środa, 31 października 2012
wtorek, 30 października 2012
Rozdział 30
-Odwaliło Ci?- odepchnęłam go gwałtownie od siebie
-Trochę...
-Jesteś pijany! Weź spadaj!- podniosłam głos. Ten zrobił minę zbitego psiaczka.- Nie Nath! Nie! Moim chłopakiem jest Jay i ja go kocham! Nie zrobię mu tego...
-Co to za...-wparował loczek- krzyki.
-Jay zaczekaj.
-Stary masz wierną dziewczynę...- powiedział, po czym przejechał ręką po moim kolanie.
-Wypieprzaj z tymi łapami...
-Co tu się do cholery dzieje?!
-To się dzieję, że idę spać do Anne, bo ten tu tak zwany BabyNath się do mnie dobierał!
-Co?! Idź już...- powiedział
-Co?!- tym razem ja zapytałam
-Sorry wróć! Nath wypierdalaj stąd!- chwycił go za koszulkę i wywaliłz pokoju.
-Zobaczysz skarbi jeszcze dojdzie do tego!- krzyknął
-Zamknij się!- odpowiedziałam wkurzona tym wszystkim
-Wszystko ok?- zapytał łagodnie loczek.
-Taaa...- ten mnie przytulił
-Był pijany. Rano pewnie nie będzie o niczym pamiętał
-Ale ja tak... Jay... to jest chyba jeden z powodów, dla których nie będę tu często zaglądać.
-Co ty mówisz?
-O zachowaniu Nathana. Zachował się jak cham.
-Rano jak chcesz, to możesz mu przydzwonić za to.
-Z wielką chęcią...
-Tu zostajesz, czy do Anne idziesz?
-Nie wiem...- usiadłam na łóżku- chyba zostaję tu.
-A mogę z tobą?- uśmiechnął się
-Możesz...- powiedziałam, po czym ułożyłam się wygodnie pod kołdrą. Loczek...Hahahah loczek momentalnie położył się koło mnie i zanurzył się pod kołdrą.
-Ale masz tu kostuchę.- zatrząsł się
-Trochę...- ten mnie momentalnie do siebie przyciągnął i objął talii, po czym zaczął pocierać dłońmi moje plecy.
-Lepiej?
-Noo...-powiedziałam. Położyłam głowę na torsie chłopaka i usłyszałam bicie jego serca. Moja osobista poduszka i kaloryfer w jednym. (^^)
-Alex...- zaczął
-Co jest?- zapytałam delikatnie
-Chorujesz na coś?- zapytał tak samo delikatnie jak ja go wcześniej. Zawiesiłam się w tym momencie. Wzięłam głęboki wdech, podniosłam się i usiadłam po turecku.
-Tak...
-Co?!- zapytał zszokowany.- Na co? To poważne?
-Tak trochę tak... To jest dosyć skomplikowane. To jest taka choroba, która dotyczy tylko dziewczyn...Ta operacja to nie było tylko wycięcie wyrostka. wycięli mi też połowę lewego jajnika, bo dotknęło mnie coś takiego jak....wydłużyłam czas, żeby zajść w ciążę.- nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć...
-Co? Co to za choroba Alex?- złapał mnie za rękę.
-Jeśli nie zajdę w ciążę do 18-stego roku życia to potem będzie już za późno.- powiedziałam ze łzami w oczach. Chłopaka zatkało.
-Ale to znaczy, że...
-Jeśli nie zajdę w ciążę w ciągu tych trzech lat, to później już nie będę mogła mieć dzieci..- powiedziałam na wdechu.Chłopaka ponownie zatkało. Łzy popłynęły... nie tylko mi... loczek też miał załzawione oczy.- Bałam się powiedzieć, bo nie myślałam, że nasz związek faktycznie będzie czymś poważnym...
-Spójrz na mnie... proszę...- podniósł mój podbródek i spojrzał głęboko oczy.- Jesteś silna. Damy radę z tym, ok? Razem przez to przejdziemy...
-Ok, ale wiesz...
-Wiem...co?
-Żeby mieć dzieci to są potrzebne dwie osoby?- on się zaśmiał
-Tak wiem.- uśmiechnęłam się.- Więcej powinnaś się uśmiechać. Masz cudny uśmiech.
-Dziękuję.- musnął moje usta. Powróciłam do takiej pozycji jak byłam przed paroma chwilami. Chłopak pocałował mnie w głowę i objął mocno. Wiem, że go to przeraziło. Miał się dowiedzieć znacznie później, a nie dzisiaj. Wtuliłam się w niego. Podkurczyłam nogi i byłam skulona. W przeciwieństwie do niego wydawałam się mała
-Kocham Cię, Alex. I to bardzo mocno.
-Ja Ciebie też, Jay. - podniosłam głowę i chłopak nie czekając wpił usta w moje. Początkowo nie chciały się oderwać od siebie, ale się udało. Patrzeliśmy sobie w oczy. Położyłam się po chwili na swojej poduszce i odwróciłam się od niego. Loczek mnie objął i przykrył kołdrą. Pocałował ramię i głowę delikatnie. Jego dłonie były na moim podbrzuszu. Położyłam swoje na jego. I tym sposobem zasnęłam. Z Jay'em. W jego objęciach. Po chwili jednak się przebudziłam. Chłopak to wyczuł.
-Co jest? Czemu się zbudziłaś?- zapytał zaspany
-Śpij skarbie, śpij.- szepnęłam i ucałowałam jego czoło. Chłopak obrócił się i zasnął. Wpatrywałam się w niego. Był taki niewinny podczas snu. Gdybym go nie znała pomyślałabym, że jest nieśmiały. Rzeczywistość była zupełnie inna. Uspokajał mnie jednak fakt, że Jay jest tu ze mną i jest moim cudownym, kochanym chłopakiem. Z mojego ukochanego zespołu. Po chwili zaś zapadłam w sen...
______________________________
Na tym się skończy... W szkole napisałam, a nie było czasu by go tu wstawić. No co za shit tak zwany. Zimnooo! -.- Nawet w kurtce, czapce i szaliku! Co to za świat się pytam?! ;( No ale... mam nadzieję, że się wam spodoba to co tu natworzyłam :) <3
-Trochę...
-Jesteś pijany! Weź spadaj!- podniosłam głos. Ten zrobił minę zbitego psiaczka.- Nie Nath! Nie! Moim chłopakiem jest Jay i ja go kocham! Nie zrobię mu tego...
-Co to za...-wparował loczek- krzyki.
-Jay zaczekaj.
-Stary masz wierną dziewczynę...- powiedział, po czym przejechał ręką po moim kolanie.
-Wypieprzaj z tymi łapami...
-Co tu się do cholery dzieje?!
-To się dzieję, że idę spać do Anne, bo ten tu tak zwany BabyNath się do mnie dobierał!
-Co?! Idź już...- powiedział
-Co?!- tym razem ja zapytałam
-Sorry wróć! Nath wypierdalaj stąd!- chwycił go za koszulkę i wywaliłz pokoju.
-Zobaczysz skarbi jeszcze dojdzie do tego!- krzyknął
-Zamknij się!- odpowiedziałam wkurzona tym wszystkim
-Wszystko ok?- zapytał łagodnie loczek.
-Taaa...- ten mnie przytulił
-Był pijany. Rano pewnie nie będzie o niczym pamiętał
-Ale ja tak... Jay... to jest chyba jeden z powodów, dla których nie będę tu często zaglądać.
-Co ty mówisz?
-O zachowaniu Nathana. Zachował się jak cham.
-Rano jak chcesz, to możesz mu przydzwonić za to.
-Z wielką chęcią...
-Tu zostajesz, czy do Anne idziesz?
-Nie wiem...- usiadłam na łóżku- chyba zostaję tu.
-A mogę z tobą?- uśmiechnął się
-Możesz...- powiedziałam, po czym ułożyłam się wygodnie pod kołdrą. Loczek...Hahahah loczek momentalnie położył się koło mnie i zanurzył się pod kołdrą.
-Ale masz tu kostuchę.- zatrząsł się
-Trochę...- ten mnie momentalnie do siebie przyciągnął i objął talii, po czym zaczął pocierać dłońmi moje plecy.
-Lepiej?
-Noo...-powiedziałam. Położyłam głowę na torsie chłopaka i usłyszałam bicie jego serca. Moja osobista poduszka i kaloryfer w jednym. (^^)
-Alex...- zaczął
-Co jest?- zapytałam delikatnie
-Chorujesz na coś?- zapytał tak samo delikatnie jak ja go wcześniej. Zawiesiłam się w tym momencie. Wzięłam głęboki wdech, podniosłam się i usiadłam po turecku.
-Tak...
-Co?!- zapytał zszokowany.- Na co? To poważne?
-Tak trochę tak... To jest dosyć skomplikowane. To jest taka choroba, która dotyczy tylko dziewczyn...Ta operacja to nie było tylko wycięcie wyrostka. wycięli mi też połowę lewego jajnika, bo dotknęło mnie coś takiego jak....wydłużyłam czas, żeby zajść w ciążę.- nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć...
-Co? Co to za choroba Alex?- złapał mnie za rękę.
-Jeśli nie zajdę w ciążę do 18-stego roku życia to potem będzie już za późno.- powiedziałam ze łzami w oczach. Chłopaka zatkało.
-Ale to znaczy, że...
-Jeśli nie zajdę w ciążę w ciągu tych trzech lat, to później już nie będę mogła mieć dzieci..- powiedziałam na wdechu.Chłopaka ponownie zatkało. Łzy popłynęły... nie tylko mi... loczek też miał załzawione oczy.- Bałam się powiedzieć, bo nie myślałam, że nasz związek faktycznie będzie czymś poważnym...
-Spójrz na mnie... proszę...- podniósł mój podbródek i spojrzał głęboko oczy.- Jesteś silna. Damy radę z tym, ok? Razem przez to przejdziemy...
-Ok, ale wiesz...
-Wiem...co?
-Żeby mieć dzieci to są potrzebne dwie osoby?- on się zaśmiał
-Tak wiem.- uśmiechnęłam się.- Więcej powinnaś się uśmiechać. Masz cudny uśmiech.
-Dziękuję.- musnął moje usta. Powróciłam do takiej pozycji jak byłam przed paroma chwilami. Chłopak pocałował mnie w głowę i objął mocno. Wiem, że go to przeraziło. Miał się dowiedzieć znacznie później, a nie dzisiaj. Wtuliłam się w niego. Podkurczyłam nogi i byłam skulona. W przeciwieństwie do niego wydawałam się mała
-Kocham Cię, Alex. I to bardzo mocno.
-Ja Ciebie też, Jay. - podniosłam głowę i chłopak nie czekając wpił usta w moje. Początkowo nie chciały się oderwać od siebie, ale się udało. Patrzeliśmy sobie w oczy. Położyłam się po chwili na swojej poduszce i odwróciłam się od niego. Loczek mnie objął i przykrył kołdrą. Pocałował ramię i głowę delikatnie. Jego dłonie były na moim podbrzuszu. Położyłam swoje na jego. I tym sposobem zasnęłam. Z Jay'em. W jego objęciach. Po chwili jednak się przebudziłam. Chłopak to wyczuł.
-Co jest? Czemu się zbudziłaś?- zapytał zaspany
-Śpij skarbie, śpij.- szepnęłam i ucałowałam jego czoło. Chłopak obrócił się i zasnął. Wpatrywałam się w niego. Był taki niewinny podczas snu. Gdybym go nie znała pomyślałabym, że jest nieśmiały. Rzeczywistość była zupełnie inna. Uspokajał mnie jednak fakt, że Jay jest tu ze mną i jest moim cudownym, kochanym chłopakiem. Z mojego ukochanego zespołu. Po chwili zaś zapadłam w sen...
______________________________
Na tym się skończy... W szkole napisałam, a nie było czasu by go tu wstawić. No co za shit tak zwany. Zimnooo! -.- Nawet w kurtce, czapce i szaliku! Co to za świat się pytam?! ;( No ale... mam nadzieję, że się wam spodoba to co tu natworzyłam :) <3
poniedziałek, 29 października 2012
Rozdział 29
Wysiadłyśmy wszystkie z pojazdu, wzięłyśmy z Anne torby i w czwórkę ruszyłyśmy w stronę drzwi. Oczywiście, że nie było szans na to, żebyśmy weszły jak normalni, cywilizowani ludzie. Dosłownie Tom, Seev, Jay i Max wnieśli nas do domu, a BabyNath zajął się kulami i wziął nasze torby. Gdy przekroczyłyśmy próg i chłopacy łaskawie postawili nas na nogi, Nathan podał mi kule. Była około 21:43. Wszystko było przygotowane przez chłopaków. Na stole była pizza, paluszki i inne przekąski. Nie obyło się bez alkoholu. Piwo, wódka itp. Niebywale banalnym i wiadomym wszystkim faktem było to, iż o ten element zadbali Max z Tomem.
-Mówiłam, żeby grzecznie...- klepnęła się w czoło mulatka
-Skarbie...wiesz, że u nas grzecznie to się nie da.- powiedział żartobliwie Seev
-A wpadłeś na to, że moja kuzynka i jej przyjaciółka mają 15 lat?
-Nikt się nie dowie. Są młode, ładne i mają całe życie przed sobą...-dodał Nath
-Ale wiecie, że jestem za nie odpowiedzialna?
-Tak.- potaknęli wszyscy
-No dobrze...-powiedziała potulnie. Zaczęła się prywatna bibka. Seev włączył muzykę na full. Jay polewał wódką od razu. Anne szybko się zaaklimatyzowała. Piła sobie na luzie. Ja ostrożnie zaczęłam z piwkiem. Kuzynce to się zbytnio nie podobało, że chłopacy nas rozpijają., ale piwo to nie jest jakiś wiecie... bogate w procenty. Muzyka jakby to uznać... była dzika. Dosłownie. Szybka z super basem. Wszyscy tańczyli. Ja na jednej nodze. Po niespełna godzinie Tom i Kelsey poszli na górę... ekhem... wiemy po co... Ale to nic. My bawiliśmy się dalej. Nareesha się rozluźniła i piła drinki, które zrobił Max. Wszystko było zajebiste. Pewnie stąd plotka, że uwielbiają balować... że są mistrzami w tym. I mieli racje. Jeśli chodzi o bibki to są w tym zajebiści.
-Tańczymy!- krzyknął Nath i porwał mnie do tańca. Nie przeszkadzał fakt, że na jednej nodze.
-No to bawimy się w odbijanego.- Jay wyparował i momentalnie mnie odbił od Natha, przy czym mnie pocałował i tańczyliśmy wolnego... Było fajnie dopóki nie zapukała policja ze skargą, że zakłócamy ciszę nocną...
*
Jest noc. Wszyscy chodzą w różnych strojach strasząc ludzi na dworze. Wszyscy krzyczą CUKIEREK ALBO PSIKUS! Chodzą po domach i zbierają cukierki to papierowych toreb. Z gromadą, czyli z The Wanted, Nareeshą, Kelsey, Anne i mną robiliśmy dokładnie to samo. Była mgła. Chłopacy wpadli na ich zdaniem zajebisty pomysł, żeby iść na pobliski cmentarz. Osobiście mi nie podobał się ten pomysł. Z resztą dziewczynom też nie. Gdy doszliśmy na miejsce, było ciemno, zimno i do domu daleko co lepsze... Chłopacy wygodnie usiedli sobie na grobach..
-Jay możemy stąd iść? Nie jest to zbytnio dobry pomysł, by tu siedzieć.
-Nie panikuj... Jest wszystko ok. Chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie i usiadłam chłopakowi na kolanach, a ten mnie przytulił i zrobiło mi się ciepło. Spojrzałam na jego szyję. Wpatrzyłam się w nią. Nagle poczułam jak mi zęby wyrastają, przybliżyłam się bardziej i wgryzłam się w NIĄ! Łaknęłam tej krwi coraz bardziej. W końcu się oderwałam. On już się nie ruszał. Był sztywny. Ja odskoczyłam od niego. Wytarłam z buzi krew. Wszyscy się na mnie patrzeli. Sama nie wiedziałam o co chodzi...
-Alex... ty...- jąkała się Anne.
-Co jest ze mną?- wystraszyłam się już sama. Nagle szybko wstał Jay i mnie złapał...-Aaaaaaaaaaa!- krzyknęłam głośno...
*
-Aaaaaa!- krzyczałam.
-Alex! Wszystko jest ok! Już...- uspokajał mnie... BabyNath (?!)
-Co ty tu?!- odskoczyłam i przywaliłam głową w ścianę.- Ałaa...- osunęłam się. Spojrzałam przez okno... Noc. Jestem u chłopaków nadal. Masowałam swoja głowę...
-Słyszałem krzyki. Dochodziły od ciebie... Koszmar?
-Trochę...- powiedziałam przełykając ślinę. Chłopak na mnie patrzał swoimi niebiesko-zielonymi oczami trochę wystraszony.
-Wystraszyłaś mnie...
-A ja co mam o sobie powiedzieć?
-No też fakt. Idź spać dziewczyno jest 3 nad ranem.
-Spoko. Dobranoc...- odpowiedziałam. Obróciłam się na bok. Ułożyłam poduszkę i zamknęłam oczy. Nie słyszanym, żeby ktoś wychodził ani wchodził. Poczułam jednak jak chłopak muska moją skórę. - Nath! Co ty...?
__________________________________
Na tym się zakończy. Dzisiaj w szkole lekki szok! Dostałam 6,5,4,4- Looool jaki kujon ze mnie... xD Ogólnie kostucha na dworze panuje, a tata nie chciał po mnie przyjechać -.- No ale z buta jak się idzie to zajmuje tylko ok pół godziny. :D I tak zimno było... :(
-Mówiłam, żeby grzecznie...- klepnęła się w czoło mulatka
-Skarbie...wiesz, że u nas grzecznie to się nie da.- powiedział żartobliwie Seev
-A wpadłeś na to, że moja kuzynka i jej przyjaciółka mają 15 lat?
-Nikt się nie dowie. Są młode, ładne i mają całe życie przed sobą...-dodał Nath
-Ale wiecie, że jestem za nie odpowiedzialna?
-Tak.- potaknęli wszyscy
-No dobrze...-powiedziała potulnie. Zaczęła się prywatna bibka. Seev włączył muzykę na full. Jay polewał wódką od razu. Anne szybko się zaaklimatyzowała. Piła sobie na luzie. Ja ostrożnie zaczęłam z piwkiem. Kuzynce to się zbytnio nie podobało, że chłopacy nas rozpijają., ale piwo to nie jest jakiś wiecie... bogate w procenty. Muzyka jakby to uznać... była dzika. Dosłownie. Szybka z super basem. Wszyscy tańczyli. Ja na jednej nodze. Po niespełna godzinie Tom i Kelsey poszli na górę... ekhem... wiemy po co... Ale to nic. My bawiliśmy się dalej. Nareesha się rozluźniła i piła drinki, które zrobił Max. Wszystko było zajebiste. Pewnie stąd plotka, że uwielbiają balować... że są mistrzami w tym. I mieli racje. Jeśli chodzi o bibki to są w tym zajebiści.
-Tańczymy!- krzyknął Nath i porwał mnie do tańca. Nie przeszkadzał fakt, że na jednej nodze.
-No to bawimy się w odbijanego.- Jay wyparował i momentalnie mnie odbił od Natha, przy czym mnie pocałował i tańczyliśmy wolnego... Było fajnie dopóki nie zapukała policja ze skargą, że zakłócamy ciszę nocną...
*
Jest noc. Wszyscy chodzą w różnych strojach strasząc ludzi na dworze. Wszyscy krzyczą CUKIEREK ALBO PSIKUS! Chodzą po domach i zbierają cukierki to papierowych toreb. Z gromadą, czyli z The Wanted, Nareeshą, Kelsey, Anne i mną robiliśmy dokładnie to samo. Była mgła. Chłopacy wpadli na ich zdaniem zajebisty pomysł, żeby iść na pobliski cmentarz. Osobiście mi nie podobał się ten pomysł. Z resztą dziewczynom też nie. Gdy doszliśmy na miejsce, było ciemno, zimno i do domu daleko co lepsze... Chłopacy wygodnie usiedli sobie na grobach..
-Jay możemy stąd iść? Nie jest to zbytnio dobry pomysł, by tu siedzieć.
-Nie panikuj... Jest wszystko ok. Chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie i usiadłam chłopakowi na kolanach, a ten mnie przytulił i zrobiło mi się ciepło. Spojrzałam na jego szyję. Wpatrzyłam się w nią. Nagle poczułam jak mi zęby wyrastają, przybliżyłam się bardziej i wgryzłam się w NIĄ! Łaknęłam tej krwi coraz bardziej. W końcu się oderwałam. On już się nie ruszał. Był sztywny. Ja odskoczyłam od niego. Wytarłam z buzi krew. Wszyscy się na mnie patrzeli. Sama nie wiedziałam o co chodzi...
-Alex... ty...- jąkała się Anne.
-Co jest ze mną?- wystraszyłam się już sama. Nagle szybko wstał Jay i mnie złapał...-Aaaaaaaaaaa!- krzyknęłam głośno...
*
-Aaaaaa!- krzyczałam.
-Alex! Wszystko jest ok! Już...- uspokajał mnie... BabyNath (?!)
-Co ty tu?!- odskoczyłam i przywaliłam głową w ścianę.- Ałaa...- osunęłam się. Spojrzałam przez okno... Noc. Jestem u chłopaków nadal. Masowałam swoja głowę...
-Słyszałem krzyki. Dochodziły od ciebie... Koszmar?
-Trochę...- powiedziałam przełykając ślinę. Chłopak na mnie patrzał swoimi niebiesko-zielonymi oczami trochę wystraszony.
-Wystraszyłaś mnie...
-A ja co mam o sobie powiedzieć?
-No też fakt. Idź spać dziewczyno jest 3 nad ranem.
-Spoko. Dobranoc...- odpowiedziałam. Obróciłam się na bok. Ułożyłam poduszkę i zamknęłam oczy. Nie słyszanym, żeby ktoś wychodził ani wchodził. Poczułam jednak jak chłopak muska moją skórę. - Nath! Co ty...?
__________________________________
Na tym się zakończy. Dzisiaj w szkole lekki szok! Dostałam 6,5,4,4- Looool jaki kujon ze mnie... xD Ogólnie kostucha na dworze panuje, a tata nie chciał po mnie przyjechać -.- No ale z buta jak się idzie to zajmuje tylko ok pół godziny. :D I tak zimno było... :(
sobota, 27 października 2012
Rozdział 28
Spojrzałam na tatę przerażona.
-Tato...
-Wytłumaczysz mi, dlaczego tak długo ci to zajęło?- zaczął spokojnie.
-Wujku... To moja wina...- zaczęła Nareesha.- Zagadałam je. Naprawdę nie wiń Alex ani Anne.
-Skoro tak mówisz. Wskakujcie.
-Mam jeszcze jedną sprawę.- zaczęła niepewnie. Mężczyzna na nią spojrzał badawczo.
-Co jest?
-Mogą dziewczyny dzisiaj u mnie przenocować? Proszę. Chcę nadrobić z Alex wszystko. To dobra okazja. Jest weekend...- zaczęła bajerować ojca.
-A co z rzeczami?
-Przyjedziemy po nie.
-No dobrze...- po chwili namysłu się zdecydował. Z Anne zaczęłyśmy piszczeć ze szczęścia.- Bawcie się dobrze... I Nareesha. Proszę uważaj na nie. W szczególności na Alex...
-Tato...- wywróciłam teatralnie oczami.
-No dobrze...- zaśmiał się. Wsiadł do samochodu i odjechał. Z mulatką i przyjaciółką wróciłyśmy do środka oznajmiając bardzo dobrą dla wszystkich nowinę. Szczególnie dla loczka. Zaczęli dosłownie skakać ze szczęścia. Byłyśmy w szoku.
- No to teraz będzie dziko.- oznajmił Nath. Wszyscy na niego podejrzliwie spojrzeli.- To znaczy.. .ten... no... będzie fajnie! Obejrzymy coś... -zaczął się jąkać.
-Taaa.- dodali chłopacy.
-Tylko musimy jechać po rzeczy dziewczyn. Także my z Anne i Alex...
-I Kelsey.
-Dokładnie. Się zbieramy i spotkamy się w domu, jasne?
-Tak.
-Tylko bez żadnych wygłupów.- powiedziała poważnie. Mulat podszedł do kuzynki i ją pocałował, Tom nie czekał zrobił to samo, i Jay... Jemu nie trzeba było dwa razy mówić. Szybko porwał mnie w ramiona i pocałował namiętnie. Byłam w szoku gdy się oderwaliśmy od siebie. I to dużym. Gdy już wychodziłyśmy, to początkowo zapomniałam którędy do wyjścia, ale udało się. Wyszłyśmy bez szwanku. Wsiadłyśmy do mulatki auta i odjechałyśmy. W niecałe 5 minut znalazłyśmy się pod moim domem.
-To twój dom?!- zapytała zszokowana blondynka.
-Tak.- powiedziała.
-Woow. - wysiadłyśmy wszystkie i weszłyśmy do domu.
-Tato! Jesteśmy!
-Torby są na dole!- odpowiedział głośno i podszedł do nas.
-Wstawisz bukiet do wazonu?
-Jasne...- powiedział. -skąd go masz?- zapytał po chwili zszokowany.
-Dostałam... A właśnie. To jest Kelsey tato.
-Dobry wieczór prze pana. - powiedziała ciepło
-Dobry... no dobrze. Bawcie się dobrze.
-Będziemy..- powiedziałam szybko, ale jak to zabrzmiało... tata się na mnie dziwnie spojrzał.- To znaczy.. nic nie będziemy tam robić.. Broń cię Panie Boże!- zaczęłam to okropnie mącić. W końcu się zamknęłam. - Będziemy grzeczne. Kocham cię!
-Ja też cię kocham!- wzięłyśmy torby i wyszłyśmy szybko.
-Ty to motasz...- powiedziała Kels śmiejąc się.
-Bardzo śmieszne...- w końcu wsiadłyśmy do auta i wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Odjechałyśmy i szybko znalazłyśmy się pod twierdzą The Wanted...
-No to zabawę czas zacząć... - powiedziała Kelsey z szyderczym uśmiechem na twarzy...
______________________________
Na tym zakończę. Znalazłam czas by napisać następny... :D Ogólnie fajnie mieć kogoś komu można się wygadać. Nie ważne... ale jest dobrze :) Miłego czytania <3
-Tato...
-Wytłumaczysz mi, dlaczego tak długo ci to zajęło?- zaczął spokojnie.
-Wujku... To moja wina...- zaczęła Nareesha.- Zagadałam je. Naprawdę nie wiń Alex ani Anne.
-Skoro tak mówisz. Wskakujcie.
-Mam jeszcze jedną sprawę.- zaczęła niepewnie. Mężczyzna na nią spojrzał badawczo.
-Co jest?
-Mogą dziewczyny dzisiaj u mnie przenocować? Proszę. Chcę nadrobić z Alex wszystko. To dobra okazja. Jest weekend...- zaczęła bajerować ojca.
-A co z rzeczami?
-Przyjedziemy po nie.
-No dobrze...- po chwili namysłu się zdecydował. Z Anne zaczęłyśmy piszczeć ze szczęścia.- Bawcie się dobrze... I Nareesha. Proszę uważaj na nie. W szczególności na Alex...
-Tato...- wywróciłam teatralnie oczami.
-No dobrze...- zaśmiał się. Wsiadł do samochodu i odjechał. Z mulatką i przyjaciółką wróciłyśmy do środka oznajmiając bardzo dobrą dla wszystkich nowinę. Szczególnie dla loczka. Zaczęli dosłownie skakać ze szczęścia. Byłyśmy w szoku.
