczęłam niepewnie.- Stoi tu przed Tobą. - dodałam cicho, ale słyszalnie sądząc po jej wyrazie twarzy.
-To ty?!- podniosła głos i wstała.- Jak to?!
-Normalnie. Gram na gitarze, bo się nauczyłam i to i śpiew to moje hobby?- zapytałam
-Nie o to chodzi.- zaśmiała sięzaskoczona.- Ale czemu nic o tym nie wiem?
-Bo się znamy od niespełna 12 godzin i raczej się nie znamy.- dodałam
-No też fakt.- dodała potakując. -Boże jak dobrze, że to ty!- przytuliła mnie, a raczej ścisnęła tak mocno, że ledwo dało sięzaczerpnąć powietrza.
-Halo! Spokojnie! Zaraz mnie zmiażdżysz!- zaśmiałam się nerwowo. Ta mnie puściła
-Sorki...- powiedziała nieśmiało.
_____________________________________
Witam poraz drugi tego fajnego lub mniej fajnego dnia!
Otóż chyba wracam do formy! Jeśli chodzi o pisanie opowiadania. Już drugi w ciągu dnia ^^
Ale mam nadzieję, że mnie za niego nie zabijecie :)
Dzisiaj taki lekki nie ogar po świętach, ale jak to po świętach nie? :P
No cóż. W następnym rozdziale wyjasni się o co chodzi ( postaram się wyjaśnić, ale nie wiem czy wyjdzie)
Specjalne pozdrowionka dla mojej BFF Pameli <3 Bo wbija do mnie na Sylwestra na 90% <3 Uwielbiam Cię normalnie. :*
Tak czy inaczej życzę wam miłego wieczoru ;3