- No to teraz będzie dziko.- oznajmił Nath. Wszyscy na niego podejrzliwie spojrzeli.- To znaczy.. .ten... no... będzie fajnie! Obejrzymy coś... -zaczął się jąkać.
-Taaa.- dodali chłopacy.
-Tylko musimy jechać po rzeczy dziewczyn. Także my z Anne i Alex...
-I Kelsey.
-Dokładnie. Się zbieramy i spotkamy się w domu, jasne?
-Tak.
-Tylko bez żadnych wygłupów.- powiedziała poważnie. Mulat podszedł do kuzynki i ją pocałował, Tom nie czekał zrobił to samo, i Jay... Jemu nie trzeba było dwa razy mówić. Szybko porwał mnie w ramiona i pocałował namiętnie. Byłam w szoku gdy się oderwaliśmy od siebie. I to dużym. Gdy już wychodziłyśmy, to początkowo zapomniałam którędy do wyjścia, ale udało się. Wyszłyśmy bez szwanku. Wsiadłyśmy do mulatki auta i odjechałyśmy. W niecałe 5 minut znalazłyśmy się pod moim domem.
-To twój dom?!- zapytała zszokowana blondynka.
-Tak.- powiedziała.
-Woow. - wysiadłyśmy wszystkie i weszłyśmy do domu.
-Tato! Jesteśmy!
-Torby są na dole!- odpowiedział głośno i podszedł do nas.
-Wstawisz bukiet do wazonu?
-Jasne...- powiedział. -skąd go masz?- zapytał po chwili zszokowany.
-Dostałam... A właśnie. To jest Kelsey tato.
-Dobry wieczór prze pana. - powiedziała ciepło
-Dobry... no dobrze. Bawcie się dobrze.
-Będziemy..- powiedziałam szybko, ale jak to zabrzmiało... tata się na mnie dziwnie spojrzał.- To znaczy.. nic nie będziemy tam robić.. Broń cię Panie Boże!- zaczęłam to okropnie mącić. W końcu się zamknęłam. - Będziemy grzeczne. Kocham cię!
-Ja też cię kocham!- wzięłyśmy torby i wyszłyśmy szybko.
-Ty to motasz...- powiedziała Kels śmiejąc się.
-Bardzo śmieszne...- w końcu wsiadłyśmy do auta i wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Odjechałyśmy i szybko znalazłyśmy się pod twierdzą The Wanted...
-No to zabawę czas zacząć... - powiedziała Kelsey z szyderczym uśmiechem na twarzy...
______________________________
Na tym zakończę. Znalazłam czas by napisać następny... :D Ogólnie fajnie mieć kogoś komu można się wygadać. Nie ważne... ale jest dobrze :) Miłego czytania <3
Rozdział 27
Kiedy chłopacy powrócili do występów.automatycznie Nareesha i Kelsey do mnie podeszły i mnie przytuliły mocno.
-W końcu.
-Dziewczyno od bez ciebie usychał.
-Dokładnie.
-Był jak roślinka bez wody.- nie wiedziałam kogo mam słuchać. Mówiły jak najęte. Tak na Anne spojrzałam zdezorientowana. Ta tylko zdziwiona wzruszyła ramionami/
-Dziewczyny!- powiedziałam, żeby je ogarnąć.
-Co?
-Spokojnie. Nic z waszej ciekawej konwersacji nie zrozumiałam. - zaśmiałam się.
-Chciałyśmy ci tylko powiedzieć..- zaczęła Kelsey
-Że się bardzo cieszymy, że w końcu się pogodziliście. Jay nie był sobą, ty nie byłaś sobą.
-To wiemy.- dodałam.
-Pani McGuiness...- uśmiechnęła się blondynka
-Hola! Zwolnij Kels. Ma tylko 15 lat...- zaśmiała się mulatka
-I co?- wzruszyła ramionami. Podskoczyłam do krańca kulis zobaczyć resztę koncertu. Było cudownie. Jacy oni byli... żywi na scenie. Moja twarz wyrażała w tym momencie zachwyt, radość. Wszystkie pozytywne uczucia. Chłopak tryskał energią... Chodzi mi o Jay'a. Do Heart Vacancy udawał to wszystko, a teraz było widać, że chłopak był szczęśliwy. Niczego nie udawał. To było niesamowite widzieć go w takim stanie.
-Widzisz?- zaczęła Kelsey.- Chłopak przy tobie jest zupełnie inny. Zobacz jaki jest szczęśliwy Alex... To dzięki tobie. Nie zmarnuj tego...- powiedziała łagodnie, poklepała moje ramię i odeszła. Moje usta mimowolnie się wygięły i wyszedł uśmiech.
-Jest szczęśliwy... ze mną...- jeszcze bardziej się uśmiechnęłam do siebie. Wróciłam po chwili do dziewczyn. Anne przyjaźnie prowadziła konwersację z Kelsey. Widać było, że dziewczyny się bardzo lubią.
-O czym tak myślałaś?- wyrwała mnie ze świata wyobraźni mulatka
-Dopiero do mnie dotarło, że jestem dla loczka kimś ważnym, że..., że...
-Że cię kocha?
-Tak. Nigdy się tak nie czułam. Tak dobrze. Nie czułam takiego szczęścia. Gdy go zobaczyłam przed chwilą.... dzielił się tym szczęściem... tą energią z fanami, z zespołem.
-Jesteś w nim zakochana po uszy Alex... tyle ci powiem.
-Dzięki Nareesha.
-Za co?
-Za wszystko. Za to, że mnie pocieszałaś, że jesteś tu ze mną. -przytuliłyśmy się.
-Wszystko dla rodziny. Pamiętaj...- powiedziała ciepłym, delikatnym głosem. Oderwałyśmy się od siebie. Dołączyłyśmy do dziewczyn i rozmawiałyśmy razem z nimi. Po raz pierwszy poczułam się jak w domu. Poczułam, że nawiązałam z nimi niesamowitą więź. Wszystko zaczęło się układać. Czas zleciał niemiłosiernie szybko. Zorientowałyśmy się dopiero wtedy, kiedy chłopacy zeszli ze sceny.
-O czym tak nasze dziewczyny gadają?- zapytał potulnie Tom
-O wszystkim. Babskie sprawy.- odpowiedziała Kelsey.
-Ejj, a która godzina?
-Czekaj... 21:23- powiedział Max.
-Co?!- wystraszyłyśmy się.
-Anne! Mamy przerąbane!
-O kur...- szybko się zaczęłyśmy szykować.
-Co jest?- zapytał zdezorientowany mulat.
-Tata na nas czeka od prawie pół godziny...- spanikowałam. - Zobaczymy się jutro ok?
-Ok. Uważaj na siebie.- odpowiedział Jay. Anne tym czasem wzięła mój bukiet.
-Będę. Pa kocham cię.- pocałowałam go delikatnie i szybko wyszłyśmy.
-Alex!- zawołała Nareesha
-Co jest?
-Pójdę z tobą. Spytam wujka czy możecie u mnie nocować.
-Serio?- zapytałyśmy zszokowane
-Tak. Chodźcie.- poszłyśmy szybko tylnym wyjściem i moment byłyśmy na parkingu. Mężczyzna gdy tylko nas ujrzał, wysiadł z samochodu. Można było wyczytać z jego twarzy, że był na nas niesamowicie zdenerwowany...
___________________________
Na tym zakończę. Weźcie jak zimno jest na dworze! ;/ Normalnie moja szczęka to sama chodzi i dzwoni... xD Dzisiaj szybko pisałam, bo sprzątać trzeba... ;D ogólnie skończyłam, ale kolejka do komputera się ustawiła, więc trzeba się sprężyć. :P Mam nadzieję, że będzie wystarczająco dobry i nie zabijecie mnie za niego ;)
-W końcu.
-Dziewczyno od bez ciebie usychał.
-Dokładnie.
-Był jak roślinka bez wody.- nie wiedziałam kogo mam słuchać. Mówiły jak najęte. Tak na Anne spojrzałam zdezorientowana. Ta tylko zdziwiona wzruszyła ramionami/
-Dziewczyny!- powiedziałam, żeby je ogarnąć.
-Co?
-Spokojnie. Nic z waszej ciekawej konwersacji nie zrozumiałam. - zaśmiałam się.
-Chciałyśmy ci tylko powiedzieć..- zaczęła Kelsey
-Że się bardzo cieszymy, że w końcu się pogodziliście. Jay nie był sobą, ty nie byłaś sobą.
-To wiemy.- dodałam.
-Pani McGuiness...- uśmiechnęła się blondynka
-Hola! Zwolnij Kels. Ma tylko 15 lat...- zaśmiała się mulatka
-I co?- wzruszyła ramionami. Podskoczyłam do krańca kulis zobaczyć resztę koncertu. Było cudownie. Jacy oni byli... żywi na scenie. Moja twarz wyrażała w tym momencie zachwyt, radość. Wszystkie pozytywne uczucia. Chłopak tryskał energią... Chodzi mi o Jay'a. Do Heart Vacancy udawał to wszystko, a teraz było widać, że chłopak był szczęśliwy. Niczego nie udawał. To było niesamowite widzieć go w takim stanie.
-Widzisz?- zaczęła Kelsey.- Chłopak przy tobie jest zupełnie inny. Zobacz jaki jest szczęśliwy Alex... To dzięki tobie. Nie zmarnuj tego...- powiedziała łagodnie, poklepała moje ramię i odeszła. Moje usta mimowolnie się wygięły i wyszedł uśmiech.
-Jest szczęśliwy... ze mną...- jeszcze bardziej się uśmiechnęłam do siebie. Wróciłam po chwili do dziewczyn. Anne przyjaźnie prowadziła konwersację z Kelsey. Widać było, że dziewczyny się bardzo lubią.
-O czym tak myślałaś?- wyrwała mnie ze świata wyobraźni mulatka
-Dopiero do mnie dotarło, że jestem dla loczka kimś ważnym, że..., że...
-Że cię kocha?
-Tak. Nigdy się tak nie czułam. Tak dobrze. Nie czułam takiego szczęścia. Gdy go zobaczyłam przed chwilą.... dzielił się tym szczęściem... tą energią z fanami, z zespołem.
-Jesteś w nim zakochana po uszy Alex... tyle ci powiem.
-Dzięki Nareesha.
-Za co?
-Za wszystko. Za to, że mnie pocieszałaś, że jesteś tu ze mną. -przytuliłyśmy się.
-Wszystko dla rodziny. Pamiętaj...- powiedziała ciepłym, delikatnym głosem. Oderwałyśmy się od siebie. Dołączyłyśmy do dziewczyn i rozmawiałyśmy razem z nimi. Po raz pierwszy poczułam się jak w domu. Poczułam, że nawiązałam z nimi niesamowitą więź. Wszystko zaczęło się układać. Czas zleciał niemiłosiernie szybko. Zorientowałyśmy się dopiero wtedy, kiedy chłopacy zeszli ze sceny.
-O czym tak nasze dziewczyny gadają?- zapytał potulnie Tom
-O wszystkim. Babskie sprawy.- odpowiedziała Kelsey.
-Ejj, a która godzina?
-Czekaj... 21:23- powiedział Max.
-Co?!- wystraszyłyśmy się.
-Anne! Mamy przerąbane!
-O kur...- szybko się zaczęłyśmy szykować.
-Co jest?- zapytał zdezorientowany mulat.
-Tata na nas czeka od prawie pół godziny...- spanikowałam. - Zobaczymy się jutro ok?
-Ok. Uważaj na siebie.- odpowiedział Jay. Anne tym czasem wzięła mój bukiet.
-Będę. Pa kocham cię.- pocałowałam go delikatnie i szybko wyszłyśmy.
-Alex!- zawołała Nareesha
-Co jest?
-Pójdę z tobą. Spytam wujka czy możecie u mnie nocować.
-Serio?- zapytałyśmy zszokowane
-Tak. Chodźcie.- poszłyśmy szybko tylnym wyjściem i moment byłyśmy na parkingu. Mężczyzna gdy tylko nas ujrzał, wysiadł z samochodu. Można było wyczytać z jego twarzy, że był na nas niesamowicie zdenerwowany...
___________________________
Na tym zakończę. Weźcie jak zimno jest na dworze! ;/ Normalnie moja szczęka to sama chodzi i dzwoni... xD Dzisiaj szybko pisałam, bo sprzątać trzeba... ;D ogólnie skończyłam, ale kolejka do komputera się ustawiła, więc trzeba się sprężyć. :P Mam nadzieję, że będzie wystarczająco dobry i nie zabijecie mnie za niego ;)
piątek, 26 października 2012
Rozdział 26
Dojechaliśmy pod arenę. Wysiadłyśmy. Fanek było jak na moje oko więcej niż w zeszłym tygodniu na koncercie. Spojrzałam na telefon. 19:00. Podeszłyśmy szybko do tłumu starając się przecisnąć do przejścia. Udało się! Okazałyśmy bilety i popędziłyśmy w miejsce gdzie miał być koncert.
-O mój Boże.- stwierdziłam gdy weszłam i zobaczyłam tłum fanek.
-Damy radę.- potaknęłyśmy obie głowami i ruszyłyśmy przeciskając się na nasze miejsca pod sceną <znowu>. Serce biło mi jak oszalałe. Położyłam sobie kule na barierkach jak poprzednim razem. Fanki piszczały i skandowały The Wanted najgłośniej jak się dało. Oczywiste, że dołączyłam z Anne do tej czynności. Punkt 19:30 ulubieńcy wychodzą na scenę rozpoczynając All Time Low! Każda praktycznie znała tekst i śpiewała razem z chłopakami. Gdy skończyła się piosenka, zaczęła się następna. Behind Bars. Podczas tego zespół starał się być najbliżej krańca sceny. I stało się. Seev mnie zauważył z Anne. Uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Potem było krótkie przywitanie. Oczywiście Max przemawiał. Lecz po tym... Leciały same hity. Chasing the sun, Glad you Came itp. Skakałam na jednej nodze jak kangur. Wszyscy się dobrze bawili. Lecz nagle cała piątka zniknęła ze sceny i pojawiła się pod nią. Wszyscy łącznie z Anne i mną zaczęli piszczeć. Byli przy mnie! Tom mnie zauważył i puścił mi oczko. Szeroko się na to uśmiechnęłam. Ale uśmiech znikł gdy ujrzałam loczka. Wzięłam głęboki oddech.
-Alex...-zaczął cały czas mierząc każdy milimetr mojego ciała wzrokiem.
-Jay...- powiedziałam starając się być spokojna, lecz z mojego głosu dało się wyczuć... smutek.
-Twoje kule?- zapytał.
-Jeszcze...- złapał mnie za rękę i wiedziałam, już jaka to będzie piosenka, bo zaczęła się rozbrzmiewać w tle. Max, Tom,Nath i Seev weszli ze swoimi wybrankami na scenę. Chłopak wskazał mnie ochroniarzowi i pozwolił mi przejść przez barierki. Błękitnooki chłopak podał mi kulę i oboje weszliśmy na scenę, a chłopacy podeszli, przytulili mnie i wrócili do swoich wybranek. Fanki piszczały tak głośno... Max zaczął śpiewać. Heart Vacancy. Serce mi drgnęło. Jay objął mnie. Cały czas patrzał mi w oczy... bynajmniej próbował, bo cały czas uciekałam od jego oczu. Miękłam powoli pod wpływem tej piosenki. Gdy doszła druga zwrotka i on śpiewał z Tomem, wyczułam w jego głosie coś... czego nie dało się opisać. Gdy usłyszałam jego głos przestałam uciekać. Wpatrywałam się w chłopaka, który śpiewa moją ulubioną piosenkę... i to właśnie dla mnie. Zauważyłam, że w jego oczach pojawił się blask. Był szczęśliwy. To samo było u mnie. W tym momencie dołączyłam się do nich i śpiewałam z nimi. Każdy jego dotyk, gest w moim kierunku... omotał mnie całkowicie.
-When I, talk to you, on the phone... And listen close...- w tym momencie się w niego wtuliłam. Był mile zaskoczony. Oderwałam się po chwili od chłopaka i zaczęłam głośno śpiewać razem z zespołem. Ten przyłożył mi mikrofon pod moją nieuwagę i cała hala usłyszała po chwili jak śpiewam. Loool. Chwilę po tym piosenka byłą już szła ku końcowi, każdy... Max , Siva, Nathan, i Tom wręczyli swoim wybrankom czerwoną różę. Jay jednak podszedł do mnie z całym bukietem. Wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć. Dostrzegłam Anne, która klaskała. Była bardzo ucieszona. Zrobiłam bardzo duże oczy z zaskoczenia. Chłopak podchodząc, wydawał się bardzo nieśmiały.
-Alex... -zaczął mówić do mikrofonu.- Byłem idiotą, gdy zacząłem gadać te wszystkie głupoty. Rzecz w tym, że... że byłem zazdrosny i jestem o ciebie zazdrosny. Przepraszam... Bardzo Cię przepraszam. - wszyscy zrobili Ooooo. Słona ciecz kręciła mi się w oczach. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie wiem co powiedzieć... Ja też przepraszam loczek... - łzy spłynęły mimowolnie po policzkach. Chłopak je szybko otarł. Ciepła dłoń loczka sprawiła, że wymiękłam już całkowicie.
-Przyznaj. Jestem idiotą, który non stop pożera skittlesy i kocha szympansy.- zaśmiałam się w tym momencie.
-Tak. Jesteś idiotą.- stwierdziłam.- Ale moim idiotą. - szepnęłam. Na sali była totalna cisza.
-No wyduś to chłopie!- Wydarł się do mikrofonu lekko poirytowany Tom.
-Alex... ja... ty... Zostaniesz moją dziewczyną? Znowu? Oficjalnie?- chłopak odważył się na to. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Zabrakło mi słów. Jedyne co mogłam uczynić to potaknąć głową. Tak też zrobiłam. Zawiesiłam chłopakowi ręce na szyi, po czym ten wpił swoje usta w moje. Fanki na ten widok oszalały. Piszczały, klaskały. Odwzajemniłam ten pocałunek. Wręczył mi bukiet czerwonych, cudownie pachnących róż, na co wyszczerzyłam ząbki zachwycona. Chłopacy w tym momencie Anne odnaleźli w tłumie i zaprowadzili za kulisy, gdzie była Nareesha i Kelsey. Chłopak pomógł mi iść, a mianowicie wziął bukiet, żebym mogła swobodnie o kulach się poruszać. Zniknęliśmy na moment za kulisami. Usiadłam na krześle. Chłopak dał buziaka po czym dał bukiet i wrócił na scenę...
_____________________________
Wena mnie naszła. Na praktycznie wszystkich lekcjach byłam zajęta pisaniem. Ale.. luźne lekcje więc można było popuścić. Piękna pogoda, ale szkoda, że tak cholernie zimno jest ;/ grrrr. Mam nadzieję, że się spodoba <3
-O mój Boże.- stwierdziłam gdy weszłam i zobaczyłam tłum fanek.
-Damy radę.- potaknęłyśmy obie głowami i ruszyłyśmy przeciskając się na nasze miejsca pod sceną <znowu>. Serce biło mi jak oszalałe. Położyłam sobie kule na barierkach jak poprzednim razem. Fanki piszczały i skandowały The Wanted najgłośniej jak się dało. Oczywiste, że dołączyłam z Anne do tej czynności. Punkt 19:30 ulubieńcy wychodzą na scenę rozpoczynając All Time Low! Każda praktycznie znała tekst i śpiewała razem z chłopakami. Gdy skończyła się piosenka, zaczęła się następna. Behind Bars. Podczas tego zespół starał się być najbliżej krańca sceny. I stało się. Seev mnie zauważył z Anne. Uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Potem było krótkie przywitanie. Oczywiście Max przemawiał. Lecz po tym... Leciały same hity. Chasing the sun, Glad you Came itp. Skakałam na jednej nodze jak kangur. Wszyscy się dobrze bawili. Lecz nagle cała piątka zniknęła ze sceny i pojawiła się pod nią. Wszyscy łącznie z Anne i mną zaczęli piszczeć. Byli przy mnie! Tom mnie zauważył i puścił mi oczko. Szeroko się na to uśmiechnęłam. Ale uśmiech znikł gdy ujrzałam loczka. Wzięłam głęboki oddech.
-Alex...-zaczął cały czas mierząc każdy milimetr mojego ciała wzrokiem.
-Jay...- powiedziałam starając się być spokojna, lecz z mojego głosu dało się wyczuć... smutek.
-Twoje kule?- zapytał.
-Jeszcze...- złapał mnie za rękę i wiedziałam, już jaka to będzie piosenka, bo zaczęła się rozbrzmiewać w tle. Max, Tom,Nath i Seev weszli ze swoimi wybrankami na scenę. Chłopak wskazał mnie ochroniarzowi i pozwolił mi przejść przez barierki. Błękitnooki chłopak podał mi kulę i oboje weszliśmy na scenę, a chłopacy podeszli, przytulili mnie i wrócili do swoich wybranek. Fanki piszczały tak głośno... Max zaczął śpiewać. Heart Vacancy. Serce mi drgnęło. Jay objął mnie. Cały czas patrzał mi w oczy... bynajmniej próbował, bo cały czas uciekałam od jego oczu. Miękłam powoli pod wpływem tej piosenki. Gdy doszła druga zwrotka i on śpiewał z Tomem, wyczułam w jego głosie coś... czego nie dało się opisać. Gdy usłyszałam jego głos przestałam uciekać. Wpatrywałam się w chłopaka, który śpiewa moją ulubioną piosenkę... i to właśnie dla mnie. Zauważyłam, że w jego oczach pojawił się blask. Był szczęśliwy. To samo było u mnie. W tym momencie dołączyłam się do nich i śpiewałam z nimi. Każdy jego dotyk, gest w moim kierunku... omotał mnie całkowicie.
-When I, talk to you, on the phone... And listen close...- w tym momencie się w niego wtuliłam. Był mile zaskoczony. Oderwałam się po chwili od chłopaka i zaczęłam głośno śpiewać razem z zespołem. Ten przyłożył mi mikrofon pod moją nieuwagę i cała hala usłyszała po chwili jak śpiewam. Loool. Chwilę po tym piosenka byłą już szła ku końcowi, każdy... Max , Siva, Nathan, i Tom wręczyli swoim wybrankom czerwoną różę. Jay jednak podszedł do mnie z całym bukietem. Wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć. Dostrzegłam Anne, która klaskała. Była bardzo ucieszona. Zrobiłam bardzo duże oczy z zaskoczenia. Chłopak podchodząc, wydawał się bardzo nieśmiały.
-Alex... -zaczął mówić do mikrofonu.- Byłem idiotą, gdy zacząłem gadać te wszystkie głupoty. Rzecz w tym, że... że byłem zazdrosny i jestem o ciebie zazdrosny. Przepraszam... Bardzo Cię przepraszam. - wszyscy zrobili Ooooo. Słona ciecz kręciła mi się w oczach. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie wiem co powiedzieć... Ja też przepraszam loczek... - łzy spłynęły mimowolnie po policzkach. Chłopak je szybko otarł. Ciepła dłoń loczka sprawiła, że wymiękłam już całkowicie.
-Przyznaj. Jestem idiotą, który non stop pożera skittlesy i kocha szympansy.- zaśmiałam się w tym momencie.
-Tak. Jesteś idiotą.- stwierdziłam.- Ale moim idiotą. - szepnęłam. Na sali była totalna cisza.
-No wyduś to chłopie!- Wydarł się do mikrofonu lekko poirytowany Tom.
-Alex... ja... ty... Zostaniesz moją dziewczyną? Znowu? Oficjalnie?- chłopak odważył się na to. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Zabrakło mi słów. Jedyne co mogłam uczynić to potaknąć głową. Tak też zrobiłam. Zawiesiłam chłopakowi ręce na szyi, po czym ten wpił swoje usta w moje. Fanki na ten widok oszalały. Piszczały, klaskały. Odwzajemniłam ten pocałunek. Wręczył mi bukiet czerwonych, cudownie pachnących róż, na co wyszczerzyłam ząbki zachwycona. Chłopacy w tym momencie Anne odnaleźli w tłumie i zaprowadzili za kulisy, gdzie była Nareesha i Kelsey. Chłopak pomógł mi iść, a mianowicie wziął bukiet, żebym mogła swobodnie o kulach się poruszać. Zniknęliśmy na moment za kulisami. Usiadłam na krześle. Chłopak dał buziaka po czym dał bukiet i wrócił na scenę...
_____________________________
Wena mnie naszła. Na praktycznie wszystkich lekcjach byłam zajęta pisaniem. Ale.. luźne lekcje więc można było popuścić. Piękna pogoda, ale szkoda, że tak cholernie zimno jest ;/ grrrr. Mam nadzieję, że się spodoba <3
czwartek, 25 października 2012
Rozdział 25
Siedziałyśmy chwilę jeszcze i rozmawiałyśmy sobie na spokojnie od serca tak. To wszystko było tak dziwne. Tak dziwnie się układało, że nawet podczas takiej nawet rozmowy czułam się jak kosmitka.
-Chcesz coś do picia? Bo tak siedzimy tu i siedzimy.
-Spoko. Chodź na dół.- wstałyśmy i zeszłyśmy na dół. Podskoczyłam do lodówki i wyjęłam wodę. Nalałam ją do dwóch szklanek i jedną podałam mulatce. Usiadłyśmy sobie na kanapie i zaczęłyśmy sobie pić powoli. -Wujek w pracy?
-Taaa. Jak zwykle.
-Co to znaczy?
-Jest pracoholikiem. Gdyby mógł każdą wolną chwilę spędzałby w pracy. Ale jestem ja.
-Nie mów tak. Mój ojciec tak samo jest pracoholikiem. Niby przyrodni bracia, a są do siebie tak podobni, nie?
-Jakby nie patrzał płynie w nich ta sama krew.
-No tak. - nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Bożee. Żyć mi nie dają...- wstałam i podskoczyłam do drzwi. Otworzyłam je i zaraz zamknęłam.
-Alex wysłuchaj mnie!
-Spadaj! Nie chcę z tobą gadać!
-Proszę!
-Za to co powiedziałeś? Nigdy!- odkrzyknęłam. Nareesha wkroczyła do akcji.
-Dzieci... Jay!- otworzyła drzwi.
-Co ty tu robisz?
-Jakby nie patrzał to moja kuzynka. Słuchaj. Alex na razie nie chce z Tobą gadać, więc na razie daj sobie spokój.
-Muszę z nią porozmawiać.- powiedział.
-Porozmawiasz z nią jak oboje ochłoniecie... Na razie zjedź z tonu, loczek.- dokończyła. Ten się zawrócił i poszedł z powrotem tam skąd przyszedł. Usiadłam załzawiona na schodach i zakryłam twarz w dłoniach. -Ejejejej! Alex nie płacz!- szybko do mnie podeszła i przytuliła. - Nie ma o co...
-To boli wiesz?
-Wiem. Miałam podobnie po pierwszej kłótni z Sivą, ale musisz ochłonąć dziewczyno. Inaczej tego nie przetrwasz...- nie odezwałam się. Chwilę tylko siedziałyśmy w milczeniu...
*Tydzień później
Minął tydzień od tego wszystkiego. Jay próbował się do mnie wielokrotnie dobić, ale mu się to za nic nie udało. Postąpiłam zgodnie z radą kuzynki... Jest sobota. Dzisiaj koncert The Wanted tam gdzie byłam w zeszłym tygodniu na One Direction. Ogólnie byłam u ortopedy z nogą. Ściągneli mi ten cholerny gips, bo uznali, że kość bardzo szybko doszła do siebie, ale nadal o kulach chodzę. Chociaż jakiś plus. Dzisiaj 30 czerwca. Szybko to zleciało. Jest godzina 14:34, a koncert o 19:30. Tradycyjnie Anne jest u mnie. (;D).
-Boże jak fajnie bez tego gipsu wyglądasz.
-Dzięki. Ale tam były podpisy chłopaków. - zasmuciłam się, po czym znowu uśmiechnęłam.
-Do loczka cały czas się nie odzywasz?
-Nie. -stwierdziłam.
-Jeszcze raz przepraszam, że tak namąciłam.
-Luz... to nie twoja wina. Gdyby spytał powiedziałabym mu penie to samo co ty tylko, że bez rewelacji, albo coś- westchnęłam.
-Przygotujmy się na ten koncert.- powiedziała. Na te słowa się uśmiechnęłam i podskoczyłam do szafek. Otworzyłam wszystkie po kolei. Udało mi się wykopać taki zestaw. Anna miała dla siebie już przyszykowany od rana <patrz tu>. Przygotowania, czyli odświeżenie się, ubranie, umalowanie, ułożenie włosów zajęło nam łącznie około 3,5 godzin. Tata tylko co chwilę zaglądał czy wszystko ok. Czasami przyniósł też coś do zjedzenia. W moim przypadku skittlesy. Anne zaraziłam miłością do nich. Doszła 18:05.
-No dziewczyno wyglądasz bajecznie. -zakomplementowałam
-Ty też.
-Dzięki. Chodź już na dół. Za półtora godziny jest koncert.- zeszłyśmy na dół. Tata widząc nas zmierzył od góry do dołu wzrokiem.
-Nooo. Dziewczyny. Wybijecie tam wszystkie fanki.- powiedział szczerząc ząbki i podał mi kule.
-A kule psują cały efekt. - burknęłam pod nosem. Ubrałyśmy obuwie.- Możemy już jechać tato?
-Tak jasne. - wziął kluczyki i ruszyliśmy do samochodu, wsiedliśmy i pojechaliśmy w wybranym kierunku....
___________________________
Na tym zakończę ten rozdział. Już mam wizję na następny. ^^ Ogólnie deszcze leje, zimno jak cholera jest. Normalnie Boże widzisz i nie grzmisz ;/ na MTV leciało I Found You i ząbki szczerzę do tej pory. Boziuuu... Daj nam ich koncert w Polsce! <3 A co do rozdziału... same go oceńcie :D
-Chcesz coś do picia? Bo tak siedzimy tu i siedzimy.
-Spoko. Chodź na dół.- wstałyśmy i zeszłyśmy na dół. Podskoczyłam do lodówki i wyjęłam wodę. Nalałam ją do dwóch szklanek i jedną podałam mulatce. Usiadłyśmy sobie na kanapie i zaczęłyśmy sobie pić powoli. -Wujek w pracy?
-Taaa. Jak zwykle.
-Co to znaczy?
-Jest pracoholikiem. Gdyby mógł każdą wolną chwilę spędzałby w pracy. Ale jestem ja.
-Nie mów tak. Mój ojciec tak samo jest pracoholikiem. Niby przyrodni bracia, a są do siebie tak podobni, nie?
-Jakby nie patrzał płynie w nich ta sama krew.
-No tak. - nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Bożee. Żyć mi nie dają...- wstałam i podskoczyłam do drzwi. Otworzyłam je i zaraz zamknęłam.
-Alex wysłuchaj mnie!
-Spadaj! Nie chcę z tobą gadać!
-Proszę!
-Za to co powiedziałeś? Nigdy!- odkrzyknęłam. Nareesha wkroczyła do akcji.
-Dzieci... Jay!- otworzyła drzwi.
-Co ty tu robisz?
-Jakby nie patrzał to moja kuzynka. Słuchaj. Alex na razie nie chce z Tobą gadać, więc na razie daj sobie spokój.
-Muszę z nią porozmawiać.- powiedział.
-Porozmawiasz z nią jak oboje ochłoniecie... Na razie zjedź z tonu, loczek.- dokończyła. Ten się zawrócił i poszedł z powrotem tam skąd przyszedł. Usiadłam załzawiona na schodach i zakryłam twarz w dłoniach. -Ejejejej! Alex nie płacz!- szybko do mnie podeszła i przytuliła. - Nie ma o co...
-To boli wiesz?
-Wiem. Miałam podobnie po pierwszej kłótni z Sivą, ale musisz ochłonąć dziewczyno. Inaczej tego nie przetrwasz...- nie odezwałam się. Chwilę tylko siedziałyśmy w milczeniu...
*Tydzień później
Minął tydzień od tego wszystkiego. Jay próbował się do mnie wielokrotnie dobić, ale mu się to za nic nie udało. Postąpiłam zgodnie z radą kuzynki... Jest sobota. Dzisiaj koncert The Wanted tam gdzie byłam w zeszłym tygodniu na One Direction. Ogólnie byłam u ortopedy z nogą. Ściągneli mi ten cholerny gips, bo uznali, że kość bardzo szybko doszła do siebie, ale nadal o kulach chodzę. Chociaż jakiś plus. Dzisiaj 30 czerwca. Szybko to zleciało. Jest godzina 14:34, a koncert o 19:30. Tradycyjnie Anne jest u mnie. (;D).
-Boże jak fajnie bez tego gipsu wyglądasz.
-Dzięki. Ale tam były podpisy chłopaków. - zasmuciłam się, po czym znowu uśmiechnęłam.
-Do loczka cały czas się nie odzywasz?
-Nie. -stwierdziłam.
-Jeszcze raz przepraszam, że tak namąciłam.
-Luz... to nie twoja wina. Gdyby spytał powiedziałabym mu penie to samo co ty tylko, że bez rewelacji, albo coś- westchnęłam.
-Przygotujmy się na ten koncert.- powiedziała. Na te słowa się uśmiechnęłam i podskoczyłam do szafek. Otworzyłam wszystkie po kolei. Udało mi się wykopać taki zestaw. Anna miała dla siebie już przyszykowany od rana <patrz tu>. Przygotowania, czyli odświeżenie się, ubranie, umalowanie, ułożenie włosów zajęło nam łącznie około 3,5 godzin. Tata tylko co chwilę zaglądał czy wszystko ok. Czasami przyniósł też coś do zjedzenia. W moim przypadku skittlesy. Anne zaraziłam miłością do nich. Doszła 18:05.
-No dziewczyno wyglądasz bajecznie. -zakomplementowałam
-Ty też.
-Dzięki. Chodź już na dół. Za półtora godziny jest koncert.- zeszłyśmy na dół. Tata widząc nas zmierzył od góry do dołu wzrokiem.
-Nooo. Dziewczyny. Wybijecie tam wszystkie fanki.- powiedział szczerząc ząbki i podał mi kule.
-A kule psują cały efekt. - burknęłam pod nosem. Ubrałyśmy obuwie.- Możemy już jechać tato?
-Tak jasne. - wziął kluczyki i ruszyliśmy do samochodu, wsiedliśmy i pojechaliśmy w wybranym kierunku....
___________________________
Na tym zakończę ten rozdział. Już mam wizję na następny. ^^ Ogólnie deszcze leje, zimno jak cholera jest. Normalnie Boże widzisz i nie grzmisz ;/ na MTV leciało I Found You i ząbki szczerzę do tej pory. Boziuuu... Daj nam ich koncert w Polsce! <3 A co do rozdziału... same go oceńcie :D
środa, 24 października 2012
Rozdział 24
Zeszłyśmy na dół. Śniadanie było już na stole. Z Anne usiadłyśmy koło siebie i chwyciłyśmy kanapki.
-Spałyście coś w nocy?
-Trochę. Ale nie ma tragedii.- stwierdziła pogodnie brunetka. Jadłam kanapkę tak zwanie jednym zębem. Nie miałam zbytnio apetytu. Z trudem zjadłam jedną i telefon Anne i taty praktycznie w jednym momencie zadzwonił. Przeprosili i odebrali. Po chwili tylko się uśmiechnęli.
-Alex... mój tata dzwonił. Muszę się zbierać.
-Już?- zapytałam smutno.- No dobrze. Cześć. Uważaj na siebie dobrze?
-Ok.- przytuliłyśmy się i wyszła. Zostałam sama z ojcem.
-Kto to był?
-Z pracy. Muszę dzisiaj na 12:30 być.
-Ale obiecałeś, że dzisiaj razem dzień spędzamy...
-Wiem i cię bardzo przepraszam skarbie. Ale innym razem dobrze?
-Dobrze...- powiedziałam z żalem. Tata odszedł najedzony od stołu, pomył po sobie, nałożył marynarkę i wyszedł. Zostałam sama. Odechciało mi się całkowicie jedzenia. Schowałam kanapki do lodówki i brudne talerze i resztę pomyłam. Usiadłam sobie na kanapie. Włączyłam MTV. Nickelback- Lullaby leciało. Uwielbiałam tą piosenkę. Była taka... życiowa. Gdy się skończyła przełączyłam na Disney Channel. Z dziecinnego przyzwyczajenia. Czarodzieje z Waverly Place lecieli. Tak bajka zawsze mnie bawiła i tym razem też to zrobiła. Miły seans przerwał dzwonek do drzwi. Podskoczyłam do nich i spojrzałam kto to. Nareesha.- Skąd ona wie, że ja tu mieszkam?- pomyślałam. Nie czekając dłużej otworzyłam drzwi mulatce.
-Cześć.
-Cześć. Wejdź.- zrobiła to po czym zamknęłam drzwi. Łzy niemiłosiernie napłynęły do moich oczu. Ona tak na mnie spojrzała i nie zwlekając przytuliła mnie. Łzy już popłynęły.
-Co się stało? Hej...- powiedziała delikatnie. Poszłyśmy do mnie na górę. Spojrzała na gitarę.- Umiesz grać?
-Uczę się. Ale dobrze mi idzie.
-Zagraj.
-Nie...
-No dawaj.- nalegała. Chwyciłam instrument i usiadłam na łóżku, po czym sprawdziłam czy jest nastrojony i zaczęłam grać... I want it all. Na nic lepszego dziś nie było mnie stać. Do tego zaśpiewałam. Dziewczyna doskonale znała tą piosenkę, bo podśpiewywała razem ze mną. Głos mi się trząsł podczas tych czynności. Gdy skończyłam, mulatka miała otwartą buzię jakby chciała coś powiedzieć. Jednak nic nie wypłynęło. Żaden dźwięk. Nicość... Lecz po chwili usiadła blisko mnie.- Dlaczego ja do cholery nie wiem, że mam tak dobrą gitarzystkę w rodzinie?!
-Bo się nie widziałyśmy...- stwierdziłam
-Alex... powinnaś pokazać się światu. I nie mówię tego jako twoja kuzynka.
-Nie... Wolę żeby to zostało w mniej licznym gronie...
-Spoko... To co chciałaś mi powiedzieć...
-Jay i ja chyba ze sobą zerwaliśmy...- powiedziałam jednym tchem. Dziewczynie szczęka zjechała do samej podłogi.
-C...Co?!- zająknęła się.- Ale jak to?! Dlaczego?
-Bo się pożarliśmy o to, że byłam na koncercie One Direction z Anne. Ona jest ich wielką fanką. I Liam, Niall Louis i Harry chyba... nas przytulili i z Louisem zamieniłam parę słówek...
-Ok... - zrobiła dziwną minę. -Co było na końcu?
-Krzyknęliśmy do siebie "Dobra! Dobra" i było po sprawie. Trzasnął drzwiami i wyszedł.
-A kiedy to się stało?
-Jakąś godzinę temu...- dodałam. Dziewczyna byłą w nie lada szoku. Nie wiedziała co powiedzieć.
-Dobra... Znam Jay'a dosyć długo, ale o tym wiesz. Zazdrość kochana. Loczek po prostu jest o ciebie zazdrosny. Nie mówiąc już o One Direction... Wracając do tematu. Jay z tobą nie zerwał. Po prostu to tak wygląda, bo to wasza pierwsza kłótnia dopiero.
-Co mam robić?
-A co mu wygarnęłaś?
-To, że jak on przytula i całuje fanki to ma być niby dobrze. A i jeszcze rzekomy Louis śledzi mnie na twitterze. I o to też poszło. Reszta to już się domyślasz jak wyglądała.
-Taa... Daj sobie spokój na razie. Musicie oboje ochłonąć. A teraz lepiej sobie odpocznij i nie zadręczaj się tym. Ok?
-Spoko. Ale nie wiem czy tak dam radę...-westchnęłam zrezygnowana
______________________________________
Tak jakoś prosto wypłynęło mi z głowy. Dzisiaj w szkole siatka była. Nie dość, że mam poobijane kostki po wczoraj to jeszcze zdarłam kolano, bo oczywiście piłkę trzeba było ratować, a jeszcze coś w biodrze mi przeskoczyło...;/ Normalnie czuję się jak jakaś emerytka. xD Ale bynajmniej było się z czego pośmiać. ;D
-Spałyście coś w nocy?
-Trochę. Ale nie ma tragedii.- stwierdziła pogodnie brunetka. Jadłam kanapkę tak zwanie jednym zębem. Nie miałam zbytnio apetytu. Z trudem zjadłam jedną i telefon Anne i taty praktycznie w jednym momencie zadzwonił. Przeprosili i odebrali. Po chwili tylko się uśmiechnęli.
-Alex... mój tata dzwonił. Muszę się zbierać.
-Już?- zapytałam smutno.- No dobrze. Cześć. Uważaj na siebie dobrze?
-Ok.- przytuliłyśmy się i wyszła. Zostałam sama z ojcem.
-Kto to był?
-Z pracy. Muszę dzisiaj na 12:30 być.
-Ale obiecałeś, że dzisiaj razem dzień spędzamy...
-Wiem i cię bardzo przepraszam skarbie. Ale innym razem dobrze?
-Dobrze...- powiedziałam z żalem. Tata odszedł najedzony od stołu, pomył po sobie, nałożył marynarkę i wyszedł. Zostałam sama. Odechciało mi się całkowicie jedzenia. Schowałam kanapki do lodówki i brudne talerze i resztę pomyłam. Usiadłam sobie na kanapie. Włączyłam MTV. Nickelback- Lullaby leciało. Uwielbiałam tą piosenkę. Była taka... życiowa. Gdy się skończyła przełączyłam na Disney Channel. Z dziecinnego przyzwyczajenia. Czarodzieje z Waverly Place lecieli. Tak bajka zawsze mnie bawiła i tym razem też to zrobiła. Miły seans przerwał dzwonek do drzwi. Podskoczyłam do nich i spojrzałam kto to. Nareesha.- Skąd ona wie, że ja tu mieszkam?- pomyślałam. Nie czekając dłużej otworzyłam drzwi mulatce.
-Cześć.
-Cześć. Wejdź.- zrobiła to po czym zamknęłam drzwi. Łzy niemiłosiernie napłynęły do moich oczu. Ona tak na mnie spojrzała i nie zwlekając przytuliła mnie. Łzy już popłynęły.
-Co się stało? Hej...- powiedziała delikatnie. Poszłyśmy do mnie na górę. Spojrzała na gitarę.- Umiesz grać?
-Uczę się. Ale dobrze mi idzie.
-Zagraj.
-Nie...
-No dawaj.- nalegała. Chwyciłam instrument i usiadłam na łóżku, po czym sprawdziłam czy jest nastrojony i zaczęłam grać... I want it all. Na nic lepszego dziś nie było mnie stać. Do tego zaśpiewałam. Dziewczyna doskonale znała tą piosenkę, bo podśpiewywała razem ze mną. Głos mi się trząsł podczas tych czynności. Gdy skończyłam, mulatka miała otwartą buzię jakby chciała coś powiedzieć. Jednak nic nie wypłynęło. Żaden dźwięk. Nicość... Lecz po chwili usiadła blisko mnie.- Dlaczego ja do cholery nie wiem, że mam tak dobrą gitarzystkę w rodzinie?!
-Bo się nie widziałyśmy...- stwierdziłam
-Alex... powinnaś pokazać się światu. I nie mówię tego jako twoja kuzynka.
-Nie... Wolę żeby to zostało w mniej licznym gronie...
-Spoko... To co chciałaś mi powiedzieć...
-Jay i ja chyba ze sobą zerwaliśmy...- powiedziałam jednym tchem. Dziewczynie szczęka zjechała do samej podłogi.
-C...Co?!- zająknęła się.- Ale jak to?! Dlaczego?
-Bo się pożarliśmy o to, że byłam na koncercie One Direction z Anne. Ona jest ich wielką fanką. I Liam, Niall Louis i Harry chyba... nas przytulili i z Louisem zamieniłam parę słówek...
-Ok... - zrobiła dziwną minę. -Co było na końcu?
-Krzyknęliśmy do siebie "Dobra! Dobra" i było po sprawie. Trzasnął drzwiami i wyszedł.
-A kiedy to się stało?
-Jakąś godzinę temu...- dodałam. Dziewczyna byłą w nie lada szoku. Nie wiedziała co powiedzieć.
-Dobra... Znam Jay'a dosyć długo, ale o tym wiesz. Zazdrość kochana. Loczek po prostu jest o ciebie zazdrosny. Nie mówiąc już o One Direction... Wracając do tematu. Jay z tobą nie zerwał. Po prostu to tak wygląda, bo to wasza pierwsza kłótnia dopiero.
-Co mam robić?
-A co mu wygarnęłaś?
-To, że jak on przytula i całuje fanki to ma być niby dobrze. A i jeszcze rzekomy Louis śledzi mnie na twitterze. I o to też poszło. Reszta to już się domyślasz jak wyglądała.
-Taa... Daj sobie spokój na razie. Musicie oboje ochłonąć. A teraz lepiej sobie odpocznij i nie zadręczaj się tym. Ok?
-Spoko. Ale nie wiem czy tak dam radę...-westchnęłam zrezygnowana
______________________________________
Tak jakoś prosto wypłynęło mi z głowy. Dzisiaj w szkole siatka była. Nie dość, że mam poobijane kostki po wczoraj to jeszcze zdarłam kolano, bo oczywiście piłkę trzeba było ratować, a jeszcze coś w biodrze mi przeskoczyło...;/ Normalnie czuję się jak jakaś emerytka. xD Ale bynajmniej było się z czego pośmiać. ;D
wtorek, 23 października 2012
Rozdział 23
*następnego dnia
Jednak zasnęłyśmy. Zbudziłam się o 11:20. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam Jay'a.
-Jezu! Jay!- powiedziałam wystraszona
-Dzień dobry!- musnął moje usta. Anne jeszcze spała. Przyciągnęłam go delikatnie i pocałowałam czule. -Spałaś jak anioł
-Wiesz jak mnie wystraszyłeś?- rzuciłam w niego poduszką i trafiłam niechcący w jego loczki.On na mnie się spojrzał zaskoczony. Schowałam się szybko pod kołdrę- Sorry! Na serio!- podszedł po cichu i zaczął łaskotać.
-Moje loczki! To za moje loczki!
-Hahahahah! Proszę cię!- śmiałam się głośno. Odkryłam się , bo musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Ten zaraz to wykorzystał i łaskotał mnie, ale nie przez kołdrę.- Ała! Jay to boli już!- delikatnie go odepchnęłam od siebie i spojrzałam na ranę po operacji. Chłopak był lekko zdezorientowany.
-Przepraszam. Zapomniałem.
-Spoko.- Anne się przebudziła
-Co jest? Tornado, pali się?!- powiedziałą zaspana brunetka.
-Sorry- poweirdzieliśmy równo.
-Luz. Która jest?
-11:32.- stwierdził Jay
-Boże! Tak późno?!
-Spokojnie jest sobota.
-Jak było na koncercie?- zapytał loczek
-Mega zajebiście!- zaczęła.- Harry, Liam, Niall i Louis nas przytulili, a od Louisa mam fotkę, gadałyśmy z nim...
-Wystarczy!- dokończyłam. Ona automatycznie się zamknęła. Jay na mnie spojrzał. Można było odczytać, że był wkurzony... i to ostro.
-To może ja pójdę się ubrać...- szybko wzięła swoje rzeczy i wybiegła do łazienki.
-Serio?! Z nimi?!- zapytał
-Jezu Jay byłam na koncercie! Anne ich kocha i dobrze o tym wiesz, a ja do nich nic nie mam!
-Ale się z nimi przytulać? Gadać?
-A jak ty się całujesz i przytulasz fanki to jest dobrze?!- szybko ta konwersacja zamieniła się w kłótnie
-To co innego!
-Jak innego? Ty masz fanki i je przytulasz, oni mają fanki i je przytulają! To proste! Przecież to były przyjacielskie po za tym! Człowieku zastanów się!
-Co się tak drzecie? Stało się coś?- wparował tata
-Nie nic. Akurat wychodziłem. - zawrócił się i wyszedł z mojego pokoju. Szybko chwyciłam kule i ruszyłam za nim. -Jay! Zaczekaj!- stanęłam przy nim, gdy właśnie zakładał buty
-Co?!
-To nic nie znaczyło.... Zapytaj Anne. Znam zaledwie ich 4 piosenki jeśli o to naprawdę chodzi...- powiedziałam łagodniej
-I co mam patrzeć jak pięciu frajerów z X Factora odbiera mi dziewczynę?
-Nikogo nie odbierają! To był tylko koncert!
-Dobra! I dlatego Louis śledzi was obie na twitterze?!
-Nie prosiłam go o to!
-To może faktycznie bądź sobie fanką tych debili!
-Jak sobie chcesz! - wypaliłam głośno
-Dobra!
-Dobra!- odkrzyknęłam. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i poczułam lekki powiew wiatru na skórze. Tata zszedł w tamtym momencie do kuchni, więc to było więcej jak sto procent pewne, że wszystko słyszał.
-Kryzys?
-Ugh! Nie odzywaj się!- wydarłam się na ojca
-Alex! Nie jestem twoim kolegą i masz się tak do mnie nie odzywać!- powiedział głośno.
-Przepraszam...- powiedziałam cicho i usiadłam na schodach. Ten zaś złagodniał, podszedł do mnie i kucnął.
-Już dobrze... Idź się ubrać. pocałował moje czoło i powrócił do kuchni. Podniosłam tyłek i poszłam na górę. Anne siedziała na łóżku. Miałam łzy w oczach. Szybko podeszła i mnie przytuliła. Jedna samotna łza spłynęła po policzku, a za nią cały wodospad.
-Już... Przepraszam, że tak namieszałam.- powiedziała cicho
-Nic się nie stało... Czekaj ubiorę się.- odpowiedziałam, po czym wzięłam dresy i bluzę z napisem Make music beautiful!. Była szara, a dresy czarne. Sięgnęłam jeszcze po bieliznę i ruszyłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę, która zajęła mi pół godziny. Włosy związałam w niechlujnego koka. Wyszłam taka przybita. Z Anne pościeliłyśmy jeszcze łóżko i akurat po tej czynności usłyszałyśmy wołanie taty.
-Dziewczyny! Śniadanie!
-Już idziemy!- odkrzyknęłyśmy, po czym zeszłyśmy na dół...
________________________________
Taki jakiś dziwny mi wyszedł o.O Dzisiaj w szkole dwa W-F-y miałam. Unihokej i ręczna. Stwierdzam iż mam mega poobijane kostki.. ;/ Ale bynajmniej wyżyłam się. Nie bijcie za rozdział proszę... xD
Jednak zasnęłyśmy. Zbudziłam się o 11:20. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam Jay'a.
-Jezu! Jay!- powiedziałam wystraszona
-Dzień dobry!- musnął moje usta. Anne jeszcze spała. Przyciągnęłam go delikatnie i pocałowałam czule. -Spałaś jak anioł
-Wiesz jak mnie wystraszyłeś?- rzuciłam w niego poduszką i trafiłam niechcący w jego loczki.On na mnie się spojrzał zaskoczony. Schowałam się szybko pod kołdrę- Sorry! Na serio!- podszedł po cichu i zaczął łaskotać.
-Moje loczki! To za moje loczki!
-Hahahahah! Proszę cię!- śmiałam się głośno. Odkryłam się , bo musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Ten zaraz to wykorzystał i łaskotał mnie, ale nie przez kołdrę.- Ała! Jay to boli już!- delikatnie go odepchnęłam od siebie i spojrzałam na ranę po operacji. Chłopak był lekko zdezorientowany.
-Przepraszam. Zapomniałem.
-Spoko.- Anne się przebudziła
-Co jest? Tornado, pali się?!- powiedziałą zaspana brunetka.
-Sorry- poweirdzieliśmy równo.
-Luz. Która jest?
-11:32.- stwierdził Jay
-Boże! Tak późno?!
-Spokojnie jest sobota.
-Jak było na koncercie?- zapytał loczek
-Mega zajebiście!- zaczęła.- Harry, Liam, Niall i Louis nas przytulili, a od Louisa mam fotkę, gadałyśmy z nim...
-Wystarczy!- dokończyłam. Ona automatycznie się zamknęła. Jay na mnie spojrzał. Można było odczytać, że był wkurzony... i to ostro.
-To może ja pójdę się ubrać...- szybko wzięła swoje rzeczy i wybiegła do łazienki.
-Serio?! Z nimi?!- zapytał
-Jezu Jay byłam na koncercie! Anne ich kocha i dobrze o tym wiesz, a ja do nich nic nie mam!
-Ale się z nimi przytulać? Gadać?
-A jak ty się całujesz i przytulasz fanki to jest dobrze?!- szybko ta konwersacja zamieniła się w kłótnie
-To co innego!
-Jak innego? Ty masz fanki i je przytulasz, oni mają fanki i je przytulają! To proste! Przecież to były przyjacielskie po za tym! Człowieku zastanów się!
-Co się tak drzecie? Stało się coś?- wparował tata
-Nie nic. Akurat wychodziłem. - zawrócił się i wyszedł z mojego pokoju. Szybko chwyciłam kule i ruszyłam za nim. -Jay! Zaczekaj!- stanęłam przy nim, gdy właśnie zakładał buty
-Co?!
-To nic nie znaczyło.... Zapytaj Anne. Znam zaledwie ich 4 piosenki jeśli o to naprawdę chodzi...- powiedziałam łagodniej
-I co mam patrzeć jak pięciu frajerów z X Factora odbiera mi dziewczynę?
-Nikogo nie odbierają! To był tylko koncert!
-Dobra! I dlatego Louis śledzi was obie na twitterze?!
-Nie prosiłam go o to!
-To może faktycznie bądź sobie fanką tych debili!
-Jak sobie chcesz! - wypaliłam głośno
-Dobra!
-Dobra!- odkrzyknęłam. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i poczułam lekki powiew wiatru na skórze. Tata zszedł w tamtym momencie do kuchni, więc to było więcej jak sto procent pewne, że wszystko słyszał.
-Kryzys?
-Ugh! Nie odzywaj się!- wydarłam się na ojca
-Alex! Nie jestem twoim kolegą i masz się tak do mnie nie odzywać!- powiedział głośno.
-Przepraszam...- powiedziałam cicho i usiadłam na schodach. Ten zaś złagodniał, podszedł do mnie i kucnął.
-Już dobrze... Idź się ubrać. pocałował moje czoło i powrócił do kuchni. Podniosłam tyłek i poszłam na górę. Anne siedziała na łóżku. Miałam łzy w oczach. Szybko podeszła i mnie przytuliła. Jedna samotna łza spłynęła po policzku, a za nią cały wodospad.
-Już... Przepraszam, że tak namieszałam.- powiedziała cicho
-Nic się nie stało... Czekaj ubiorę się.- odpowiedziałam, po czym wzięłam dresy i bluzę z napisem Make music beautiful!. Była szara, a dresy czarne. Sięgnęłam jeszcze po bieliznę i ruszyłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę, która zajęła mi pół godziny. Włosy związałam w niechlujnego koka. Wyszłam taka przybita. Z Anne pościeliłyśmy jeszcze łóżko i akurat po tej czynności usłyszałyśmy wołanie taty.
-Dziewczyny! Śniadanie!
-Już idziemy!- odkrzyknęłyśmy, po czym zeszłyśmy na dół...
________________________________
Taki jakiś dziwny mi wyszedł o.O Dzisiaj w szkole dwa W-F-y miałam. Unihokej i ręczna. Stwierdzam iż mam mega poobijane kostki.. ;/ Ale bynajmniej wyżyłam się. Nie bijcie za rozdział proszę... xD
poniedziałek, 22 października 2012
#Notka
Dziękuję!!! Ponad 2000 wejść na tym blogu <3 Normalnie, aż nie mogę uwierzyć! :) Dziękuję za te 2000 wejść! ;3
Rozdział 22
Korków prawie w ogóle nie było. Jak na taką porę jak 17:55. Gdy dotarliśmy pod halę słychać było piski fanek. To było coś. Mi i Anne się ręce trzęsły.
-To miłej zabawy.
-Dzięki tato. - wysiadłyśmy. Anne musiała na mnie trochę zaczekać, bo o kulach byłam. Doszła 18:00. Dopchałyśmy się do drzwi.
-Jak będą wpuszczać to pchamy się na miejsca!- powiedziała głośno, bo piszczące fanki nas totalnie zagłuszały.
-OK!- odpowiedziałam. Czas bardzo szybko zleciał, doszła 19:20. Zaczęli wpuszczać. Ochroniarze dość szybko ogarnęli sytuację i udało im się po kolei wpuszczać. my byłyśmy jedne z pierwszych. Okazałyśmy bilety i poszłyśmy na nasze miejsca. Gdy weszłyśmy do pomieszczenia, w którym miał być koncert, to jedyne co mogłyśmy powiedzieć to WOW!. Szybko znalazłyśmy się pod sceną. Sala była ogromna. Fanek zbierało się coraz więcej i coraz głośniejsze były okrzyki One Direction! itp. Z Anne nie byłyśmy gorsze i robiłyśmy dokładnie to samo. Wybiła 20:00! Punktualnie pięciu chłopaków wychodzi na scenę, rozpoczynając More than this, z tego jak mnie oświeciła przyjaciółka się dowiedziałam. Trochę tekstu znałam więc śpiewałam razem z tłumem. Kule oparłam o barierki i stałam o własnych siłach. Miałyśmy ich praktycznie na wyciągnięcie ręki.
-O Mój Boże! Liam na mnie się patrzał!- piszczałą Anne
-Aaaa!- piszczałam razem z nią. Zaczęło się przemówienie zespołu. Na zmianę mówili Zayn i Louis. Byłam równie zajarana tym wszystkim jak Anne. Zaczęło się One Thing. To znałam chyba najlepiej ze wszystkich ich piosenek <trzech czwartych w ogóle nie znam xD>. Śpiewałam najgłośniej jak się dało. Dalej było z pięć piosenek, których w ogóle nie znałam, a Anne śpiewała całym głosem. Nagle zeszli ze sceny i podeszli do barierek. Zaczęłyśmy piszczeć. Liam i Niall do nas podeszli. W ogóle przytulili nas. To było niesamowite. Harry i Louis zrobili to samo.
-Czyje to kule?- zapytał Louis
-Moje. Przepraszam myślałam, że mogę je tu postawić.
-Przyszłaś na nasz koncert z nogą w gipsie?- zapytał w szoku Harry
-Mniej więcej. -speszyłam się.
-Nie no luz. Nic się nie stało. Musisz być naprawdę naszą fanką.- dodał Louis.
-Nie... Moja przyjaciółka mnie namówiła więc jestem. A właśnie to jest Anne. - przyciągnęłam ją.
-Oooo. Cześć. - uśmiechnął się Louis. Przytuliła się z nim, z tego co mi mówiła to był jej ulubieniec. Zrobiła sobie z nim fotkę i przytuliła się z nim. Krótko ta konwersacja trwałą, bo musieli wracać na scenę i kontynuować koncert. Następną piosenką było What makes you beautiful. To też śpiewałam. Cały koncert szybko zleciał. 22:00 doszła. Chłopcy pożegnali się i zeszli ze sceny już ostatecznie. Wzięłam kule i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
-I jak?- zapytała
-Powiem, że... było całkiem całkiem. - uśmiechnęłam się.
-Dużo piosenek znasz.
-Dzięki. - zaśmiałam się. Wyszłyśmy z budynku. Dobrze się składało, bo tata na nas czekał. Ogólnie dzisiaj Anne u mnie nocowała. I tak nie spałyśmy. Nie mogłyśmy, a co lepsze Louis zaczął mnie i Anne śledzić na twitterze!
______________________________________
No to mamy 22 rozdział. Ogólnie przypał w szkole. Zapisałam się na konkurs z fizyki. Jaki cep ze mnie. xD Ale zobaczę co umiem. Jak to pani powiedziała." Jesteś mądra więc możesz iść" :D. To nie chcę wiedzieć co by było gdybym była głupia. Hahahahaha kurde. Fajny dzień ogólnie dzisiaj mam <3
Ps. przepraszam, że taki krótki , ale nauka goni. ;/
-To miłej zabawy.
-Dzięki tato. - wysiadłyśmy. Anne musiała na mnie trochę zaczekać, bo o kulach byłam. Doszła 18:00. Dopchałyśmy się do drzwi.
-Jak będą wpuszczać to pchamy się na miejsca!- powiedziała głośno, bo piszczące fanki nas totalnie zagłuszały.
-OK!- odpowiedziałam. Czas bardzo szybko zleciał, doszła 19:20. Zaczęli wpuszczać. Ochroniarze dość szybko ogarnęli sytuację i udało im się po kolei wpuszczać. my byłyśmy jedne z pierwszych. Okazałyśmy bilety i poszłyśmy na nasze miejsca. Gdy weszłyśmy do pomieszczenia, w którym miał być koncert, to jedyne co mogłyśmy powiedzieć to WOW!. Szybko znalazłyśmy się pod sceną. Sala była ogromna. Fanek zbierało się coraz więcej i coraz głośniejsze były okrzyki One Direction! itp. Z Anne nie byłyśmy gorsze i robiłyśmy dokładnie to samo. Wybiła 20:00! Punktualnie pięciu chłopaków wychodzi na scenę, rozpoczynając More than this, z tego jak mnie oświeciła przyjaciółka się dowiedziałam. Trochę tekstu znałam więc śpiewałam razem z tłumem. Kule oparłam o barierki i stałam o własnych siłach. Miałyśmy ich praktycznie na wyciągnięcie ręki.
-O Mój Boże! Liam na mnie się patrzał!- piszczałą Anne
-Aaaa!- piszczałam razem z nią. Zaczęło się przemówienie zespołu. Na zmianę mówili Zayn i Louis. Byłam równie zajarana tym wszystkim jak Anne. Zaczęło się One Thing. To znałam chyba najlepiej ze wszystkich ich piosenek <trzech czwartych w ogóle nie znam xD>. Śpiewałam najgłośniej jak się dało. Dalej było z pięć piosenek, których w ogóle nie znałam, a Anne śpiewała całym głosem. Nagle zeszli ze sceny i podeszli do barierek. Zaczęłyśmy piszczeć. Liam i Niall do nas podeszli. W ogóle przytulili nas. To było niesamowite. Harry i Louis zrobili to samo.
-Czyje to kule?- zapytał Louis
-Moje. Przepraszam myślałam, że mogę je tu postawić.
-Przyszłaś na nasz koncert z nogą w gipsie?- zapytał w szoku Harry
-Mniej więcej. -speszyłam się.
-Nie no luz. Nic się nie stało. Musisz być naprawdę naszą fanką.- dodał Louis.
-Nie... Moja przyjaciółka mnie namówiła więc jestem. A właśnie to jest Anne. - przyciągnęłam ją.
-Oooo. Cześć. - uśmiechnął się Louis. Przytuliła się z nim, z tego co mi mówiła to był jej ulubieniec. Zrobiła sobie z nim fotkę i przytuliła się z nim. Krótko ta konwersacja trwałą, bo musieli wracać na scenę i kontynuować koncert. Następną piosenką było What makes you beautiful. To też śpiewałam. Cały koncert szybko zleciał. 22:00 doszła. Chłopcy pożegnali się i zeszli ze sceny już ostatecznie. Wzięłam kule i ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
-I jak?- zapytała
-Powiem, że... było całkiem całkiem. - uśmiechnęłam się.
-Dużo piosenek znasz.
-Dzięki. - zaśmiałam się. Wyszłyśmy z budynku. Dobrze się składało, bo tata na nas czekał. Ogólnie dzisiaj Anne u mnie nocowała. I tak nie spałyśmy. Nie mogłyśmy, a co lepsze Louis zaczął mnie i Anne śledzić na twitterze!
______________________________________
No to mamy 22 rozdział. Ogólnie przypał w szkole. Zapisałam się na konkurs z fizyki. Jaki cep ze mnie. xD Ale zobaczę co umiem. Jak to pani powiedziała." Jesteś mądra więc możesz iść" :D. To nie chcę wiedzieć co by było gdybym była głupia. Hahahahaha kurde. Fajny dzień ogólnie dzisiaj mam <3
Ps. przepraszam, że taki krótki , ale nauka goni. ;/
niedziela, 21 października 2012
Rozdział 21
*cztery dni później
Jestem już w domu. Tata zerwał z Jennifer, jak obiecał, i oboje byliśmy już szczęśliwi, że nie było jej w naszym życiu. Anne siedzi przy mnie cały czas po szkole. Jest ogólnie piątek. 15:00.
-To co koncert One Direction odpada?- zapytała zawiedziona
-Nie wiem, a o której jest?
-O 20:00.
-Mamy jeszcze pięć godzin, żeby namówić mojego tatę.- ona się łobuzersko uśmiechnęła. Zeszłyśmy na dół. - Tato?
-Co jest?
-Mogę iść z Anne na koncert?
-Czyj, gdzie jak kiedy?- podszedł do mnie
-One direction, Na The O2 Arena, dzisiaj o 20:00.
-Nie.
-Czemu?!
-Masz nogę w gipsie. Jesteś po operacji... nie ma mowy
-Ale tato! To nie jest choroba! Dobrze się czuję, a po za tym Anne idzie też!
-Prosimy, prze pana...- zrobiłyśmy obie maślane oczka. On chciał być twardy, ale nie udało mu się to.
-No dobrze. Możesz. Ale ja was zawiozę.
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!- przytuliłam się do niego, i szybko podskoczyłyśmy z Anne na górę. Weszłyśmy do pokoju. Zaczęłam przegrzebywać szafki. Udało mi się wybrać to <patrz tu>. Szybko się w to przebrałam. Anne tez już miała zestaw. Doszła 17:00. Zostało się umalować i uczesać. Obie wyprostowałyśmy włosy, naniosłyśmy delikatny makijaż i ogólnie wszystko było ok. Mój telefon zadzwonił.
-Alex! Telefon.- zaalarmowała Anne.
-Już...- podskoczyłam do telefonu. Wzięłam do ręki.- Jay.- odebrałam. - No co jest?
-Jak się czujesz?
-Dobrze jest.
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
-No niestety tak. Idę na koncert.
-Czyj? Z tą nogą?
-Tak. Na One Direction z Anne idę. nie bój się. Tata nas zawozi i odwozi.
-No chyba że. Ale na One Direction?- zapytał zszokowany.
-No tak... Coś w tym złego?
-Nie... Tylko nie wiedziałem, że ich lubisz...
-Nie o to chodzi. Nie mam nic do nich. A idę z Anne, bo ona ich kocha, a się przyjaźnimy więc idę z nią. Nie bój się Tamten w loczkach to nic w porównaniu z twoimi.- uśmiechnęłam się.
-To chciałem usłyszeć. To baw się dobrze.
-Dzięki. Cześć.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.- rozłączył się. Anne tak na mnie patrzała. - Co?- zapytałam
-Harry też ma fajne loczki.
-Ale Harry to nie mój chłopak, nawet go nie znam. A Jay'a loczki są fajne w dotyku i tylko ja mogę ich dotykać. - zaśmiałyśmy się.Weszłyśmy na internet, głownie na twittera. Zrobiłyśmy fotki i podpisałyśmy.
"Przed koncertem ;D x"
I poszło.
-Jay chyba jest zazdrosny o to, że idziesz na Ona Direction.
-Zauważyłam. Ale i tak nie ma o co być. To tylko koncert. - stwierdziłam. Zeszłyśmy na dół. Ubrałyśmy buty. Ja buta, bo jeszcze gips... - Tato! Jedziemy?
-Już?
-No. Wiesz ile fanek już czeka przed budynkiem? A ja chcę dopchać się na swoje miejsce.- zaśmiałyśmy się.
-No dobrze.- stwierdził potulnie, ubrał buty i wyruszyliśmy w stronę celu...
___________________________________
Dzisiaj słońce świeci, ale zbytnio czasu nie ma na pisanie, bo pani od matmy się mści na nas i dała dwie kartki A4 z zadaniami które mamy na poniedziałek rozwiązać. A jest ich blisko 60. ;/ normalnie zabić tylko. Ale ja już mam prawie skończone... ( to znaczy, jestem w środku ostatniej kartki xD). Mam nadzieję, że się wyrobię i to coś powyżej nie będzie aż takie złe. Ogólnie wczoraj znalazłam rzeczy z dzieciństwa. Łooo Boże jak ja kiedyś pisałam i wgl. Jak lekarz XD Co fakt to fakt. Takie stare rzeczy mieść to fajna sprawa ;3 Trzymajcie się <3
Jestem już w domu. Tata zerwał z Jennifer, jak obiecał, i oboje byliśmy już szczęśliwi, że nie było jej w naszym życiu. Anne siedzi przy mnie cały czas po szkole. Jest ogólnie piątek. 15:00.
-To co koncert One Direction odpada?- zapytała zawiedziona
-Nie wiem, a o której jest?
-O 20:00.
-Mamy jeszcze pięć godzin, żeby namówić mojego tatę.- ona się łobuzersko uśmiechnęła. Zeszłyśmy na dół. - Tato?
-Co jest?
-Mogę iść z Anne na koncert?
-Czyj, gdzie jak kiedy?- podszedł do mnie
-One direction, Na The O2 Arena, dzisiaj o 20:00.
-Nie.
-Czemu?!
-Masz nogę w gipsie. Jesteś po operacji... nie ma mowy
-Ale tato! To nie jest choroba! Dobrze się czuję, a po za tym Anne idzie też!
-Prosimy, prze pana...- zrobiłyśmy obie maślane oczka. On chciał być twardy, ale nie udało mu się to.
-No dobrze. Możesz. Ale ja was zawiozę.
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!- przytuliłam się do niego, i szybko podskoczyłyśmy z Anne na górę. Weszłyśmy do pokoju. Zaczęłam przegrzebywać szafki. Udało mi się wybrać to <patrz tu>. Szybko się w to przebrałam. Anne tez już miała zestaw. Doszła 17:00. Zostało się umalować i uczesać. Obie wyprostowałyśmy włosy, naniosłyśmy delikatny makijaż i ogólnie wszystko było ok. Mój telefon zadzwonił.
-Alex! Telefon.- zaalarmowała Anne.
-Już...- podskoczyłam do telefonu. Wzięłam do ręki.- Jay.- odebrałam. - No co jest?
-Jak się czujesz?
-Dobrze jest.
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
-No niestety tak. Idę na koncert.
-Czyj? Z tą nogą?
-Tak. Na One Direction z Anne idę. nie bój się. Tata nas zawozi i odwozi.
-No chyba że. Ale na One Direction?- zapytał zszokowany.
-No tak... Coś w tym złego?
-Nie... Tylko nie wiedziałem, że ich lubisz...
-Nie o to chodzi. Nie mam nic do nich. A idę z Anne, bo ona ich kocha, a się przyjaźnimy więc idę z nią. Nie bój się Tamten w loczkach to nic w porównaniu z twoimi.- uśmiechnęłam się.
-To chciałem usłyszeć. To baw się dobrze.
-Dzięki. Cześć.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.- rozłączył się. Anne tak na mnie patrzała. - Co?- zapytałam
-Harry też ma fajne loczki.
-Ale Harry to nie mój chłopak, nawet go nie znam. A Jay'a loczki są fajne w dotyku i tylko ja mogę ich dotykać. - zaśmiałyśmy się.Weszłyśmy na internet, głownie na twittera. Zrobiłyśmy fotki i podpisałyśmy.
"Przed koncertem ;D x"
I poszło.
-Jay chyba jest zazdrosny o to, że idziesz na Ona Direction.
-Zauważyłam. Ale i tak nie ma o co być. To tylko koncert. - stwierdziłam. Zeszłyśmy na dół. Ubrałyśmy buty. Ja buta, bo jeszcze gips... - Tato! Jedziemy?
-Już?
-No. Wiesz ile fanek już czeka przed budynkiem? A ja chcę dopchać się na swoje miejsce.- zaśmiałyśmy się.
-No dobrze.- stwierdził potulnie, ubrał buty i wyruszyliśmy w stronę celu...
___________________________________
Dzisiaj słońce świeci, ale zbytnio czasu nie ma na pisanie, bo pani od matmy się mści na nas i dała dwie kartki A4 z zadaniami które mamy na poniedziałek rozwiązać. A jest ich blisko 60. ;/ normalnie zabić tylko. Ale ja już mam prawie skończone... ( to znaczy, jestem w środku ostatniej kartki xD). Mam nadzieję, że się wyrobię i to coś powyżej nie będzie aż takie złe. Ogólnie wczoraj znalazłam rzeczy z dzieciństwa. Łooo Boże jak ja kiedyś pisałam i wgl. Jak lekarz XD Co fakt to fakt. Takie stare rzeczy mieść to fajna sprawa ;3 Trzymajcie się <3
sobota, 20 października 2012
Rozdział 20
Faceta zamurowało totalnie, gdy przyjrzał się mulatce. Pojawił się tylko delikatny uśmiech na jego twarzy. Wszyscy łącznie ze mną patrzyli się co się stanie. Po chwili jednak się przytulili przyjaźnie.
-Ale ty wyrosłaś.
-Długo się nie widzieliśmy.
-To fakt.
-Słuchaj... Możemy odstawić te kłótnie z moim ojcem na bok? Alex jest naprawdę kochana i potrzebuje nas wszystkich... Właśnie. Gdzie jest ciocia Monika?- zapytała zdziwiona. Tata zawiesił głos.
-Mama... ona nie żyje, Nareesha...- powiedziałam cicho. Ją zamurowało.- od dwóch lat... - dokończyłam. Nikt z nich nie wiedział oprócz Jay'a
-Ja...naprawdę... nie wiedziałam... tak mi przykro...- powiedziała ze skruchą.
-Nic się nie stało...-uśmiechnęłam się.
-Wiesz jak nas wystraszyłaś?- zapytał Nathan
-No wiem, sama siebie też przestraszyłam. Przepraszam.
-Najważniejsze, że wszystko jest w porządku już. Prawda?- zapytał Max
-Prawda. -wszyscy potaknęli
-Naprawdę chciało wam się czekać do 2:40?- zapytałam zszokowana godziną
-A jak mieliśmy spać?- zapytał Seev
-I tak nikt by nie zasnął. - dodał Jay
-Za wyjątkiem Toma, bo on chory jest. - dokończyła Kelsey
-A właśnie co ty tu robisz?!- zapytałam- powinieneś leżeć w łóżku!
-Wiem...- powiedział brunet. Zaczęliśmy gadać jak najęci. Brakowało mi tego przez te dwa dni. Tematy brały się znikąd. Nareesha i tata poszli pogadać na stronie. Nie wiem o czym, ale pewnie o wydarzeniach... o tym co się stało. Mi towarzyszyli wszyscy. Tom i Kelsey musieli się szybciej zwinąć, bo Tom nie chciał nabawić się powikłań po chorobie. Reszta była ze mną. Rozśmieszali mnie. A co lepsze podpisali mi się głupki na gipsie i narysowali podobizny. Swoje oczywiście. Biedny loczek zaczął ziewać i wszyscy za nim zaczęli na czele ze mną. Zaraził nas tym.
-Weź nie ziewaj, bo wszyscy zaczynają.- zaśmiałam się delikatnie.
-Sorry.- dodał. Ale i tak ziewnął i znowu wszyscy zaczęli ziewać.
-Wiecie co? Idźcie do domu się położyć spać, bo będziecie mieli zgon jak nigdy.
-Nigdy w życiu!- zaprotestował loczek. Tak na niego spojrzałam podejrzliwie.
-No dobrze, ale w południe wpadniemy znowu. -dodał Max.
-Ja zostaję.
-Jay musisz iść spać ok? przy mnie będzie tata. jak coś się będzie działo, w co szczerze już wątpię, to zadzwoni.
-Dlatego nie idę.
-No dobra...- uśmiechnęłam się. Z resztą się przytuliliśmy i poszli do domu. Ze mną został Jay i tata.
-To ja pójdę po gazetę, a wy tu sobie pogadajcie...- wycofał się i poszedł do bufetu. Zostaliśmy sami. Chłopak usiadł koło mnie, ujął moją dłoń i pocałował delikatnie.
-Tyle tu nas było, że nie spytałem jak się czujesz?
-Boli jeszcze, ale rana po operacji. Jest już dobrze.-uśmiechnęłam się. - Masz wory pod oczami wiesz?
-Nie spałem od dwóch dni.
-Czemu?
-Nie mogłem spać z myślą, że moja dziewczyna może tego...- zawiesił się. Ja się delikatnie podniosłam i pocałowałam w policzek.
-Jest już dobrze Jay. Jestem tu z tobą, jasne?- pogłaskałam jego policzki.- Już jest po wszystkim...- on musnął moje usta. Od razu na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Zmieścił się koło mnie i się położył. Zaczęłam przeczesywać jego loczki. Po chwili zasnął. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cały czas chodziły po głowie jego słowa. Może to faktycznie miłość... Nie... To nie możliwe...
____________________________________
Rozdział 20 już zawitał. :D Tak sobie przeglądałam poprzednie rozdziały i ile ja tego już napisałam? Jezuuu. Nawet nie wiedziałam, że w mojej głowie aż tyle tego jest :) No nic... W Gdańsku nawet ładna pogoda jest. A jak u was? :) A to teledysk I found you <3 Normalnie cudo ;3
-Ale ty wyrosłaś.
-Długo się nie widzieliśmy.
-To fakt.
-Słuchaj... Możemy odstawić te kłótnie z moim ojcem na bok? Alex jest naprawdę kochana i potrzebuje nas wszystkich... Właśnie. Gdzie jest ciocia Monika?- zapytała zdziwiona. Tata zawiesił głos.
-Mama... ona nie żyje, Nareesha...- powiedziałam cicho. Ją zamurowało.- od dwóch lat... - dokończyłam. Nikt z nich nie wiedział oprócz Jay'a
-Ja...naprawdę... nie wiedziałam... tak mi przykro...- powiedziała ze skruchą.
-Nic się nie stało...-uśmiechnęłam się.
-Wiesz jak nas wystraszyłaś?- zapytał Nathan
-No wiem, sama siebie też przestraszyłam. Przepraszam.
-Najważniejsze, że wszystko jest w porządku już. Prawda?- zapytał Max
-Prawda. -wszyscy potaknęli
-Naprawdę chciało wam się czekać do 2:40?- zapytałam zszokowana godziną
-A jak mieliśmy spać?- zapytał Seev
-I tak nikt by nie zasnął. - dodał Jay
-Za wyjątkiem Toma, bo on chory jest. - dokończyła Kelsey
-A właśnie co ty tu robisz?!- zapytałam- powinieneś leżeć w łóżku!
-Wiem...- powiedział brunet. Zaczęliśmy gadać jak najęci. Brakowało mi tego przez te dwa dni. Tematy brały się znikąd. Nareesha i tata poszli pogadać na stronie. Nie wiem o czym, ale pewnie o wydarzeniach... o tym co się stało. Mi towarzyszyli wszyscy. Tom i Kelsey musieli się szybciej zwinąć, bo Tom nie chciał nabawić się powikłań po chorobie. Reszta była ze mną. Rozśmieszali mnie. A co lepsze podpisali mi się głupki na gipsie i narysowali podobizny. Swoje oczywiście. Biedny loczek zaczął ziewać i wszyscy za nim zaczęli na czele ze mną. Zaraził nas tym.
-Weź nie ziewaj, bo wszyscy zaczynają.- zaśmiałam się delikatnie.
-Sorry.- dodał. Ale i tak ziewnął i znowu wszyscy zaczęli ziewać.
-Wiecie co? Idźcie do domu się położyć spać, bo będziecie mieli zgon jak nigdy.
-Nigdy w życiu!- zaprotestował loczek. Tak na niego spojrzałam podejrzliwie.
-No dobrze, ale w południe wpadniemy znowu. -dodał Max.
-Ja zostaję.
-Jay musisz iść spać ok? przy mnie będzie tata. jak coś się będzie działo, w co szczerze już wątpię, to zadzwoni.
-Dlatego nie idę.
-No dobra...- uśmiechnęłam się. Z resztą się przytuliliśmy i poszli do domu. Ze mną został Jay i tata.
-To ja pójdę po gazetę, a wy tu sobie pogadajcie...- wycofał się i poszedł do bufetu. Zostaliśmy sami. Chłopak usiadł koło mnie, ujął moją dłoń i pocałował delikatnie.
-Tyle tu nas było, że nie spytałem jak się czujesz?
-Boli jeszcze, ale rana po operacji. Jest już dobrze.-uśmiechnęłam się. - Masz wory pod oczami wiesz?
-Nie spałem od dwóch dni.
-Czemu?
-Nie mogłem spać z myślą, że moja dziewczyna może tego...- zawiesił się. Ja się delikatnie podniosłam i pocałowałam w policzek.
-Jest już dobrze Jay. Jestem tu z tobą, jasne?- pogłaskałam jego policzki.- Już jest po wszystkim...- on musnął moje usta. Od razu na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Zmieścił się koło mnie i się położył. Zaczęłam przeczesywać jego loczki. Po chwili zasnął. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cały czas chodziły po głowie jego słowa. Może to faktycznie miłość... Nie... To nie możliwe...
____________________________________
piątek, 19 października 2012
Rozdział 19
*dwa dni po operacji.
Otwieram oczy. Widzę białe lampy, stos kabelków przypiętych do mnie i do różnego typu urządzeń. Światło mnie raziło. Obróciłam głowę na lewo. Okno. Na prawo. Drzwi. Przy mnie był jedynie mój tata. Spał. Spojrzałam na zegar. 2:34 w nocy. Nie pamiętałam nic oprócz tego, że mnie przywieźli do szpitala w sobotę. Nie wiedziałam nawet który dzisiaj jest. Tata się obudził. Spojrzał na mnie.
-Alex. Słoneczko. - pocałował mnie w czoło. - jak się czujesz?
-Nie wiem...- powiedziałam słabo.- Który dzisiaj? Ile mnie nie było?
-Dwa dni skarbie. Dzisiaj jest poniedziałek już... 18 czerwca. Boże jak dobrze, że się obudziłaś.
-Ja też się cieszę.
-Wszyscy tu u ciebie byli. The Wanted, Nareesha, Anne, Kelsey... Jennifer...- gdy wypowiedział jej imię ściszył głos tak jakby.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Wszystko.
-Nie wiąż się z nią na poważnie, proszę... To nie wyjdzie dla dobra naszej rodziny, tato.
-Czemu? Co jest Alex?
-Jennifer nie jest kimś za kogo się podaje. Rano w sobotę przyłapałam ją na tym jak szpera w moich rzeczach w moim pokoju. Tato ona cię zdradza.
-Skąd masz takie informacje?!- zapytał zszokowany.
-Od Anne i od siebie. Jej tata się też na to nabrał. Tak naprawdę ona chce cię tylko wykorzystać. Chce tylko kasy od bogatych mężczyzn. Jest tak zwaną... prostytutką tato...- wyrzuciłam to z siebie. - Ona nie może się dowiedzieć, że wiesz to ode mnie. Bo będę miała piekło.
-Nic ci nie zrobi. Ja już tego dopilnuję. Powiem jej, że ją widziałem.
-Naprawdę tato tak mi przykro...- samotna łza spłynęła po policzku.
-Nie musi ci być. Dla ciebie wrobię wszystko.- ucałował mnie w czoło.- Jay przy tobie czuwał przez cały weekend, wiesz? W końcu go pogoniłem do domu, żeby poszedł spać.- zaśmiałam się, ale zaraz po tym poczułam ból i się skrzywiłam lekko.
-Zapomniałam o tym.
-Operacja się udała. Tylko jest jedno ale.
-Jakie?
-Ta choroba... Udało się ją zlikwidować, ale nie do końca.
-Jak to? Co to znaczy?
-Że jeśli nie zajdziesz w ciąże do 18 roku życia, to już potem nie będziesz mogła mieć dzieci...- mnie zamurowało. Ale chociaż dało się wydłużyć ten czas. Bo jak by to wyglądało. 15-latka z brzuchem.- Zadzwonię do Jay'a pewnie się niecierpliwi.
-Daj mi zadzwonić. Proszę.- poprosiłam go. Ten się uśmiechnął i wręczył mi telefon do ręki. Szybko wbiłam jego numer telefonu i zadzwoniłam.
-Halo?
-Jay przyjedź do szpitala, proszę. - powiedziałam.
-Alex?! Już jadę!- szybko się rozłączył. Ja oddałam tacie telefon uśmiechnięta. Zależało mi na tym, żeby go usłyszeć. Nie minęło 5 minut i Jay wparował. -Alex...- podszedł do mnie. Oczy już miałam mokre od łez. Wpił czule swoje usta w moje. Wplotłam palce w jego loczki. Przytulił mnie mocno, ale tak, żeby mnie nic nie bolało. Otarł moje łzy. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. My wszyscy z resztą.
-O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona. Do sali weszli wszyscy moi najbliżsi. Nareesha, Max, Nathan, Siva, Tom (?!) i Kelsey.
-Nie mogliśmy bezczynnie siedzieć i czekać na wieści.- zaczął Tom ochryple.
-Boże jak dobrze, że ja was mam.- uśmiechnęłam się. Wszyscy szybko do mnie podeszli i mnie przytulili.
-Cześć wujku.- zaczęła Nareesha...
______________________________
No to już jest :) Koniec dramatu tak zwany. Dzisiaj w szkole całkiem spoko. Szczególne podziękowania dla Martyny, mojej przyjaciółki, która mnie dzisiaj przycisnęła do napisania rozdziału i udało się go napisać <3
Otwieram oczy. Widzę białe lampy, stos kabelków przypiętych do mnie i do różnego typu urządzeń. Światło mnie raziło. Obróciłam głowę na lewo. Okno. Na prawo. Drzwi. Przy mnie był jedynie mój tata. Spał. Spojrzałam na zegar. 2:34 w nocy. Nie pamiętałam nic oprócz tego, że mnie przywieźli do szpitala w sobotę. Nie wiedziałam nawet który dzisiaj jest. Tata się obudził. Spojrzał na mnie.
-Alex. Słoneczko. - pocałował mnie w czoło. - jak się czujesz?
-Nie wiem...- powiedziałam słabo.- Który dzisiaj? Ile mnie nie było?
-Dwa dni skarbie. Dzisiaj jest poniedziałek już... 18 czerwca. Boże jak dobrze, że się obudziłaś.
-Ja też się cieszę.
-Wszyscy tu u ciebie byli. The Wanted, Nareesha, Anne, Kelsey... Jennifer...- gdy wypowiedział jej imię ściszył głos tak jakby.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Wszystko.
-Nie wiąż się z nią na poważnie, proszę... To nie wyjdzie dla dobra naszej rodziny, tato.
-Czemu? Co jest Alex?
-Jennifer nie jest kimś za kogo się podaje. Rano w sobotę przyłapałam ją na tym jak szpera w moich rzeczach w moim pokoju. Tato ona cię zdradza.
-Skąd masz takie informacje?!- zapytał zszokowany.
-Od Anne i od siebie. Jej tata się też na to nabrał. Tak naprawdę ona chce cię tylko wykorzystać. Chce tylko kasy od bogatych mężczyzn. Jest tak zwaną... prostytutką tato...- wyrzuciłam to z siebie. - Ona nie może się dowiedzieć, że wiesz to ode mnie. Bo będę miała piekło.
-Nic ci nie zrobi. Ja już tego dopilnuję. Powiem jej, że ją widziałem.
-Naprawdę tato tak mi przykro...- samotna łza spłynęła po policzku.
-Nie musi ci być. Dla ciebie wrobię wszystko.- ucałował mnie w czoło.- Jay przy tobie czuwał przez cały weekend, wiesz? W końcu go pogoniłem do domu, żeby poszedł spać.- zaśmiałam się, ale zaraz po tym poczułam ból i się skrzywiłam lekko.
-Zapomniałam o tym.
-Operacja się udała. Tylko jest jedno ale.
-Jakie?
-Ta choroba... Udało się ją zlikwidować, ale nie do końca.
-Jak to? Co to znaczy?
-Że jeśli nie zajdziesz w ciąże do 18 roku życia, to już potem nie będziesz mogła mieć dzieci...- mnie zamurowało. Ale chociaż dało się wydłużyć ten czas. Bo jak by to wyglądało. 15-latka z brzuchem.- Zadzwonię do Jay'a pewnie się niecierpliwi.
-Daj mi zadzwonić. Proszę.- poprosiłam go. Ten się uśmiechnął i wręczył mi telefon do ręki. Szybko wbiłam jego numer telefonu i zadzwoniłam.
-Halo?
-Jay przyjedź do szpitala, proszę. - powiedziałam.
-Alex?! Już jadę!- szybko się rozłączył. Ja oddałam tacie telefon uśmiechnięta. Zależało mi na tym, żeby go usłyszeć. Nie minęło 5 minut i Jay wparował. -Alex...- podszedł do mnie. Oczy już miałam mokre od łez. Wpił czule swoje usta w moje. Wplotłam palce w jego loczki. Przytulił mnie mocno, ale tak, żeby mnie nic nie bolało. Otarł moje łzy. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. My wszyscy z resztą.
-O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona. Do sali weszli wszyscy moi najbliżsi. Nareesha, Max, Nathan, Siva, Tom (?!) i Kelsey.
-Nie mogliśmy bezczynnie siedzieć i czekać na wieści.- zaczął Tom ochryple.
-Boże jak dobrze, że ja was mam.- uśmiechnęłam się. Wszyscy szybko do mnie podeszli i mnie przytulili.
-Cześć wujku.- zaczęła Nareesha...
______________________________
No to już jest :) Koniec dramatu tak zwany. Dzisiaj w szkole całkiem spoko. Szczególne podziękowania dla Martyny, mojej przyjaciółki, która mnie dzisiaj przycisnęła do napisania rozdziału i udało się go napisać <3
czwartek, 18 października 2012
Rozdział 18
W końcu znalazł aspirynę czy coś w tym stylu. Szybko wziął wodę i podbiegł do mnie. Podniosłam się i połknęłam tabletki popijając wodą. Ból był okropny. Dreszcze przeszywały całe moje ciało. Mogłam ten ból porównać do bólów porodowych. Już zwijałam się tak zwanie z bólu. Na moim czole były już kropelki potu, słona ciecz z oczu płynęła jak mały strumyczek. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Chłopak, mimo tego że był wystraszony jak nigdy, był opanowany. Minęło pół godziny, ból zamiast ustąpić był jeszcze silniejszy.
-Dzwonię na pogotowie!- stwierdził szybko szukając telefonu w kieszeniach.
-Nie Jay, zaraz mi przejdzie...
-Dziewczyno zwijasz się z bólu już pół godziny! Gdyby to był normalny ból, to by już dawno ustąpił. A po za tym nie pozwolę na to, żeby moja dziewczyna tak się z bólu zwijała. - siedziałam już cicho. Starałam się jakoś oddychać, ale każdy ruch, każdy oddech, słowo, byle jaki gest sprawiał mi taki ból, jakiego w życiu nie doznałam. Mój tata przyszedł. - Jak dobrze, że pan jest!
-Co się stało?!- podbiegł do łóżka zszokowany moim widokiem.
-Brzuch ją strasznie boli już od pół godziny.
-Brała jakieś tabletki przeciwbólowe lub rozkurczowe?- pogłaskał moje czoło
-Przeciwbólowe, bo rozkurczowych nie znalazłem. Chciałem już dzwonić na pogotowie.
-Nie musisz.- tata wziął mnie na ręce delikatnie.- zabierzemy ją do szpitala. - chłopak szybko wyrwał po buty i je ubrał. Szybko wyszli z domu do samochodu. Delikatnie usadził mnie na tylnych siedzeniach, Jay i tata wsiedli, i odjechaliśmy. Pobliski szpital był 5 minut drogi samochodem. Jechał szybko, ale bocznymi ulicami, by nie natchnąć się na korki. Udało się. Byliśmy pod szpitalem. Szybko wysiedli, delikatnie mnie wziął tym razem loczek na ręce i pobiegliśmy do szpitala. Gdy tylko weszliśmy tata zaczął wołać lekarzy.- Pomocy! Potrzebujemy lekarza! Natychmiast!- w końcu jeden zareagował.
- Co się stało?
-Straszny ból brzucha, nie ustępuje od pół godziny!- szybko wypowiedział Jay
-Dajcie łóżko! Szybko. - pielęgniarka przywiozła łóżko. - Na ginekologię szybko!- szybko poszli w dane miejsce. Ojciec i chłopak pobiegli za lekarzem. Chcieli nawet wejść do gabinetu, ale kazano im czekać na korytarzu. Sprzęt był już przygotowany.- Gdzie odczuwasz ból?
- Tutaj- jęknęłam dotykając podbrzusza. Delikatnie pielęgniarka podwinęła bluzkę, i nasmarowała brzuch jakąś przeźroczystą mazią. Nie wiem co to było, ale było cholernie zimne.Po chwili przyłożyli do niego urządzenie. Rozbili mi tak zwane USG. Nie powiem. Miałam już takie badania kilka razy, ale to sprawiało mi okropny ból. Lekarz nie powiem, był bardzo zaniepokojony tym co mu wykazało badanie. Mówiła wszystko jego mina.
-Widzę tu, że masz zapalenie wyrostka robaczkowego, ale to duża ilość osób na to choruje. Ale jest coś jeszcze. Chorujesz na taką chorobę, w której do określonego wieku możesz zajść w ciąże. W twoim przypadku to już ostatni dzwonek tak zwany.
-To niemożliwe mam tylko 15 lat!- ledwo wypowiedziałam to. Szok był totalny.
- Choroba dosyć szybko się rozwinęła. Albo przymusowo zajdziesz w ciąże, albo będziesz bezpłodna. Wiem, jak to brzmi, ale jeśli ci zależy to musimy wyciąć wyrostek robaczkowy i połowę lewego jajnika.
-Proszę zrobić wszystko, żeby już mnie tak nie bolało. - wysapałam. Gdy skończono badania, pielęgniarka starła delikatnie przeźroczystą maź i wywieźli mnie z gabinetu. Gdy tylko wyjechali ze mną. Obaj mężczyźni czekający na mnie wstali.
-Panie doktorze! Co jej jest?
-Jest pan jej ojcem?
-Tak.
-Musimy mieć pozwolenie na operację.- ich zamurowało totalnie. Jeden spojrzał na drugiego. Jedyne co mógł zrobić to potaknąć głową. I faktycznie to zrobił. - Przygotujcie pacjentkę do operacji!- gdy chcieli mnie zabrać Jay jeszcze podbiegł do mnie i pocałował w czoło i usta.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Kocham cię, Jay.
-I ja Ciebie. - zabrali mnie...Tata poszedł z doktorem, który miał mnie operować do gabinetu by powiedzieć diagnozę...
____________________________
Uhuhu... Poważnie się trochę zrobiło. Rozdział... nie wiem oceńcie go. :) Następne postaram się dodać jutro ;) Dobranoc <3
-Dzwonię na pogotowie!- stwierdził szybko szukając telefonu w kieszeniach.
-Nie Jay, zaraz mi przejdzie...
-Dziewczyno zwijasz się z bólu już pół godziny! Gdyby to był normalny ból, to by już dawno ustąpił. A po za tym nie pozwolę na to, żeby moja dziewczyna tak się z bólu zwijała. - siedziałam już cicho. Starałam się jakoś oddychać, ale każdy ruch, każdy oddech, słowo, byle jaki gest sprawiał mi taki ból, jakiego w życiu nie doznałam. Mój tata przyszedł. - Jak dobrze, że pan jest!
-Co się stało?!- podbiegł do łóżka zszokowany moim widokiem.
-Brzuch ją strasznie boli już od pół godziny.
-Brała jakieś tabletki przeciwbólowe lub rozkurczowe?- pogłaskał moje czoło
-Przeciwbólowe, bo rozkurczowych nie znalazłem. Chciałem już dzwonić na pogotowie.
-Nie musisz.- tata wziął mnie na ręce delikatnie.- zabierzemy ją do szpitala. - chłopak szybko wyrwał po buty i je ubrał. Szybko wyszli z domu do samochodu. Delikatnie usadził mnie na tylnych siedzeniach, Jay i tata wsiedli, i odjechaliśmy. Pobliski szpital był 5 minut drogi samochodem. Jechał szybko, ale bocznymi ulicami, by nie natchnąć się na korki. Udało się. Byliśmy pod szpitalem. Szybko wysiedli, delikatnie mnie wziął tym razem loczek na ręce i pobiegliśmy do szpitala. Gdy tylko weszliśmy tata zaczął wołać lekarzy.- Pomocy! Potrzebujemy lekarza! Natychmiast!- w końcu jeden zareagował.
- Co się stało?
-Straszny ból brzucha, nie ustępuje od pół godziny!- szybko wypowiedział Jay
-Dajcie łóżko! Szybko. - pielęgniarka przywiozła łóżko. - Na ginekologię szybko!- szybko poszli w dane miejsce. Ojciec i chłopak pobiegli za lekarzem. Chcieli nawet wejść do gabinetu, ale kazano im czekać na korytarzu. Sprzęt był już przygotowany.- Gdzie odczuwasz ból?
- Tutaj- jęknęłam dotykając podbrzusza. Delikatnie pielęgniarka podwinęła bluzkę, i nasmarowała brzuch jakąś przeźroczystą mazią. Nie wiem co to było, ale było cholernie zimne.Po chwili przyłożyli do niego urządzenie. Rozbili mi tak zwane USG. Nie powiem. Miałam już takie badania kilka razy, ale to sprawiało mi okropny ból. Lekarz nie powiem, był bardzo zaniepokojony tym co mu wykazało badanie. Mówiła wszystko jego mina.
-Widzę tu, że masz zapalenie wyrostka robaczkowego, ale to duża ilość osób na to choruje. Ale jest coś jeszcze. Chorujesz na taką chorobę, w której do określonego wieku możesz zajść w ciąże. W twoim przypadku to już ostatni dzwonek tak zwany.
-To niemożliwe mam tylko 15 lat!- ledwo wypowiedziałam to. Szok był totalny.
- Choroba dosyć szybko się rozwinęła. Albo przymusowo zajdziesz w ciąże, albo będziesz bezpłodna. Wiem, jak to brzmi, ale jeśli ci zależy to musimy wyciąć wyrostek robaczkowy i połowę lewego jajnika.
-Proszę zrobić wszystko, żeby już mnie tak nie bolało. - wysapałam. Gdy skończono badania, pielęgniarka starła delikatnie przeźroczystą maź i wywieźli mnie z gabinetu. Gdy tylko wyjechali ze mną. Obaj mężczyźni czekający na mnie wstali.
-Panie doktorze! Co jej jest?
-Jest pan jej ojcem?
-Tak.
-Musimy mieć pozwolenie na operację.- ich zamurowało totalnie. Jeden spojrzał na drugiego. Jedyne co mógł zrobić to potaknąć głową. I faktycznie to zrobił. - Przygotujcie pacjentkę do operacji!- gdy chcieli mnie zabrać Jay jeszcze podbiegł do mnie i pocałował w czoło i usta.
-Będzie dobrze. Zobaczysz.
-Kocham cię, Jay.
-I ja Ciebie. - zabrali mnie...Tata poszedł z doktorem, który miał mnie operować do gabinetu by powiedzieć diagnozę...
____________________________
Uhuhu... Poważnie się trochę zrobiło. Rozdział... nie wiem oceńcie go. :) Następne postaram się dodać jutro ;) Dobranoc <3
rozdział 17
Tom zawrócił się i poszedł na górę.
-Dobra ja muszę zmykać do domu!
-Co ty? Teraz gdy wiemy co potrafisz, oni cię stąd nie wypuszczą.- wypaliła mulatka. Zrobiłam na nią takie duże oczy.
-Wypuszczą. Dzisiaj- podał mi kule BabyNath
-Dzięki.- poszłam ubrać trampka
-Alex.
-Co?
-Wytrzep włosy.- zaśmiał się Max.
-Gry ty wytrzepiesz swoje.- zaczęli się wszyscy znowu śmiać. Zrobiłam to po czym, założyłam trampka.
-Odprowadzę cię. - dodał loczek. Wszyscy na niego tak się spojrzeli dziwnie.- Co?
-Nic.
-To cześć.- pożegnałam się ze wszystkimi w sensie przytuliłam i ruszyliśmy w drogę z chłopakiem.
-Mówiłem, że cię polubią.
-Ale i tak byłam zestresowana.
-Im więcej o tobie wiem, to tym bardziej myślę, że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-Serio?
-Tak. Jak to jest pomiędzy twoim ojcem a Nareeshy?
-To skomplikowane. Sama się w tym zbytnio nie orientuję. Wiem tylko, że mój tata ma tego samego ojca co tata Nareeshy.
-Ciężko ci pewnie.
-Tragedii nie ma. Tak się tym nie interesuję za bardzo.
-Ale macie inne nazwiska.
-Podobno babcia zaszła z nim w ciąże a ten ją zostawił.
-Czyli twoja babcia jest Polką?
-Podobno. Ale mieszkali w Manchesterze.
-Czyli przyjechał do Polski i poznał twoją mamę.
-Coś w tym stylu.- zarumieniłam się
-Hej
-Co?
-Nie bądź taka zamknięta w sobie.
-Nie jestem.
-Nie wcale.
-Jay.. po prostu już taka jestem.
-Ok. I masz taka być. Po za tym skąd umiesz tak gotować i wgl?
-Mama mnie nauczyła, trochę tata.
-Boże gdzie ty byłaś rzec całe moje życie?!
-W Polsce.- zaśmiałam się. - Z ręką wszystko ok?
-Tak dzięki za opatrunek.
-Spoko. Tak trzeba było.
-Masz jakieś plany na jutro?
-Nie wiem. Zależy czy tata będzie w domu czy w pracy. I czy nie będzie sam wiesz kogo.
-A co to Voldemort?-zaśmiał się.
-Dla mnie tak. Ty się śmiejesz, ale to nie jest takie kolorowe.
-Wiem... A masz różczkę?- spojrzał się na mnie zacieszony
-Nie...-skrzywiłam się. Poczułam okropny ból w brzuchu.
-Alex... Wszystko ok?
-Taak. Tylko brzuch mnie trochę rozbolał wiesz?- i znowu to poczułam. Aż się zgięłam w pół. Wzięłam głęboki oddech.
-Alex!- podtrzymał mnie. Złapałam jego rękę i zacisnęłam zęby z bólu.
-Mógłbyś do mnie przyjść dzisiaj?
-Jasne.- pomógł mi iść. Weszliśmy do domu. Nikogo nie było jak zwykle z resztą. - Połóż się . -zaprowadził mnie na sofę. Zrobiłam to co powiedział. Zaraz zaczął szukać jakiś tabletek przeciwbólowych...
_________________________________
Chwila grozy. :D Na tym zakończę ten rozdział. Szybko przepisywałam :P mam nadzieję, że aż takiej katastrofy nie będzie :)
-Dobra ja muszę zmykać do domu!
-Co ty? Teraz gdy wiemy co potrafisz, oni cię stąd nie wypuszczą.- wypaliła mulatka. Zrobiłam na nią takie duże oczy.
-Wypuszczą. Dzisiaj- podał mi kule BabyNath
-Dzięki.- poszłam ubrać trampka
-Alex.
-Co?
-Wytrzep włosy.- zaśmiał się Max.
-Gry ty wytrzepiesz swoje.- zaczęli się wszyscy znowu śmiać. Zrobiłam to po czym, założyłam trampka.
-Odprowadzę cię. - dodał loczek. Wszyscy na niego tak się spojrzeli dziwnie.- Co?
-Nic.
-To cześć.- pożegnałam się ze wszystkimi w sensie przytuliłam i ruszyliśmy w drogę z chłopakiem.
-Mówiłem, że cię polubią.
-Ale i tak byłam zestresowana.
-Im więcej o tobie wiem, to tym bardziej myślę, że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-Serio?
-Tak. Jak to jest pomiędzy twoim ojcem a Nareeshy?
-To skomplikowane. Sama się w tym zbytnio nie orientuję. Wiem tylko, że mój tata ma tego samego ojca co tata Nareeshy.
-Ciężko ci pewnie.
-Tragedii nie ma. Tak się tym nie interesuję za bardzo.
-Ale macie inne nazwiska.
-Podobno babcia zaszła z nim w ciąże a ten ją zostawił.
-Czyli twoja babcia jest Polką?
-Podobno. Ale mieszkali w Manchesterze.
-Czyli przyjechał do Polski i poznał twoją mamę.
-Coś w tym stylu.- zarumieniłam się
-Hej
-Co?
-Nie bądź taka zamknięta w sobie.
-Nie jestem.
-Nie wcale.
-Jay.. po prostu już taka jestem.
-Ok. I masz taka być. Po za tym skąd umiesz tak gotować i wgl?
-Mama mnie nauczyła, trochę tata.
-Boże gdzie ty byłaś rzec całe moje życie?!
-W Polsce.- zaśmiałam się. - Z ręką wszystko ok?
-Tak dzięki za opatrunek.
-Spoko. Tak trzeba było.
-Masz jakieś plany na jutro?
-Nie wiem. Zależy czy tata będzie w domu czy w pracy. I czy nie będzie sam wiesz kogo.
-A co to Voldemort?-zaśmiał się.
-Dla mnie tak. Ty się śmiejesz, ale to nie jest takie kolorowe.
-Wiem... A masz różczkę?- spojrzał się na mnie zacieszony
-Nie...-skrzywiłam się. Poczułam okropny ból w brzuchu.
-Alex... Wszystko ok?
-Taak. Tylko brzuch mnie trochę rozbolał wiesz?- i znowu to poczułam. Aż się zgięłam w pół. Wzięłam głęboki oddech.
-Alex!- podtrzymał mnie. Złapałam jego rękę i zacisnęłam zęby z bólu.
-Mógłbyś do mnie przyjść dzisiaj?
-Jasne.- pomógł mi iść. Weszliśmy do domu. Nikogo nie było jak zwykle z resztą. - Połóż się . -zaprowadził mnie na sofę. Zrobiłam to co powiedział. Zaraz zaczął szukać jakiś tabletek przeciwbólowych...
_________________________________
Chwila grozy. :D Na tym zakończę ten rozdział. Szybko przepisywałam :P mam nadzieję, że aż takiej katastrofy nie będzie :)
Rozdział 16
Kontynuowałam z Maxem, Nareeshą i Sivą robienie ciasta.- Nath, a tobie Bozia ręce i nogi urwała?
-Nie, ale to jest niebezpieczne.- odpowiedział mi
-Niebezpieczny będzie ten wałek jak nim w ciebie rzucę. No dalej. Będziesz mieszał czekoladę z bitą śmietaną.
-No dobra.- przywlekł swój tyłek i zaczął wykonywać polecenie. Gdy ciasto było gotowe, wlaliśmy je do formy i to wszystko poszło do piekarnika rozgrzanego na 220 stopni. Było tam 20 minut, a w tym czasie ogarnęliśmy blat.
-Już?- zapytał zniecierpliwiony Max.
-Tak. Czekaj.- wzięłam móż i sprawdziłam czy jest upieczone. Było. Wyjęłam je, a Seev wyłączył piekarnik.- Mysi ostygnąć.- położyłam je blisko okna, które było uchylone. Po chwili ostygło i przekroiłam biszkopt na pół. Wzięłam od Nathana śmietanę i polałam na jedną połowę, potem położyłam drugą połowę biszkoptu, i tą polałam normalną deserową już czekoladą.- Macie wiórki kokosowe?
-Taaa. Coś mamy.- Max zarzucił potrzebną mi rzecz. Posypałam ciasto i włożyłam do lodówki.
-Gotowe! Teraz trzeba poczekać, aż zesztywnieje.- i wszyscy nagle zaczęli się śmiać.- Co?
-Niiic.- śmiali się dalej
-Zboczuchy!- sama zaczęłam się śmiać i zrobiłam facepalma. Poskoczyłam do nich i usiadłam na kanapie. Zaczęliśmy gadać dziwnymi głosami z kreskówek.
-Alex teraz ty!
-Nie.. Nie umiem- zaśmiałam się
-No dawaj!- powiedział Nathan.
-No dobra.- speszyłam się lekko.- Jestem Alex.- powiedziałam po czesiowemu <Władcy Much>. Oni zaczęli się śmiać.
-Osz kurwa!
-Hahahahha- Seev i Max nie mogli się opanować i normalnie turlali się po podłodze.
-Rozwaliłaś nas wszystkich!- dodał ponownie Nath
-No dobra! Ja chcę ciasto!- powiedział loczek
-Zobaczę czy już jest... gotowe. -wstrzymałam głos, żeby dobrać dobrze słowa
-Dobra...- powiedział Seev. Podskoczyłam do lodówki
-Dobra! Ujdzie! Wyciągnijcie talerze i sztućce!- Nareesha się tym zajęła. Wyjęłam formę i położyłam na blacie. Wyjęłam nóż i zaczęłam kroić ciasto w kawałki.-Max wyjmij jeszcze dwa!
-Czemu?
-Tom i Kelsey.
-Spoko.- zrobił to o co prosiłam i nałożyłam ciasto.
-Nareesha.
-No?
-Zaniesiesz je ze mną?
-Spoko.-wzięła jeden talerz i ruszyłyśmy na górę. Mulatka zapukała.
-Co jest?
-Możemy wejść?
-My?- usłyszałam chłopaka
-No Nareesha i Alex.
-Spoko.- otworzyłyśmy drwi i weszłyśmy.
-Mamy ciasto.- zaczęła Nareesha
-Kto robił?- zapytał podejrzliwie
-No my wszyscy.
-A jakie? -zapytała Kelsey
-Czekoladowe.- dokończyłam.
-O mój Boże, Kocham was!- dodał Tom. Podałyśmy im talerze.
-Smacznego.- powiedziała na koniec kuzynka i puściłyśmy pokój. Zeszłyśmy na dół do kuchni, a ciasta prawie nie było. Tylko te dwa kawałki co dla siebie ukroiłyśmy. Zrobiłyśmy z Nareeshą na siebie duże oczy.
-Co się z ciastem stało?- zapytałam
-No bo...- zaczął Max
-Skarbie było tak dobre, że...- kontynuował Jay
-Ale są jeszcze te wasze kawałki.- my kolejny raz się na siebie spojrzałyśmy i równo zaczęłyśmy się śmiać
-Faktycznie to rodzina...- dodał Max. Podeszłyśmy do blatu, wzięłyśmy talerzyki i usiadłyśmy sobie na kanapie. Zaczęłyśmy wcinać ciasto.Tym sposobem doszła godzina 16:00. Ogarnęliśmy blachę i cały bałagan jaki był. We własnej osobie zeszedł do nas Tom.
-Ejj zostało coś jeszcze? Bo wyszło wam zajebiste ciasto.
-Spóźniłeś się. Max, Jay, Nath i Seev pochłonęli całą blachę.- zaalarmowała Nareesha
-No co wy? Ale z was śmietniki!- ja się zaśmiałam. Loczek się na mnie spojrzał i automatycznie się przestałam śmiać.
______________________________
Witam ponownie :). Przepraszam, że kolejny raz taka długa przerwa była, no ale wiecie... szkoła nauka, jeszcze domowe zajęcia... Nie było kiedy. Ale na szczęście mam zeszyt, w którym piszę rozdziały więc następne mam nadzieję, że będą jak najszybciej. Nie bijcie mnie za to coś na górze :D Oglądałyście premierę I found You na youtube? Ja byłam dzielna i do 1:00 wytrzymałam nawet dłużej, a co leprze w ogóle nie spałam i w szkole nie było zgonu :3
-Nie, ale to jest niebezpieczne.- odpowiedział mi
-Niebezpieczny będzie ten wałek jak nim w ciebie rzucę. No dalej. Będziesz mieszał czekoladę z bitą śmietaną.
-No dobra.- przywlekł swój tyłek i zaczął wykonywać polecenie. Gdy ciasto było gotowe, wlaliśmy je do formy i to wszystko poszło do piekarnika rozgrzanego na 220 stopni. Było tam 20 minut, a w tym czasie ogarnęliśmy blat.
-Już?- zapytał zniecierpliwiony Max.
-Tak. Czekaj.- wzięłam móż i sprawdziłam czy jest upieczone. Było. Wyjęłam je, a Seev wyłączył piekarnik.- Mysi ostygnąć.- położyłam je blisko okna, które było uchylone. Po chwili ostygło i przekroiłam biszkopt na pół. Wzięłam od Nathana śmietanę i polałam na jedną połowę, potem położyłam drugą połowę biszkoptu, i tą polałam normalną deserową już czekoladą.- Macie wiórki kokosowe?
-Taaa. Coś mamy.- Max zarzucił potrzebną mi rzecz. Posypałam ciasto i włożyłam do lodówki.
-Gotowe! Teraz trzeba poczekać, aż zesztywnieje.- i wszyscy nagle zaczęli się śmiać.- Co?
-Niiic.- śmiali się dalej
-Zboczuchy!- sama zaczęłam się śmiać i zrobiłam facepalma. Poskoczyłam do nich i usiadłam na kanapie. Zaczęliśmy gadać dziwnymi głosami z kreskówek.
-Alex teraz ty!
-Nie.. Nie umiem- zaśmiałam się
-No dawaj!- powiedział Nathan.
-No dobra.- speszyłam się lekko.- Jestem Alex.- powiedziałam po czesiowemu <Władcy Much>. Oni zaczęli się śmiać.
-Osz kurwa!
-Hahahahha- Seev i Max nie mogli się opanować i normalnie turlali się po podłodze.
-Rozwaliłaś nas wszystkich!- dodał ponownie Nath
-No dobra! Ja chcę ciasto!- powiedział loczek
-Zobaczę czy już jest... gotowe. -wstrzymałam głos, żeby dobrać dobrze słowa
-Dobra...- powiedział Seev. Podskoczyłam do lodówki
-Dobra! Ujdzie! Wyciągnijcie talerze i sztućce!- Nareesha się tym zajęła. Wyjęłam formę i położyłam na blacie. Wyjęłam nóż i zaczęłam kroić ciasto w kawałki.-Max wyjmij jeszcze dwa!
-Czemu?
-Tom i Kelsey.
-Spoko.- zrobił to o co prosiłam i nałożyłam ciasto.
-Nareesha.
-No?
-Zaniesiesz je ze mną?
-Spoko.-wzięła jeden talerz i ruszyłyśmy na górę. Mulatka zapukała.
-Co jest?
-Możemy wejść?
-My?- usłyszałam chłopaka
-No Nareesha i Alex.
-Spoko.- otworzyłyśmy drwi i weszłyśmy.
-Mamy ciasto.- zaczęła Nareesha
-Kto robił?- zapytał podejrzliwie
-No my wszyscy.
-A jakie? -zapytała Kelsey
-Czekoladowe.- dokończyłam.
-O mój Boże, Kocham was!- dodał Tom. Podałyśmy im talerze.
-Smacznego.- powiedziała na koniec kuzynka i puściłyśmy pokój. Zeszłyśmy na dół do kuchni, a ciasta prawie nie było. Tylko te dwa kawałki co dla siebie ukroiłyśmy. Zrobiłyśmy z Nareeshą na siebie duże oczy.
-Co się z ciastem stało?- zapytałam
-No bo...- zaczął Max
-Skarbie było tak dobre, że...- kontynuował Jay
-Ale są jeszcze te wasze kawałki.- my kolejny raz się na siebie spojrzałyśmy i równo zaczęłyśmy się śmiać
-Faktycznie to rodzina...- dodał Max. Podeszłyśmy do blatu, wzięłyśmy talerzyki i usiadłyśmy sobie na kanapie. Zaczęłyśmy wcinać ciasto.Tym sposobem doszła godzina 16:00. Ogarnęliśmy blachę i cały bałagan jaki był. We własnej osobie zeszedł do nas Tom.
-Ejj zostało coś jeszcze? Bo wyszło wam zajebiste ciasto.
-Spóźniłeś się. Max, Jay, Nath i Seev pochłonęli całą blachę.- zaalarmowała Nareesha
-No co wy? Ale z was śmietniki!- ja się zaśmiałam. Loczek się na mnie spojrzał i automatycznie się przestałam śmiać.
______________________________
Witam ponownie :). Przepraszam, że kolejny raz taka długa przerwa była, no ale wiecie... szkoła nauka, jeszcze domowe zajęcia... Nie było kiedy. Ale na szczęście mam zeszyt, w którym piszę rozdziały więc następne mam nadzieję, że będą jak najszybciej. Nie bijcie mnie za to coś na górze :D Oglądałyście premierę I found You na youtube? Ja byłam dzielna i do 1:00 wytrzymałam nawet dłużej, a co leprze w ogóle nie spałam i w szkole nie było zgonu :3
sobota, 13 października 2012
Rozdział 15
Chłopacy dalej tańczyli, mimo że piosenka już dawno się skończyła. Z Nareeshą śmiałyśmy się jak głupie. Nath dostał esa
-Ludzie! Dzisiaj! W klubie o 22:30! Idziecie?
-Jestem za!- powiedział Max
-Ja też!- dodał Seev
-Ja też mogę pójść.- dopowiedział Jay. Z mulatką tak na naszych chłopaków się spojrzałyśmy.- to znaczy...- zająkał się
-Jeśli nie macie nic przeciwko, oczywiście...- dodał Siva.- spojrzałyśmy się jeszcze raz na siebie, a potem na nich
-Możecie iść.- zaczęła- Seev spróbuj się tylko upić, a wiesz co cię czeka...- skończyła. Mulat podszedł do ukochanej i ją pocałował. Mój telefon zadzwonił.
-Sorry. Mój tata.- wstałąm, wzięłaj jedną kulę i odebrałam- Co jest tato?
-Słuchaj... Mam przed sobą gazetę. Daily News < nie wiem czy taka jest, ale załóżmy, że tak xD>
-Co z nią?
- Jesteś w niej. To znaczy na zdjęciu. Ten twój chłopak to jakiś znany czy co?
-No... Trochę
-Jak bardzo?
-Cały świat...
-Oszalałaś?! Ludzie żyć ci nie dadzą!
-Nie krzycz. Pogadamy w domu. Cześć- rozłączyłam się i wróciłam do znajomych
-Coś poważnego?- zapytał Nath
-Nie.. Znowu jakieś bzdety... jak to mój tata- zaśmiałam się nerwowo. - Co robimy?
-Może ciasto zrobimy?- wypalił Jay
-Jakie to powiem czy umiem
-Yyy... Czekoladowe!- powiedział Max
-Macie szczęście, bo umiem.
-No to do roboty! -zagoniła ich mulatka.- Ty nie!- powiedziała do mnie
-Dlaczego?
Jesteś gościem, a po za tym jesteś kontuzjowana.
-No ale chcę pomóc i też umiem to ciasto robić.
-Ja też. Chyba. Nie ważne. siedź tu, my sobie poradzimy.
-No dobra.- Usiadłam na sofie. Max, Seev, Nath, Jay i Nareesha rządzili w kuchni. Mulat z łysolem zaczęli się rzucać mąką. Podeszłam do nich i oberwałam od Nathana. - Nie żyjecie!- zaczęłam w nich rzucać jak z automatu. Wszyscy byli biali łącznie ze mną. W loczka też rzuciłam. Ten się na mnie spojrzał, a ja już się śmiałam. - Nie, Jay proszę!- ten do mnie podszedł, umazał mnie czekolada i wpił swoje usta w moje. Nie mogłam się ogarnąć, bo cały czas chciało mi się śmiać. Położyłam swoje dłonie na jego twarzy i go również umazałam czekoladą po czym szybko się oderwałam i na jednej nodze co prawda, ale próbowałam uciekać. Gdyby mi się to jeszcze udało... Szybko zareagował i mnie złapał w pasie i uniósł.
-Mam cię! Nie uciekniesz już
-Hahahaha! Puść proszę. Loczek.- zrobiłam maślane oczka.
-No dobrze. Zapłacisz później.
-Jak?
-Zobaczysz.
-Dobra to robimy to ciasto?- zapytała kuzynka
-A mamy z czego?- zapytałam
-Czekolady nie brak. Gorzej z mąką. - stwierdził Seev
-Też fakt. Max skocz do sklepu.- powiedział Nath
-A co ja?!- oburzył się.
-No traczej Alex nie pójdzie.
-No dobra.- ubrał się i wyszedł. Seev, Nareesha, Nath i Jay zabrali się do wyczyszczenia kuchni po wojnie. Oczywiście ja też pomagałam, mimo że się upierali. Max się sprężył i przyszedł w pięć minut.- Jestem!
-Słyszymy.- powiedział loczek
- I mam mąkę!
-WOW! Brawo!- wzięłam mąkę od chłopaka, podskoczyłam do blatu, po czym wzięłam jajka i inne rzeczy potrzebne do ciasta i zaczęłam je robić. Jay kroił czekoladę w kostkę i się zaciął.
-Cholera jasna!- syknął
-Co jest?
-Nic.
-Pokaż to
-To nic- zaprotestował Max'owi
-Skarbie...- powiedziałam łagodnie.
-No dobrze. -wyjął rękę zza pleców i leciała dosyć mocno krew
-To nic? Jay... Nath
-Co?
-Przynieś apteczkę.
-Już idę- opłukałam ręce od mąki, podskoczyłam do niego po czym wzięłam delikatnie jego dłoń. Nath przyniósł apteczkę i i ją otworzył. Przemyłam delikatnie ranę na dłoni wodą utlenioną, potem przyłożyłam gazik i zakleiłam plastrem.
-Gotowe.
-Dzięki.
-Jak chcesz to sobie usiądź, my sobie poradzimy.
-Jesteś aniołem.
-Możliwe.- uśmiechnęłam się, a ten pocałował mnie w policzek i usiadł na sofie...
___________________________
Mamy 15 rozdział już. Z góry przepraszam, że wczoraj i w piątek chyba tez nic nie dodawałam, ale choróbsko mnie rozłożyło, gorączka i w ogóle. Zauważyłam, że coraz mniej komentarzy jest do postów, które oczywiście są mile widziane tu :) Także jak czytasz to komentuj. Mam nadzieję, że się spodoba i że aż takiej tragedii nie będzie. <3
-Ludzie! Dzisiaj! W klubie o 22:30! Idziecie?
-Jestem za!- powiedział Max
-Ja też!- dodał Seev
-Ja też mogę pójść.- dopowiedział Jay. Z mulatką tak na naszych chłopaków się spojrzałyśmy.- to znaczy...- zająkał się
-Jeśli nie macie nic przeciwko, oczywiście...- dodał Siva.- spojrzałyśmy się jeszcze raz na siebie, a potem na nich
-Możecie iść.- zaczęła- Seev spróbuj się tylko upić, a wiesz co cię czeka...- skończyła. Mulat podszedł do ukochanej i ją pocałował. Mój telefon zadzwonił.
-Sorry. Mój tata.- wstałąm, wzięłaj jedną kulę i odebrałam- Co jest tato?
-Słuchaj... Mam przed sobą gazetę. Daily News < nie wiem czy taka jest, ale załóżmy, że tak xD>
-Co z nią?
- Jesteś w niej. To znaczy na zdjęciu. Ten twój chłopak to jakiś znany czy co?
-No... Trochę
-Jak bardzo?
-Cały świat...
-Oszalałaś?! Ludzie żyć ci nie dadzą!
-Nie krzycz. Pogadamy w domu. Cześć- rozłączyłam się i wróciłam do znajomych
-Coś poważnego?- zapytał Nath
-Nie.. Znowu jakieś bzdety... jak to mój tata- zaśmiałam się nerwowo. - Co robimy?
-Może ciasto zrobimy?- wypalił Jay
-Jakie to powiem czy umiem
-Yyy... Czekoladowe!- powiedział Max
-Macie szczęście, bo umiem.
-No to do roboty! -zagoniła ich mulatka.- Ty nie!- powiedziała do mnie
-Dlaczego?
Jesteś gościem, a po za tym jesteś kontuzjowana.
-No ale chcę pomóc i też umiem to ciasto robić.
-Ja też. Chyba. Nie ważne. siedź tu, my sobie poradzimy.
-No dobra.- Usiadłam na sofie. Max, Seev, Nath, Jay i Nareesha rządzili w kuchni. Mulat z łysolem zaczęli się rzucać mąką. Podeszłam do nich i oberwałam od Nathana. - Nie żyjecie!- zaczęłam w nich rzucać jak z automatu. Wszyscy byli biali łącznie ze mną. W loczka też rzuciłam. Ten się na mnie spojrzał, a ja już się śmiałam. - Nie, Jay proszę!- ten do mnie podszedł, umazał mnie czekolada i wpił swoje usta w moje. Nie mogłam się ogarnąć, bo cały czas chciało mi się śmiać. Położyłam swoje dłonie na jego twarzy i go również umazałam czekoladą po czym szybko się oderwałam i na jednej nodze co prawda, ale próbowałam uciekać. Gdyby mi się to jeszcze udało... Szybko zareagował i mnie złapał w pasie i uniósł.
-Mam cię! Nie uciekniesz już
-Hahahaha! Puść proszę. Loczek.- zrobiłam maślane oczka.
-No dobrze. Zapłacisz później.
-Jak?
-Zobaczysz.
-Dobra to robimy to ciasto?- zapytała kuzynka
-A mamy z czego?- zapytałam
-Czekolady nie brak. Gorzej z mąką. - stwierdził Seev
-Też fakt. Max skocz do sklepu.- powiedział Nath
-A co ja?!- oburzył się.
-No traczej Alex nie pójdzie.
-No dobra.- ubrał się i wyszedł. Seev, Nareesha, Nath i Jay zabrali się do wyczyszczenia kuchni po wojnie. Oczywiście ja też pomagałam, mimo że się upierali. Max się sprężył i przyszedł w pięć minut.- Jestem!
-Słyszymy.- powiedział loczek
- I mam mąkę!
-WOW! Brawo!- wzięłam mąkę od chłopaka, podskoczyłam do blatu, po czym wzięłam jajka i inne rzeczy potrzebne do ciasta i zaczęłam je robić. Jay kroił czekoladę w kostkę i się zaciął.
-Cholera jasna!- syknął
-Co jest?
-Nic.
-Pokaż to
-To nic- zaprotestował Max'owi
-Skarbie...- powiedziałam łagodnie.
-No dobrze. -wyjął rękę zza pleców i leciała dosyć mocno krew
-To nic? Jay... Nath
-Co?
-Przynieś apteczkę.
-Już idę- opłukałam ręce od mąki, podskoczyłam do niego po czym wzięłam delikatnie jego dłoń. Nath przyniósł apteczkę i i ją otworzył. Przemyłam delikatnie ranę na dłoni wodą utlenioną, potem przyłożyłam gazik i zakleiłam plastrem.
-Gotowe.
-Dzięki.
-Jak chcesz to sobie usiądź, my sobie poradzimy.
-Jesteś aniołem.
-Możliwe.- uśmiechnęłam się, a ten pocałował mnie w policzek i usiadł na sofie...
___________________________
Mamy 15 rozdział już. Z góry przepraszam, że wczoraj i w piątek chyba tez nic nie dodawałam, ale choróbsko mnie rozłożyło, gorączka i w ogóle. Zauważyłam, że coraz mniej komentarzy jest do postów, które oczywiście są mile widziane tu :) Także jak czytasz to komentuj. Mam nadzieję, że się spodoba i że aż takiej tragedii nie będzie. <3
czwartek, 11 października 2012
Rozdział 14
Chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie bym weszła do środka. Zrobiłam to bardzo niepewnie. Ręce, nogi. Wszystko mi się trzęsło. Jay zamknął cicho drzwi. Zdjęliśmy buty i weszliśmy wgłąb jasnego pomieszczenia.
-RAZ, DWA, TRZY ZBIÓRKA NA KORYTARZU Z WYJĄTKIEM TOMA!- ryknął głośno i zaraz w mgnieniu oka wszyscy się zbiegli. Ja byłam taka ucieszona i wgl, że normalnie aż to nienaturalnie wyglądało. - No! To kiedy już tu jesteście. Poznajcie Alex moją... moją dziewczynę.- wszystkich zamurowało. Max, Seev i Nath mnie zaraz wyściskali.
-Miło nam. To jest Siva, Nathan a ja Max.
-No wiem. -uśmiechnęłam się.
-Alex jest naszą wielką fanką.
-To jeszcze bardziej nam miło! - jeszcze raz zrobili grupowego przytulasa.
-Niestety jak Ci wspominałem Tom jest chory i Kelsey się nim zajmuje. A właśnie! Nareesha!- zawołał Jay
-Co?
-Chodź tu...
-Boże mam lecieć na każde twoje zawoła...- nie dokończyła, bo zobaczyła mnie. -Cześć
-Cześć. -uśmiechnęłam się.
-Poznaj Alex. - dziewczyna do mnie podeszła i się przytuliłyśmy przyjaźnie.
-Co ty tu robisz?
-No z tatą się przeprowadziłam miesiąc temu prawie.
-I ja nic o tym nie wiem?!
-To wy się znacie?!- zapytali wszyscy zszokowani i to wyszło im równo.
-Tak... Alex... Jest moją "kuzynką". - stwierdziła niepewnie i to kuzynka wzięła w cudzysłów.
-I ty nam nic nie mówiłaś?!- po raz kolejny zapytali.
-Nasi ojcowie to przyrodni bracia. Pokłócili się i dlatego coś takiego wyszło . Nie odzywali się do siebie przez 11 lat. I nadal się nie odzywają... Boże jak dobrze cię widzieć!- przytuliłyśmy się jeszcze raz. Poszliśmy wszyscy do salonu. Nath i Max przynieśli górę słodyczy i picia.
-Pierwsze pytanie.
-Słucham.
-Co ci się stało?- zapytał Seev.
-Mały wypadek na W-F-ie wczoraj miałam. - tematy brały się znikąd. Kelsey zeszła na dół.
-Oooo. Mamy gościa i nic nie mówicie?- zapytała rozżalona.
-A właśnie. To jest Kelsey.
-Wiem. -uśmiechnęłam się. Kelsey się uśmiechnęła i się przyjaźnie przytuliłyśmy.
- A ty jesteś pewnie tą Alex, o której Jay tyle nawija.
-To chyba ja...-powiedziałam niepewnie.
-Chodź ze mną. Tom też by chciał cię poznać.
-Ok.
-Zaraz wracamy- zniknęłyśmy za rogiem i poszłyśmy na górę.
-Tylko sięnie przestrasz go. Jest chory i wygląda trochę jak siedem nieszczęść.
-A ja co mam powiedzieć? Mam nogę w gipsie. - obie się zaśmiałyśmy.
-Tom, skarbie masz gościa. - weszłyśmy powoli do jego twierdzy. Zobaczyłam nie lada bajzel. Ale cóż... Chłopak mnie wzrokiem zmierzył.
-Cz...cześć. Jestem Alex.-
-Cześć.- po tym zakasłał.
-Współczuję choroby.
- Dzięki. Przywitałbym się z tobą, ale nie chcę cię zarazić tym cholerstwem.
-Luz spoko.
-Ty jesteś tą dziewczyną Jay'a?
-Podobno- zaśmiałam się. On się uśmiechnął, bo ciężko mu było cokolwiek powiedzieć.
-Coś poważnego?- spojrzał na gips
-Nie... raczej nie. Zwichnięcie. To ja nie będę wam przeszkadzać. Zdrowiej. Bo mam zamiar iść na ten koncert za dwa tygodnie. -uśmiechnęłam się.
-Zobaczę co da się zrobić. - zawróciłam się i wróciłam do reszty zespołu.Wszyscy na mnie spojrzeli.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Niccc. -powiedzieli wszyscy. Seev i Nath na siebie spojrzeli. Szybko do mnie podbiegli i wzięli na ręce.
-Co do...?!- nie zdążyłam dokończyć i chłopacy zaczęli mną podrzucać. Jay i Nareesha patrzeli jak wryci na to wszystko.
-Jay łap!
-Nawet się nie ważcie!- krzyknęłam. Oni jednak to zrobili, ale na szczęście mów wybawiciel mnie złapał.
-Mam cię. - zakręcił mną i mnie delikatnie postawił na nogi.
-Dziękuję... - powiedziałam i spojrzałam z powagą na chłopaków, którzy się śmiali. Oni spoważnieli.
-Witamy w rodzinie!- rzucili się na mnie. W całym domu było słychać nasze śmiechy.To było coś.
-Chłopaki mam pytanie.
-No dawaj.
-Mogę prosić o autografy?- zapytałam nieśmiało i wyjęłam płytę z torby.
-Pewnie. - Max i Nath zaczęli się szarpać o tą płytę dla jaj, ale wygrał Seev. Wzięli markery i zaczęli się podpisywać po kolei. Nath podbiegł do Toma żeby ten też podpisał. Zrobił to i w mgnieniu oka i wrócił.
-Proszę bardzo. - podał mi płytę. Ja z szerokim uśmiechem wzięłam ją z powrotem i schowałam do torby. Max włączył tv na MTV i leciało Gangnam Style.
-Tańczymy!- ryknął Jay i zaczął to tańczyć. My z Nareeshą sobie usiadłyśmy wygodnie na kanapie. Śmiałyśmy się z chłopaków na całego. Gadałyśmy... bynajmniej próbowałyśmy gadać o wszystkim co się zdarzyło w ciągu ostatnich lat i w ogóle.
-A jak ci się układa z Seevem?
-Jesteśmy zaręczeni.
-Mój Boże gratuluję!- przytuliłyśmy się.
-Ale już długo. Jest naprawdę kochany.
-Znasz loczka dłużej niż ja...jaki on jest w stosunku do dziewczyn?
-Wiesz... Loczek bardzo lubi balować, jest szalony i można to wywnioskować po tym.- zaśmiałyśmy się. - Ale jeśli chodzi o dziewczyny to był swego czasu jak Nath, czasami tez mu to się zdarza nawet teraz. Ale tak myślę, że jak się naprawdę zakocha, to kocha tak mocno jak tylko potrafi. -uśmiechnęła się.- Mam nadzieję, że tak będzie z tobą. - poklepała mnie po ramieniu i się przytuliłyśmy
______________________
Dzisiaj krótko. Dużo pracy. Ogólnie chora jestem. Miłego czytania <3
-RAZ, DWA, TRZY ZBIÓRKA NA KORYTARZU Z WYJĄTKIEM TOMA!- ryknął głośno i zaraz w mgnieniu oka wszyscy się zbiegli. Ja byłam taka ucieszona i wgl, że normalnie aż to nienaturalnie wyglądało. - No! To kiedy już tu jesteście. Poznajcie Alex moją... moją dziewczynę.- wszystkich zamurowało. Max, Seev i Nath mnie zaraz wyściskali.
-Miło nam. To jest Siva, Nathan a ja Max.
-No wiem. -uśmiechnęłam się.
-Alex jest naszą wielką fanką.
-To jeszcze bardziej nam miło! - jeszcze raz zrobili grupowego przytulasa.
-Niestety jak Ci wspominałem Tom jest chory i Kelsey się nim zajmuje. A właśnie! Nareesha!- zawołał Jay
-Co?
-Chodź tu...
-Boże mam lecieć na każde twoje zawoła...- nie dokończyła, bo zobaczyła mnie. -Cześć
-Cześć. -uśmiechnęłam się.
-Poznaj Alex. - dziewczyna do mnie podeszła i się przytuliłyśmy przyjaźnie.
-Co ty tu robisz?
-No z tatą się przeprowadziłam miesiąc temu prawie.
-I ja nic o tym nie wiem?!
-To wy się znacie?!- zapytali wszyscy zszokowani i to wyszło im równo.
-Tak... Alex... Jest moją "kuzynką". - stwierdziła niepewnie i to kuzynka wzięła w cudzysłów.
-I ty nam nic nie mówiłaś?!- po raz kolejny zapytali.
-Nasi ojcowie to przyrodni bracia. Pokłócili się i dlatego coś takiego wyszło . Nie odzywali się do siebie przez 11 lat. I nadal się nie odzywają... Boże jak dobrze cię widzieć!- przytuliłyśmy się jeszcze raz. Poszliśmy wszyscy do salonu. Nath i Max przynieśli górę słodyczy i picia.
-Pierwsze pytanie.
-Słucham.
-Co ci się stało?- zapytał Seev.
-Mały wypadek na W-F-ie wczoraj miałam. - tematy brały się znikąd. Kelsey zeszła na dół.
-Oooo. Mamy gościa i nic nie mówicie?- zapytała rozżalona.
-A właśnie. To jest Kelsey.
-Wiem. -uśmiechnęłam się. Kelsey się uśmiechnęła i się przyjaźnie przytuliłyśmy.
- A ty jesteś pewnie tą Alex, o której Jay tyle nawija.
-To chyba ja...-powiedziałam niepewnie.
-Chodź ze mną. Tom też by chciał cię poznać.
-Ok.
-Zaraz wracamy- zniknęłyśmy za rogiem i poszłyśmy na górę.
-Tylko sięnie przestrasz go. Jest chory i wygląda trochę jak siedem nieszczęść.
-A ja co mam powiedzieć? Mam nogę w gipsie. - obie się zaśmiałyśmy.
-Tom, skarbie masz gościa. - weszłyśmy powoli do jego twierdzy. Zobaczyłam nie lada bajzel. Ale cóż... Chłopak mnie wzrokiem zmierzył.
-Cz...cześć. Jestem Alex.-
-Cześć.- po tym zakasłał.
-Współczuję choroby.
- Dzięki. Przywitałbym się z tobą, ale nie chcę cię zarazić tym cholerstwem.
-Luz spoko.
-Ty jesteś tą dziewczyną Jay'a?
-Podobno- zaśmiałam się. On się uśmiechnął, bo ciężko mu było cokolwiek powiedzieć.
-Coś poważnego?- spojrzał na gips
-Nie... raczej nie. Zwichnięcie. To ja nie będę wam przeszkadzać. Zdrowiej. Bo mam zamiar iść na ten koncert za dwa tygodnie. -uśmiechnęłam się.
-Zobaczę co da się zrobić. - zawróciłam się i wróciłam do reszty zespołu.Wszyscy na mnie spojrzeli.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Niccc. -powiedzieli wszyscy. Seev i Nath na siebie spojrzeli. Szybko do mnie podbiegli i wzięli na ręce.
-Co do...?!- nie zdążyłam dokończyć i chłopacy zaczęli mną podrzucać. Jay i Nareesha patrzeli jak wryci na to wszystko.
-Jay łap!
-Nawet się nie ważcie!- krzyknęłam. Oni jednak to zrobili, ale na szczęście mów wybawiciel mnie złapał.
-Mam cię. - zakręcił mną i mnie delikatnie postawił na nogi.
-Dziękuję... - powiedziałam i spojrzałam z powagą na chłopaków, którzy się śmiali. Oni spoważnieli.
-Witamy w rodzinie!- rzucili się na mnie. W całym domu było słychać nasze śmiechy.To było coś.
-Chłopaki mam pytanie.
-No dawaj.
-Mogę prosić o autografy?- zapytałam nieśmiało i wyjęłam płytę z torby.
-Pewnie. - Max i Nath zaczęli się szarpać o tą płytę dla jaj, ale wygrał Seev. Wzięli markery i zaczęli się podpisywać po kolei. Nath podbiegł do Toma żeby ten też podpisał. Zrobił to i w mgnieniu oka i wrócił.
-Proszę bardzo. - podał mi płytę. Ja z szerokim uśmiechem wzięłam ją z powrotem i schowałam do torby. Max włączył tv na MTV i leciało Gangnam Style.
-Tańczymy!- ryknął Jay i zaczął to tańczyć. My z Nareeshą sobie usiadłyśmy wygodnie na kanapie. Śmiałyśmy się z chłopaków na całego. Gadałyśmy... bynajmniej próbowałyśmy gadać o wszystkim co się zdarzyło w ciągu ostatnich lat i w ogóle.
-A jak ci się układa z Seevem?
-Jesteśmy zaręczeni.
-Mój Boże gratuluję!- przytuliłyśmy się.
-Ale już długo. Jest naprawdę kochany.
-Znasz loczka dłużej niż ja...jaki on jest w stosunku do dziewczyn?
-Wiesz... Loczek bardzo lubi balować, jest szalony i można to wywnioskować po tym.- zaśmiałyśmy się. - Ale jeśli chodzi o dziewczyny to był swego czasu jak Nath, czasami tez mu to się zdarza nawet teraz. Ale tak myślę, że jak się naprawdę zakocha, to kocha tak mocno jak tylko potrafi. -uśmiechnęła się.- Mam nadzieję, że tak będzie z tobą. - poklepała mnie po ramieniu i się przytuliłyśmy
______________________
Dzisiaj krótko. Dużo pracy. Ogólnie chora jestem. Miłego czytania <3
środa, 10 października 2012
Rozdział 13
*Następny dzień
Dzisiaj sobota. Zbudziłam się o 8:20. Byłam ostro zamulona. Doczołgałam się do laptopa i go uruchomiłam. Chwyciłam kule i podeszłam do szafy. -Cholera w co ja mam się dzisiaj ubrać?!- pomyślałam i przekopałam wszystkie półki by skompletować strój. Spojrzałam za okno. Pada. -No zajebiście.- powiedziałam to tym razem na głos. W końcu wybrałam to <patrz tu>. Wzięłam te rzeczy na ramię i bieliznę i poszłam do łazienki. O dziwo była wolna. Przekręciłam kluczyk i odbyłam poranną toaletę. Siedziałam godzinę w łazience. Włosy pozostawiłam falujące, a rzęsy przejechałam maskarą i były mega długie. Wszystko wyglądało super. No z wyjątkiem gipsu. Westchnęłam głośno, wzięłam kule i wyszłam z łazienki. Gdy weszłam do pokoju zastałam w nim nikogo innego tylko Jennifer!
-A ty tu czego?!- zapytałam zaskoczona i zdenerwowana
-Szukałam czegoś.
-Godności? Rozumu?! Sorry chyba przepadło. -zaśmiałam się ironicznie.
-Alex! Daruj sobie może, bo...
-Co mi zrobisz?! No co?! Mam to w nosie! Chyba, że ty chcesz źle skończyć.- podeszłam do niej- Wiem o wszystkim. O tym kim naprawdę jesteś.
-No to dawaj! Powiedz to!
-Jesteś uliczną dziwką lecącą na bogatych mężczyzn. Masz już w tym długoletnie doświadczenie, co? Widziałam cię już dużo razy, jak kręciłaś się na osiedlu i próbowałaś wyrwać jakiegoś faceta z grubym portfelem. Obiecuję ci na wszystko co mam! Nie zagrzejesz tu miejsca. Obiecuję ci to. - powiedziałam praktycznie szeptem. Ją zamurowało totalnie, zupełnie jakby zapomniała języka w gębie. - A teraz wynocha z mojego pokoju. I nie chcę cię tu więcej widzieć jasne?!- ona wyszła bez słowa. Od razu zaczęłam sprawdzać czy wszystko jest. Na szczęście było. Chwyciłam za telefon i schowałam go do kieszeni. Usiadłam przed laptopem. Włączyłam neta. Strona główna. Mało co się nie udławiłam swoją śliną! Co przeczytałam?! Piękny nagłówek posta:
"Jay z The Wanted ma nową dziewczynę?!"
Zamurowało mnie totalnie. Było pełno zdjęć z wczorajszego spaceru i to wszystko. Wyłączyłam laptopa, wyszłam z pokoju i go zakluczyłam... no w razie czego... Zeszłam na dół. Zobaczyłam sielankę.
-Cześć skarbie. - powiedział tata
-Cześć.
-Wybierasz się gdzieś?
- Jay w południe przychodzi po mnie. Co na śniadanie?
- Naleśniki z syropem klonowym. - uśmiechnęłam się. Tata podszedł i pocałował mnie w głowę. Wyjął jeszcze ciepłe naleśniki. To były moje i taty ulubione naleśniki i mieliśmy już taką tradycję, że w sobotę zawsze są na śniadanie.
-Dzięki tato. - wyszczerzyłam do niego ząbki. Tata talerz przeniósł na stół. Wygodnie sobie usiadłam i zaczęłam jeść. Zażerałam się tym nie powiem, ale pomyć już musiałam sama. Tata i te drugie coś wyszli. Ja sobie spokojnie podeszłam do zmywarki i wsadziłam tam naczynia. Sięgnęłam do półki po cukierki. Wzięłam je i usiadłam wygodnie na kanapie.Włączyłam telewizor. MTV ogólnie oglądam. Leciało Glad you came. Od razu na twarzy był happy face. Zaczęłam sobie nucić pod nosem. Nie wiem jak ale dochodziła już 12:00! Zaraz Jay powinien być. Szybko ściszyłam TV i poszłam jeszcze do łazienki. Jak na złość dzwonek do drzwi. Ale otworzyć nie mogłam, bo byłam w trakcie pewnej czynności. Zadzwonił mój telefon. Miałam go na szczęście przy sobie. Jay. Wiedziałam. Szybko przycisnęłam zieloną słuchawkę. -Zaraz ci otworzę poczekaj minutkę, bo... jestem w łazience.- zaśmiałam się ironicznie i zrobiłam tzw. facepalma..
-Spoko. - rozłączyłam się i szybko podskoczyłam do drzwi. Jeszcze się poślizgnęłam na kafelkach i walnęłam na tyłek.
-Ałłaaaa. -jęknęłam głośno. Doczołgałam się i otworzyłam drwi.
-wszystko ok? Usłyszałem lekki huk.... i jęk.
-Tak. tak. To tylko ja się poślizgnęłam na kafelkach... no i ... no wiesz... a tak w ogóle to cześć.
-Cześć- pocałował mnie w policzek, a potem w usta skubany. Wszedł do środka i podał mi kule.
-Dzięki.
-Czuję, że jadłaś naleśniki.
-Tata zrobił.
-I nie tylko!- sztachnął się powietrzem jeszcze raz.- Jadłaś skittlesy!- on zrobił powagę. ja zrobiłam wielkie wystraszone oczy.
-O nie! I jak ja mam z tym żyć!- powiedziałam. On mnie wziął na ręce. Zaśmiałam się, loczek tak samo. Postawił mnie na kanapie. - Co chcesz zrobić?- ledwo utrzymałam równowagę na sofie. Ten mnie przytrzymał za biodra.
-Nagroda!
-Jaka? Za co?
-A tak sobie!- zaśmiał się i wziął mnie szybko na ręce. Ja aż pisnęłam. - A teraz ubierz buta. - postawił mnie na nogi, żebym mogła ubrać granatowego trampka. Gdy to zrobiłam, loczek podał mi kule. - To co możemy iść?
-Możemy. -uśmiechnęłam się. wzięłam klucze ze stoliczka zakluczyłam drzwi od zewnątrz i ruszyliśmy w stronę twierdzy The Wanted. Nie powiem, byłam zestresowana. Chciałam piszczeć ze szczęścia i wszystko w jednym. - A co jeśli mnie nie polubią?- spanikowałam.
-Polubią. Nie martw się. - droga do ich domu byłą nawet krótka. Mieszkali jakieś 5 minut drogi ode mnie. Weszliśmy za wielkie bramy i nadszedł czas wielkiego poznania...
_______________________________
Tutaj zakończę ten rozdział. Ogólnie tak na ten rozdział jak patrzę to lekki mix wyszedł. Ale myślę że aż takiej tragedii nie będzie. A i jeszcze jedno
Dzisiaj sobota. Zbudziłam się o 8:20. Byłam ostro zamulona. Doczołgałam się do laptopa i go uruchomiłam. Chwyciłam kule i podeszłam do szafy. -Cholera w co ja mam się dzisiaj ubrać?!- pomyślałam i przekopałam wszystkie półki by skompletować strój. Spojrzałam za okno. Pada. -No zajebiście.- powiedziałam to tym razem na głos. W końcu wybrałam to <patrz tu>. Wzięłam te rzeczy na ramię i bieliznę i poszłam do łazienki. O dziwo była wolna. Przekręciłam kluczyk i odbyłam poranną toaletę. Siedziałam godzinę w łazience. Włosy pozostawiłam falujące, a rzęsy przejechałam maskarą i były mega długie. Wszystko wyglądało super. No z wyjątkiem gipsu. Westchnęłam głośno, wzięłam kule i wyszłam z łazienki. Gdy weszłam do pokoju zastałam w nim nikogo innego tylko Jennifer!
-A ty tu czego?!- zapytałam zaskoczona i zdenerwowana
-Szukałam czegoś.
-Godności? Rozumu?! Sorry chyba przepadło. -zaśmiałam się ironicznie.
-Alex! Daruj sobie może, bo...
-Co mi zrobisz?! No co?! Mam to w nosie! Chyba, że ty chcesz źle skończyć.- podeszłam do niej- Wiem o wszystkim. O tym kim naprawdę jesteś.
-No to dawaj! Powiedz to!
-Jesteś uliczną dziwką lecącą na bogatych mężczyzn. Masz już w tym długoletnie doświadczenie, co? Widziałam cię już dużo razy, jak kręciłaś się na osiedlu i próbowałaś wyrwać jakiegoś faceta z grubym portfelem. Obiecuję ci na wszystko co mam! Nie zagrzejesz tu miejsca. Obiecuję ci to. - powiedziałam praktycznie szeptem. Ją zamurowało totalnie, zupełnie jakby zapomniała języka w gębie. - A teraz wynocha z mojego pokoju. I nie chcę cię tu więcej widzieć jasne?!- ona wyszła bez słowa. Od razu zaczęłam sprawdzać czy wszystko jest. Na szczęście było. Chwyciłam za telefon i schowałam go do kieszeni. Usiadłam przed laptopem. Włączyłam neta. Strona główna. Mało co się nie udławiłam swoją śliną! Co przeczytałam?! Piękny nagłówek posta:
"Jay z The Wanted ma nową dziewczynę?!"
Zamurowało mnie totalnie. Było pełno zdjęć z wczorajszego spaceru i to wszystko. Wyłączyłam laptopa, wyszłam z pokoju i go zakluczyłam... no w razie czego... Zeszłam na dół. Zobaczyłam sielankę.
-Cześć skarbie. - powiedział tata
-Cześć.
-Wybierasz się gdzieś?
- Jay w południe przychodzi po mnie. Co na śniadanie?
- Naleśniki z syropem klonowym. - uśmiechnęłam się. Tata podszedł i pocałował mnie w głowę. Wyjął jeszcze ciepłe naleśniki. To były moje i taty ulubione naleśniki i mieliśmy już taką tradycję, że w sobotę zawsze są na śniadanie.
-Dzięki tato. - wyszczerzyłam do niego ząbki. Tata talerz przeniósł na stół. Wygodnie sobie usiadłam i zaczęłam jeść. Zażerałam się tym nie powiem, ale pomyć już musiałam sama. Tata i te drugie coś wyszli. Ja sobie spokojnie podeszłam do zmywarki i wsadziłam tam naczynia. Sięgnęłam do półki po cukierki. Wzięłam je i usiadłam wygodnie na kanapie.Włączyłam telewizor. MTV ogólnie oglądam. Leciało Glad you came. Od razu na twarzy był happy face. Zaczęłam sobie nucić pod nosem. Nie wiem jak ale dochodziła już 12:00! Zaraz Jay powinien być. Szybko ściszyłam TV i poszłam jeszcze do łazienki. Jak na złość dzwonek do drzwi. Ale otworzyć nie mogłam, bo byłam w trakcie pewnej czynności. Zadzwonił mój telefon. Miałam go na szczęście przy sobie. Jay. Wiedziałam. Szybko przycisnęłam zieloną słuchawkę. -Zaraz ci otworzę poczekaj minutkę, bo... jestem w łazience.- zaśmiałam się ironicznie i zrobiłam tzw. facepalma..
-Spoko. - rozłączyłam się i szybko podskoczyłam do drzwi. Jeszcze się poślizgnęłam na kafelkach i walnęłam na tyłek.
-Ałłaaaa. -jęknęłam głośno. Doczołgałam się i otworzyłam drwi.
-wszystko ok? Usłyszałem lekki huk.... i jęk.
-Tak. tak. To tylko ja się poślizgnęłam na kafelkach... no i ... no wiesz... a tak w ogóle to cześć.
-Cześć- pocałował mnie w policzek, a potem w usta skubany. Wszedł do środka i podał mi kule.
-Dzięki.
-Czuję, że jadłaś naleśniki.
-Tata zrobił.
-I nie tylko!- sztachnął się powietrzem jeszcze raz.- Jadłaś skittlesy!- on zrobił powagę. ja zrobiłam wielkie wystraszone oczy.
-O nie! I jak ja mam z tym żyć!- powiedziałam. On mnie wziął na ręce. Zaśmiałam się, loczek tak samo. Postawił mnie na kanapie. - Co chcesz zrobić?- ledwo utrzymałam równowagę na sofie. Ten mnie przytrzymał za biodra.
-Nagroda!
-Jaka? Za co?
-A tak sobie!- zaśmiał się i wziął mnie szybko na ręce. Ja aż pisnęłam. - A teraz ubierz buta. - postawił mnie na nogi, żebym mogła ubrać granatowego trampka. Gdy to zrobiłam, loczek podał mi kule. - To co możemy iść?
-Możemy. -uśmiechnęłam się. wzięłam klucze ze stoliczka zakluczyłam drzwi od zewnątrz i ruszyliśmy w stronę twierdzy The Wanted. Nie powiem, byłam zestresowana. Chciałam piszczeć ze szczęścia i wszystko w jednym. - A co jeśli mnie nie polubią?- spanikowałam.
-Polubią. Nie martw się. - droga do ich domu byłą nawet krótka. Mieszkali jakieś 5 minut drogi ode mnie. Weszliśmy za wielkie bramy i nadszedł czas wielkiego poznania...
_______________________________
Tutaj zakończę ten rozdział. Ogólnie tak na ten rozdział jak patrzę to lekki mix wyszedł. Ale myślę że aż takiej tragedii nie będzie. A i jeszcze jedno
Happy #WantedWednesday !!! <3
wtorek, 9 października 2012
Rozdział 12
-Alex... słuchaj. Ja wiem... te parę tygodni było dla ciebie...- zaczął tata
-Do rzeczy...-westchnęłam
-Daj nam szansę proszę...
-Niby dlaczego? Bez obrazy, ale to nie będzie nic dobrego!
-Dlaczego?- spytała Jennifer
-Bo ona leci na kasę!-zwróciłam się do taty
-Nie wiem co powiedzieć...- dodała brunetka
-Alex...
-No dobra! Jak to sobie wyobrażasz? Że będzie codziennie super szopka przykładnej rodzinki z Londynu? Nie! Jeśli tak to ma wyglądać to ja dziękuję bardzo!
-Nie będzie to tak wyglądać!- podniósł głos ojciec
-A jak?!
-Normalnie!
Zajebiście wiesz?! Nie chcę o tym gadać...
-Daj skończyć!
-Co? Bądźcie sobie szczęśliwi, ale beze mnie! Ja się na to nie piszę!-Wstałam, chwyciłam kule i poszłam na górę.
-Wracaj tu Alex!- usłyszałam głos taty
-W marzeniach!- zamknęłam się w pokoju na klucz. Wyjęłam piżamę i włączyłam komputer. Ktoś zapukał- Nie ma nikogo w domu!
-Alex.. proszę otwórz.- odezwała się Jennifer
-No dobra...- podskoczyłam do drzwi i je otworzyłam. -Co chcesz?
-Czy nie możesz dać mu chociaż raz być szczęśliwym?
-A czy ty łaskawie przestaniesz mydlić mojemu ojcu oczy? -zapytałam z sarkazmem.
-Nie mydlę.
-A tamtego gościa tydzień temu tak samo spławiałaś?- ją zamurowało. Wiedziałam, że mam rację. - Spróbuj chociaż raz zranić mojego ojca to inaczej pogadamy. Mam cię na oku.- zamknęłam drzwi przed jej nosem. Usiadłam przed kompem. Mój telefon się rozdzwonił. Anne. Dzięki Bogu. - Halo?
-Cześć. Mam takie pytanie.
-Tak to ja na zdjęciu z Jay'em. - zaśmiałam się.
-Skąd wiedziałaś, że chcę o to zapytać?
-Strzelałam. Dlaczego mi nic nie mówiłaś.
-Chciałam ci w poniedziałek o tym powiedzieć.
-Spoko. Nie uwierzysz co się u mnie wyrabia?
-No dawaj.
-Mój tata ma dziewczynę... Ale to nie wszystko. Tą dziewczyną jest znana nam obu Jennifer.
-Żartujesz prawda?!
-Nie. A po za tym mam nogę w gipsie.
-Uuu współczuję. To nieźle wygięłaś tę kostkę podczas gry.
-Ja się zastanawiam jak ja to zrobiłam.
-Nie ty jedna. Słuchaj. Wiem, że cię to nie bardzo interesuje, ale mam dwie wejściówki na koncert One Direction. Pierwszy rząd. Pod samą sceną. Chcesz iść ze mną?
-Pewnie.
-Myślałam, że ich nie lubisz.
-Ja nie jestem jak Anabelle. A kiedy jest?
-W piątek o 19:30.
-Spoko. Ale pod warunkiem, że pójdziesz ze mną na koncert The Wanted za dwa tygodnie.
-Nie ma problemu.
-No dobra to cześć
-Pa. - rozłączyłam się. Położyłam telefon na biurku. Weszłam na neta. Na facebooka. tylko 234 spamów. Zrobiłam facepalma. -Nie chce mi się tego sprawdzać.-pomyślałam. i automatycznie wyszłam. Wzięłam piżamę i poszłam odbyć wieczorną toaletę. Gdy ta czynność została spełniona była już 22:10. Poszłam spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień...
________________________________________
Mamy 12. Nie wierzę jak to szybko zleciało! Jestem tu już tydzień. :) WOW Dziękuje wam za wsparcie za miłe komentarze i za motywację. To jest coś ;3 Miłego czytania <3
-Do rzeczy...-westchnęłam
-Daj nam szansę proszę...
-Niby dlaczego? Bez obrazy, ale to nie będzie nic dobrego!
-Dlaczego?- spytała Jennifer
-Bo ona leci na kasę!-zwróciłam się do taty
-Nie wiem co powiedzieć...- dodała brunetka
-Alex...
-No dobra! Jak to sobie wyobrażasz? Że będzie codziennie super szopka przykładnej rodzinki z Londynu? Nie! Jeśli tak to ma wyglądać to ja dziękuję bardzo!
-Nie będzie to tak wyglądać!- podniósł głos ojciec
-A jak?!
-Normalnie!
Zajebiście wiesz?! Nie chcę o tym gadać...
-Daj skończyć!
-Co? Bądźcie sobie szczęśliwi, ale beze mnie! Ja się na to nie piszę!-Wstałam, chwyciłam kule i poszłam na górę.
-Wracaj tu Alex!- usłyszałam głos taty
-W marzeniach!- zamknęłam się w pokoju na klucz. Wyjęłam piżamę i włączyłam komputer. Ktoś zapukał- Nie ma nikogo w domu!
-Alex.. proszę otwórz.- odezwała się Jennifer
-No dobra...- podskoczyłam do drzwi i je otworzyłam. -Co chcesz?
-Czy nie możesz dać mu chociaż raz być szczęśliwym?
-A czy ty łaskawie przestaniesz mydlić mojemu ojcu oczy? -zapytałam z sarkazmem.
-Nie mydlę.
-A tamtego gościa tydzień temu tak samo spławiałaś?- ją zamurowało. Wiedziałam, że mam rację. - Spróbuj chociaż raz zranić mojego ojca to inaczej pogadamy. Mam cię na oku.- zamknęłam drzwi przed jej nosem. Usiadłam przed kompem. Mój telefon się rozdzwonił. Anne. Dzięki Bogu. - Halo?
-Cześć. Mam takie pytanie.
-Tak to ja na zdjęciu z Jay'em. - zaśmiałam się.
-Skąd wiedziałaś, że chcę o to zapytać?
-Strzelałam. Dlaczego mi nic nie mówiłaś.
-Chciałam ci w poniedziałek o tym powiedzieć.
-Spoko. Nie uwierzysz co się u mnie wyrabia?
-No dawaj.
-Mój tata ma dziewczynę... Ale to nie wszystko. Tą dziewczyną jest znana nam obu Jennifer.
-Żartujesz prawda?!
-Nie. A po za tym mam nogę w gipsie.
-Uuu współczuję. To nieźle wygięłaś tę kostkę podczas gry.
-Ja się zastanawiam jak ja to zrobiłam.
-Nie ty jedna. Słuchaj. Wiem, że cię to nie bardzo interesuje, ale mam dwie wejściówki na koncert One Direction. Pierwszy rząd. Pod samą sceną. Chcesz iść ze mną?
-Pewnie.
-Myślałam, że ich nie lubisz.
-Ja nie jestem jak Anabelle. A kiedy jest?
-W piątek o 19:30.
-Spoko. Ale pod warunkiem, że pójdziesz ze mną na koncert The Wanted za dwa tygodnie.
-Nie ma problemu.
-No dobra to cześć
-Pa. - rozłączyłam się. Położyłam telefon na biurku. Weszłam na neta. Na facebooka. tylko 234 spamów. Zrobiłam facepalma. -Nie chce mi się tego sprawdzać.-pomyślałam. i automatycznie wyszłam. Wzięłam piżamę i poszłam odbyć wieczorną toaletę. Gdy ta czynność została spełniona była już 22:10. Poszłam spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień...
________________________________________
Mamy 12. Nie wierzę jak to szybko zleciało! Jestem tu już tydzień. :) WOW Dziękuje wam za wsparcie za miłe komentarze i za motywację. To jest coś ;3 Miłego czytania <3
Rozdział 11
Ruszyliśmy przed siebie. Latarnie nie długo po wyjściu zaczęły oświetlać nam drogę.
-Masz jakieś plany na wakacje?- nagle zapytał
-Niekoniecznie. A ty? I zespół?
-Jedziemy na miesiąc w trasę znowu. Europa.
-A kiedy macie koncert tu?
-Za 2 tygodnie jak Tom się wykuruje. Jak nie to dopiero we wrześniu. -westchnął. Szliśmy dalej w milczeniu, ale to była akurat ta przyjemna cisza. Dochodziła powoli 20:00. Spacerowaliśmy sobie po parku. Niebo robiło się pomarańczowe. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jaki jest powód twojego uśmiechu?
-Tak po prostu...Cieszę się, że tu przyjechałam, że z tatą się tutaj przeprowadziliśmy.
-To ma związek ze mną?
-Też. Praktycznie już od pierwszego dnia, jak ci wysypałam skittlesy... - wtedy się zaśmiałam.
-To pamiętam.
-Taaa, a potem ty we mnie drzwiami wyrąbałeś.- przypomniało mi się jak kupił mi całą siatkę skittlesów. Zaczęliśmy się oboje śmiać. Powspominaliśmy sobie trochę. No może nie trochę tylko dużo. - Na mnie czas. Tata mnie uziemi jak wrócę po dziesiątej.
-Odprowadzę cię. Nie masz nic przeciwko?
-Wręcz przeciwnie. -Moją buzię ozdobił znowu promienny uśmiech i zawróciliśmy. na ulicach bylo pusto. - to jutro o ktorej mnie odwiedzisz?- zapytałam
- W poludnie badz juz gotowa.- stwierdzil z usmiechem chłopak.-chlopacy z pewnoscia cie polubią.- uśmiechnęłam się na to.
-Ciekawie się zaczęło co?
-No. Takie tornado.
-Czemu tornado?- zapytałam
-Tak znienacka się pojawiłaś i bum!
-No też fakt.- Zaśmialiśmy się. Gdy doszliśmy pod mój dom Jennifer była w oknie.- Tsaa. CZeka mnie rozmowa z tą łajzą.
-Alex...Może faktycznie powinnaś dać szanse tej dziewczynie.
-Nie dam jej. To na pierwszy rzut oka widać, że ta małpa leci na kasę mojego ojca. A ty i ojciec jej jeszcze bronicie.- powiedziałam zdenerwowana, zirytowana tym wszystkim. Chłopak wtedy położył dłonie na mojej szyi i nasze twarze zbliżyły się. Czoła się stykały, a ten popatrzał mi w oczy.
-Nikogo nie bronię, ok? Ale nie możesz być do niej aż tak uprzedzona.
-Nie jestem. Po prostu wiem swoje.
-No dobrze, ale i tak powinnaś dać jej szansę.
-A ty znowu swoje...-odsunęłam się od niego.
-Alex...
-Co?! Nie widzisz tego?! Ona go omotała!
-Ciii- przytulił mnie. Zadziałało to na mnie automatycznie.Wyciszyłam się. Chłopak podczas tej czynności pocałował mnie w głowę.
-Cholera! Czemu on na mnie tak działa?-pomyślałam. Skubany ma na mnie sposób. Odsunął mnie delikatnie od siebie i wpił swoje usta w moje. Gdy się po 2 sekundach się rozłączyliśmy on powiedział.- Pomyśl o tym.
-No niech ci będzie- westchnęłam. Ten pocałował mnie w policzek.
-Do jutra.
-Cześć.- weszłam do środka. Zdjęłam trampka i Jennifer do mnie podeszła.
-Alex...-zaczęła
-Co?
-Możemy pogadać?
-A mamy o czym?
-No w sumie to tak. Chodź do salonu.
-Po co?
-Po to, żeby cała nasza trójka mogła porozmawiać.
-No dobrze...-Wzięłam kule do ręki i poszłam za brunetką. Usiadłam na kanapie, a przede mną stał tata i Jennifer.- No to słucham...
________________________________
to na tym zakończę ten rozdział ;) dzisiaj w szkole spoko było xD dostałam szóstkę z techniki. Normalnie święto ;3 Dzisiaj ten rozdział był pisany przy piosence Lose my mind :) Miłego czytania! <3
-Masz jakieś plany na wakacje?- nagle zapytał
-Niekoniecznie. A ty? I zespół?
-Jedziemy na miesiąc w trasę znowu. Europa.
-A kiedy macie koncert tu?
-Za 2 tygodnie jak Tom się wykuruje. Jak nie to dopiero we wrześniu. -westchnął. Szliśmy dalej w milczeniu, ale to była akurat ta przyjemna cisza. Dochodziła powoli 20:00. Spacerowaliśmy sobie po parku. Niebo robiło się pomarańczowe. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jaki jest powód twojego uśmiechu?
-Tak po prostu...Cieszę się, że tu przyjechałam, że z tatą się tutaj przeprowadziliśmy.
-To ma związek ze mną?
-Też. Praktycznie już od pierwszego dnia, jak ci wysypałam skittlesy... - wtedy się zaśmiałam.
-To pamiętam.
-Taaa, a potem ty we mnie drzwiami wyrąbałeś.- przypomniało mi się jak kupił mi całą siatkę skittlesów. Zaczęliśmy się oboje śmiać. Powspominaliśmy sobie trochę. No może nie trochę tylko dużo. - Na mnie czas. Tata mnie uziemi jak wrócę po dziesiątej.
-Odprowadzę cię. Nie masz nic przeciwko?
-Wręcz przeciwnie. -Moją buzię ozdobił znowu promienny uśmiech i zawróciliśmy. na ulicach bylo pusto. - to jutro o ktorej mnie odwiedzisz?- zapytałam
- W poludnie badz juz gotowa.- stwierdzil z usmiechem chłopak.-chlopacy z pewnoscia cie polubią.- uśmiechnęłam się na to.
-Ciekawie się zaczęło co?
-No. Takie tornado.
-Czemu tornado?- zapytałam
-Tak znienacka się pojawiłaś i bum!
-No też fakt.- Zaśmialiśmy się. Gdy doszliśmy pod mój dom Jennifer była w oknie.- Tsaa. CZeka mnie rozmowa z tą łajzą.
-Alex...Może faktycznie powinnaś dać szanse tej dziewczynie.
-Nie dam jej. To na pierwszy rzut oka widać, że ta małpa leci na kasę mojego ojca. A ty i ojciec jej jeszcze bronicie.- powiedziałam zdenerwowana, zirytowana tym wszystkim. Chłopak wtedy położył dłonie na mojej szyi i nasze twarze zbliżyły się. Czoła się stykały, a ten popatrzał mi w oczy.
-Nikogo nie bronię, ok? Ale nie możesz być do niej aż tak uprzedzona.
-Nie jestem. Po prostu wiem swoje.
-No dobrze, ale i tak powinnaś dać jej szansę.
-A ty znowu swoje...-odsunęłam się od niego.
-Alex...
-Co?! Nie widzisz tego?! Ona go omotała!
-Ciii- przytulił mnie. Zadziałało to na mnie automatycznie.Wyciszyłam się. Chłopak podczas tej czynności pocałował mnie w głowę.
-Cholera! Czemu on na mnie tak działa?-pomyślałam. Skubany ma na mnie sposób. Odsunął mnie delikatnie od siebie i wpił swoje usta w moje. Gdy się po 2 sekundach się rozłączyliśmy on powiedział.- Pomyśl o tym.
-No niech ci będzie- westchnęłam. Ten pocałował mnie w policzek.
-Do jutra.
-Cześć.- weszłam do środka. Zdjęłam trampka i Jennifer do mnie podeszła.
-Alex...-zaczęła
-Co?
-Możemy pogadać?
-A mamy o czym?
-No w sumie to tak. Chodź do salonu.
-Po co?
-Po to, żeby cała nasza trójka mogła porozmawiać.
-No dobrze...-Wzięłam kule do ręki i poszłam za brunetką. Usiadłam na kanapie, a przede mną stał tata i Jennifer.- No to słucham...
________________________________
poniedziałek, 8 października 2012
Rozdział 10
Po chwili nasze usta rozłączyły się. Loczek spojrzał swoimi niebieskimi paczadłami w moje i się uśmiechnął. Odwzajemniłam ten gest, po czym wstałam i uruchomiłam laptopa. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kto tam?
- Alex musimy pogadać.
- Wejdź. - westchnęłam. drzwi się otworzyły, ale zamiast samego taty ujrzałam Jennifer i tatę. Wywróciłam teatralnie oczami.
-Chciałem ci powiedzieć... Jennifer jest dla mnie ważna...
-Dla mnie niekoniecznie.
-Alex. Nie będę ci matkować, bo nawet nie mam takiego prawa.
-To nie zmienia faktu, że Ci nie ufam i cię nie lubię.
-Alex, daj jej dokończyć.-wtrącił tata
-Tato nie widzisz, że to jest jedna wielka szopka?! Nie próbujcie mnie przekonywać, bo wam i tak się to nie uda!- podniosłam głos.
-Czemu nie chcesz mieć w kimś oparcia?- zapytał rozczarowany
-Mam takie osoby! Gdybyś się przejmował to byś z pewnością wiedział!- zrobiłam to ponownie. - A teraz wyjdźcie.. Oboje...- powiedziałam prawie, że szeptem.
-Porozmawiamy później.
-Wątpię, że będzie o czym. - odpyskowałam, oni wyszli i zamknęłam drzwi za nimi.
-Idziemy gdzieś?
-Teraz wątpię, że mnie z domu wypuści.
-To dawaj oknem- uśmiechnął się szyderczo.
-Z nogą w gipsie? Wątpię, że przejdzie. Może wyjdziemy normalnie, a jak mi noga wydobrzeje to będę wyłazić oknem.
-No dobrze... Co chciałaś w necie sprawdzić?
-Twittera, facebooka. - Uśmiechnęłam się. Ten mnie uprzedził i usiadł szybko na krześle i włączył neta. Włączył twittera, zalogował sięi włączył kamerkę. - co ty chcesz zrobić?- zrobiłam lekko duże oczy.
- Zdjęcie zrobić. Chodź tu.
-Po co?
-Chodź..- Przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Zrobiliśmy z 10 przypałowych fotek. Chociaż jedna wyszła taka słodka, bo chłopak pocałował mnie w policzek. - To które dodajemy?
-Wybieraj. Twój profil. - wybrał takie na których zrobiliśmy minę żaby i to jedno słodkie. To z żabą podpisał tak:
"z @patrycjaaa_tw za dużo skittlesów się najedliśmy xD"
A drugie tak:
"uuu... jak słodko mi... ;3 TE cukierki na nas działają. :D"
I poszło. Nie powiem zaraz po dodaniu te fotki wywołały nie lada burzę. Potem weszłam na swój profil. No i się zaczęło wypisywanie, że znam Jay'a żebym poprosiła, żeby on kogoś tam zaczął śledzić... LOL!
- To co mówiłeś przy obiedzie było na serio czy jaja sobie robiłeś?
-Ale które?
-No to, jak się przedstawiałeś się mojemu tacie.- byłam tak niepewna, że normalnie bałam się o to zapytać.
- To było... na serio. - powiedział onieśmielony. Ja się szeroko uśmiechnęłam na te słowa. On mnie po raz kolejny pocałował w policzek.
-Jay... ty byłeś po raz pierwszy nieśmiały! Co ci się stało?- zaśmiałam się.
-Skittlesy + twoje działanie na mnie= nieśmiały Jay- zaśmiał się i zrobił taką słodką minę.
-Oooo... -uśmiechnęłam się promiennie.
-To co idziemy?
-Możemy iść.- chwyciłam kule, wyłączyłam laptopa, ten wstał i zeszliśmy na dół ubrać buty. Gdy to zrobiliśmy ruszyliśmy przed siebie...
______________________________
Dziesiąty już jest. Dzisiaj w radiu w RMFMaxxx leciało I Found you. Moja mina bezcenna była. xD Ogólnie chyba mam chore zatoki, bo dzisiaj mnie tak głowa boli w miejscu gdzie są zatoki, że jakbym się zgięła to by mi mózg dziurkami od nosa poszedł. Ale... Jest lepiej;) Bynajmniej tak nie boli :D
Dzisiaj mi tkwi to w głowie:
" I found you in the darkest hour
I found you in the pouring rain
I found you when I was on my knees
And your light pulled me back again
I found you in the music player
I was lost... Till I found you"
-Kto tam?
- Alex musimy pogadać.
- Wejdź. - westchnęłam. drzwi się otworzyły, ale zamiast samego taty ujrzałam Jennifer i tatę. Wywróciłam teatralnie oczami.
-Chciałem ci powiedzieć... Jennifer jest dla mnie ważna...
-Dla mnie niekoniecznie.
-Alex. Nie będę ci matkować, bo nawet nie mam takiego prawa.
-To nie zmienia faktu, że Ci nie ufam i cię nie lubię.
-Alex, daj jej dokończyć.-wtrącił tata
-Tato nie widzisz, że to jest jedna wielka szopka?! Nie próbujcie mnie przekonywać, bo wam i tak się to nie uda!- podniosłam głos.
-Czemu nie chcesz mieć w kimś oparcia?- zapytał rozczarowany
-Mam takie osoby! Gdybyś się przejmował to byś z pewnością wiedział!- zrobiłam to ponownie. - A teraz wyjdźcie.. Oboje...- powiedziałam prawie, że szeptem.
-Porozmawiamy później.
-Wątpię, że będzie o czym. - odpyskowałam, oni wyszli i zamknęłam drzwi za nimi.
-Idziemy gdzieś?
-Teraz wątpię, że mnie z domu wypuści.
-To dawaj oknem- uśmiechnął się szyderczo.
-Z nogą w gipsie? Wątpię, że przejdzie. Może wyjdziemy normalnie, a jak mi noga wydobrzeje to będę wyłazić oknem.
-No dobrze... Co chciałaś w necie sprawdzić?
-Twittera, facebooka. - Uśmiechnęłam się. Ten mnie uprzedził i usiadł szybko na krześle i włączył neta. Włączył twittera, zalogował sięi włączył kamerkę. - co ty chcesz zrobić?- zrobiłam lekko duże oczy.
- Zdjęcie zrobić. Chodź tu.
-Po co?
-Chodź..- Przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Zrobiliśmy z 10 przypałowych fotek. Chociaż jedna wyszła taka słodka, bo chłopak pocałował mnie w policzek. - To które dodajemy?
-Wybieraj. Twój profil. - wybrał takie na których zrobiliśmy minę żaby i to jedno słodkie. To z żabą podpisał tak:
"z @patrycjaaa_tw za dużo skittlesów się najedliśmy xD"
A drugie tak:
"uuu... jak słodko mi... ;3 TE cukierki na nas działają. :D"
I poszło. Nie powiem zaraz po dodaniu te fotki wywołały nie lada burzę. Potem weszłam na swój profil. No i się zaczęło wypisywanie, że znam Jay'a żebym poprosiła, żeby on kogoś tam zaczął śledzić... LOL!
- To co mówiłeś przy obiedzie było na serio czy jaja sobie robiłeś?
-Ale które?
-No to, jak się przedstawiałeś się mojemu tacie.- byłam tak niepewna, że normalnie bałam się o to zapytać.
- To było... na serio. - powiedział onieśmielony. Ja się szeroko uśmiechnęłam na te słowa. On mnie po raz kolejny pocałował w policzek.
-Jay... ty byłeś po raz pierwszy nieśmiały! Co ci się stało?- zaśmiałam się.
-Skittlesy + twoje działanie na mnie= nieśmiały Jay- zaśmiał się i zrobił taką słodką minę.
-Oooo... -uśmiechnęłam się promiennie.
-To co idziemy?
-Możemy iść.- chwyciłam kule, wyłączyłam laptopa, ten wstał i zeszliśmy na dół ubrać buty. Gdy to zrobiliśmy ruszyliśmy przed siebie...
______________________________
Dziesiąty już jest. Dzisiaj w radiu w RMFMaxxx leciało I Found you. Moja mina bezcenna była. xD Ogólnie chyba mam chore zatoki, bo dzisiaj mnie tak głowa boli w miejscu gdzie są zatoki, że jakbym się zgięła to by mi mózg dziurkami od nosa poszedł. Ale... Jest lepiej;) Bynajmniej tak nie boli :D
Dzisiaj mi tkwi to w głowie:
" I found you in the darkest hour
I found you in the pouring rain
I found you when I was on my knees
And your light pulled me back again
Found you in the river of pure emotion
I found you my only truthI found you in the music player
I was lost... Till I found you"
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 9
Weszliśmy do domu. Chłopak mnie postawił ostrożnie na nogi i podał mi kule. Zdjęliśmy buty i wyruszyliśmy ponownie do kuchni. Wyszukałam dwa talerze i dwa widelce. Ten chciał już nakładać.
-Trzeba jeszcze makaron ugotować.- zachichotałam po cichu.
-Sam sos też by był dobry.- zaśmiał się. Wyciągnęłam makaron. Znowu nastawiłam wodę w garnku. Wsypałam makaron i zaczął się gotować. Jay tymczasem nakrył do stołu.- Masz jakieś plany na jutro?
-A co?
-Chciałbym się spotkać z Tobą. - na mojej twarzy zagościł bardzo promienny uśmiech.- A mianowicie poznać cię z chłopakami.
-Żartujesz prawda?- wyraziło to we mnie szczęście, zaskoczenie itp.
-Nie. To co? - zrobił oczka słodkiego psiaczka, a wychodziło mu to 100000 razy lepiej niż mi. Zamurowało mnie tak, że zapomniałam, że mam język w buzi. Więc potaknęłam głową i wyszczerzyłam ząbki. Gdy makaron się ugotował, nałożyłam porcje na talerze, a loczek położył je na stole. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy zajadać. Nagle do domu wchodzi ojciec z jakąś dziewczyną. No nie powiem panią, bo wyglądała na jakieś 26 lat! Całowali się w dodatku. Mi i chłopakowi szczęka opadła do samej podłogi.
-Yyy... Tato! - mężczyzna się na mnie spojrzał, potem na chłopaka i szybko się od siebie oderwali.
-Cześć skarbie.- z trudem wypowiedział da banalne słowa.
-Kto to jest?- zmierzyłam brunetkę wzrokiem, a następnie mój wzrok powędrował znowu na ojca.
-To jest Jennifer. Moja...dziewczyna.
-Twoja co?!- zapytałam zszokowana.
-Dziewczyna. - odezwała się brunetka.
-Nie z tobą rozmawiam. - odpyskowałam do niej.
-Alex!
-Zajebiście normalnie jak ze mną szczery jesteś!
-Alex... spokojnie. da się to wytłumaczyć na pewno. - próbował załagodzić to wszystko Jay.
-A ten chłopak to kto?
-Jay. Mój...- i tu się zawiesiłam, bo nie wiem kim on dla mnie był.
-Chłopak.- dokończył sprawnie loczek. Im mina zrzędła, ja takie duże oczy na niego zrobiłam, ale po tym się uśmiechnęłam do niego.
-Aha. No... możemy się do was przyłączyć?
-A z jakiej okazji? - zapytałam go.- od dwóch tygodni praktycznie w ogóle się mną nie zajmowałeś, a teraz co? Myślisz, że dziewczyna która spokojnie mogłaby być moją kuzynką, albo koleżanką da radę to wszystko załagodzić?! Myślisz, że to będzie moja nowa... nawet nie dam rady tego wypowiedzieć...Gdyby mama tu była...
-Ale nie ma słonko. Czas leci. Trzeba żyć dalej.
-Przeczytałaś to w necie czy ktoś cię oświecił i teraz to powtarzasz?- wszyscy się zamknęli. Usiadłam. To wszystko odebrało mi apetyt. Ale wzięłam jeszcze ze trzy widelce makaronu. Nowa para się do nas przysiadła. Wytrzymałam dosłownie 10 minut...- przepraszam...- wstałam odskoczyłam do kuchni i odłożyłam talerz do zlewu, wzięłam kule i ruszyłam na górę. Chłopak zrobił to samo. Poszłam do pokoju. Buzowało we mnie wszytko. Nie ze wściekłości, tylko z rozczarowania. Loczek za mną wszedł do mojego pokoju.
-Witam w mojej twierdzy. -uśmiechnęłam się blado, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.
-Fajny pokój. A szczególnie ta ściana nad łóżkiem. - spojrzał się tam i uśmiechnął.
-Dzięki.
-Moge o coś spytać?
-Jasne.
-Czemu tak zareagowałaś na tą dziewczynę?- usiadł koło mnie na łóżku.
-Nie wiesz wszystkiego... Nie mówiłam ci nigdy o tym...
-To powiedz.
-Widzisz zdjęcie tamtej kobiety?- wskazałam palcem na fotografię stojącą na szafce nocnej.
-To twoja mama?
-Tak. Odeszła 2 lata temu.
-W sensie, że twoi rodzice się rozwiedli?
-Nie. W sensie, że zmarła na raka. - Spuściłam głowę, myśląc że stłumię tym jakoś łzy napływające szybko do oczu. Nie dało się ich zatrzymać. Jedna samotna łza spłynęła powoli po policzku i chłopak to zauważył, po czym mnie mocno przytulił. Mimo, że odeszła 2 lata temu, to bolało tak jakby to było wczoraj. Potem poprosił mnie o to bym opowiedziała mu o tym, żebym to wszystko z siebie wyrzuciła. I to zrobiłam. Gadając w ten sposób doszła godzina 19:30.
-Chłopacy się o Ciebie nie martwią?
-Jeśli mamy wolne, każdy ma swoje życie. Tom z Kelsey, Seev z Nareeshą, Max i Nath sami. A ja... ja z tobą.- Uśmiechnęłam się na te słowa wypowiedziane przez niebieskookiego chłopaka. Ujął moją dłoń delikatnie. -Wszystko się ułoży zobaczysz. Będzie dobrze.
-Już jest...- loczek przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliły nas tylko minimetry. W końcu nasze usta złączyły się w pełnym czułości, ale delikatnym pocałunku....
___________________________________
No to mamy tzw. dziewiąty. Przed szkołą jestem. Jeszcze w piżamie :D Ogólnie dzień zapowiada się fajnie mimo, że zimno i nie biorąc pod uwagę faktu, że szkoła xD Rozdział pisany przy tej zacnej piosence, która przyprawia mnie o dreszcze i łzy tak inne ich wolne piosenki jak I'll be your strength albo I want it all, ale ta to cudo <3
-Trzeba jeszcze makaron ugotować.- zachichotałam po cichu.
-Sam sos też by był dobry.- zaśmiał się. Wyciągnęłam makaron. Znowu nastawiłam wodę w garnku. Wsypałam makaron i zaczął się gotować. Jay tymczasem nakrył do stołu.- Masz jakieś plany na jutro?
-A co?
-Chciałbym się spotkać z Tobą. - na mojej twarzy zagościł bardzo promienny uśmiech.- A mianowicie poznać cię z chłopakami.
-Żartujesz prawda?- wyraziło to we mnie szczęście, zaskoczenie itp.
-Nie. To co? - zrobił oczka słodkiego psiaczka, a wychodziło mu to 100000 razy lepiej niż mi. Zamurowało mnie tak, że zapomniałam, że mam język w buzi. Więc potaknęłam głową i wyszczerzyłam ząbki. Gdy makaron się ugotował, nałożyłam porcje na talerze, a loczek położył je na stole. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy zajadać. Nagle do domu wchodzi ojciec z jakąś dziewczyną. No nie powiem panią, bo wyglądała na jakieś 26 lat! Całowali się w dodatku. Mi i chłopakowi szczęka opadła do samej podłogi.
-Yyy... Tato! - mężczyzna się na mnie spojrzał, potem na chłopaka i szybko się od siebie oderwali.
-Cześć skarbie.- z trudem wypowiedział da banalne słowa.
-Kto to jest?- zmierzyłam brunetkę wzrokiem, a następnie mój wzrok powędrował znowu na ojca.
-To jest Jennifer. Moja...dziewczyna.
-Twoja co?!- zapytałam zszokowana.
-Dziewczyna. - odezwała się brunetka.
-Nie z tobą rozmawiam. - odpyskowałam do niej.
-Alex!
-Zajebiście normalnie jak ze mną szczery jesteś!
-Alex... spokojnie. da się to wytłumaczyć na pewno. - próbował załagodzić to wszystko Jay.
-A ten chłopak to kto?
-Jay. Mój...- i tu się zawiesiłam, bo nie wiem kim on dla mnie był.
-Chłopak.- dokończył sprawnie loczek. Im mina zrzędła, ja takie duże oczy na niego zrobiłam, ale po tym się uśmiechnęłam do niego.
-Aha. No... możemy się do was przyłączyć?
-A z jakiej okazji? - zapytałam go.- od dwóch tygodni praktycznie w ogóle się mną nie zajmowałeś, a teraz co? Myślisz, że dziewczyna która spokojnie mogłaby być moją kuzynką, albo koleżanką da radę to wszystko załagodzić?! Myślisz, że to będzie moja nowa... nawet nie dam rady tego wypowiedzieć...Gdyby mama tu była...
-Ale nie ma słonko. Czas leci. Trzeba żyć dalej.
-Przeczytałaś to w necie czy ktoś cię oświecił i teraz to powtarzasz?- wszyscy się zamknęli. Usiadłam. To wszystko odebrało mi apetyt. Ale wzięłam jeszcze ze trzy widelce makaronu. Nowa para się do nas przysiadła. Wytrzymałam dosłownie 10 minut...- przepraszam...- wstałam odskoczyłam do kuchni i odłożyłam talerz do zlewu, wzięłam kule i ruszyłam na górę. Chłopak zrobił to samo. Poszłam do pokoju. Buzowało we mnie wszytko. Nie ze wściekłości, tylko z rozczarowania. Loczek za mną wszedł do mojego pokoju.
-Witam w mojej twierdzy. -uśmiechnęłam się blado, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.
-Fajny pokój. A szczególnie ta ściana nad łóżkiem. - spojrzał się tam i uśmiechnął.
-Dzięki.
-Moge o coś spytać?
-Jasne.
-Czemu tak zareagowałaś na tą dziewczynę?- usiadł koło mnie na łóżku.
-Nie wiesz wszystkiego... Nie mówiłam ci nigdy o tym...
-To powiedz.
-Widzisz zdjęcie tamtej kobiety?- wskazałam palcem na fotografię stojącą na szafce nocnej.
-To twoja mama?
-Tak. Odeszła 2 lata temu.
-W sensie, że twoi rodzice się rozwiedli?
-Nie. W sensie, że zmarła na raka. - Spuściłam głowę, myśląc że stłumię tym jakoś łzy napływające szybko do oczu. Nie dało się ich zatrzymać. Jedna samotna łza spłynęła powoli po policzku i chłopak to zauważył, po czym mnie mocno przytulił. Mimo, że odeszła 2 lata temu, to bolało tak jakby to było wczoraj. Potem poprosił mnie o to bym opowiedziała mu o tym, żebym to wszystko z siebie wyrzuciła. I to zrobiłam. Gadając w ten sposób doszła godzina 19:30.
-Chłopacy się o Ciebie nie martwią?
-Jeśli mamy wolne, każdy ma swoje życie. Tom z Kelsey, Seev z Nareeshą, Max i Nath sami. A ja... ja z tobą.- Uśmiechnęłam się na te słowa wypowiedziane przez niebieskookiego chłopaka. Ujął moją dłoń delikatnie. -Wszystko się ułoży zobaczysz. Będzie dobrze.
-Już jest...- loczek przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliły nas tylko minimetry. W końcu nasze usta złączyły się w pełnym czułości, ale delikatnym pocałunku....
___________________________________
UWAGA!
OK. Już napotkałam się na niemiłe komentarze w stronę mojego bloga w stylu że to koszmar, że One Direction rządzi... Ludzie! Jeśli wam się nie podoba blog, nie podobają się moje posty to nie czytajcie! ok? Rozumiem w jednym poście napisałam coś niemiłego o One Direction, ale to wypłynęło tak po prostu! Ogólnie lubię 1D, ale kocham The Wanted, jestem w #TWfanmily. Ale jeśli nie podoba wam się to co piszę to po prostu nie czytajcie tego i nie piszcie takich komentarzy, bo takie kozaczki mogą być prawdopodobnie tzw. wyszczekani w sieci, a w realu już niekoniecznie...;/
Rozdział 8
Wzięliśmy się od razu za obiad.
-To co najpierw?
-Mielone. Trzeba je doprawić i usmażyć. - wyjęłam je z siatki i odpakowałam.
-Gdzie masz miskę?
-Szafka na dole koło lodówki.- otworzył szafkę i mi podał miskę. Ja automatycznie wzięłam ją od chłopaka i zaczęłam tak zwanie przyrządzać mielone. Trochę soli, pieprzu itp. Patelnia była już na kuchence. Jay polał ją trochę oliwą, wziął ode mnie mielone i zaczęło się smażyć.
-A gdzie masz łyżki? No żeby to jakoś zamieszać. Bo tego trochę dużo wyszło.
-W szufladzie powinny być. - wyjęłam je, podeszłam do kuchenki i zaczęłam mieszać. Szło mi to strasznie.
-Czekaj... To się robi tak. - stanął za mną, chwycił łyżki w miejscu gdzie były moje dłonie i razem mieszaliśmy mięso. Chwilę tak mieszaliśmy, aż w końcu loczek zabrał się za sos. Przeszył mnie wtedy przyjemny dreszcz. Mieszałam dalej to mięso. W końcu jakoś tak łyżką wywinęłam, że trochę mięsa wylądowało na chłopaka czole. Dosłownie na środku. Ja się zaczęłam potwornie śmiać z tego.
-Przepraszam!- próbowałam mówić przez śmiech. On się na mnie szyderczo spojrzał i podszedł do mnie.
-Zapłacisz za to. - zrobił dosłownie to samo mi i wziął jeszcze jedną łyżkę, ale do buzi.
-I co dobre?- zaśmiałam się zdejmując kawałki mięsa ze swojego czoła.
-No. - stwierdził.- Masz szczęście, że moje loczki są całe. Bo by z tobą gorzej było.
-A nie zlitowałbyś się nad poszkodowaną?
-Nie...- zrobił minę dziecka, które było takim jakby... chuliganem.
-Nawet jeśli ten ktoś ma nogę w gipsie?- zrobiłam maślane oczka.
-No może i bym się zlitował pod jednym warunkiem...
-Jakim?
-Dasz mi skittlesy?
-Szafka nad kuchenką.- chłopak sięgnął po nie i zaczął jeść. - A sos zrobiłeś?
-Tam stoi.- pokazał palcem na garnek.
-A wiesz, że trzeba teraz z mielonym je zmieszać?- uśmiechnęłam się, zdjęłam mielone z patelni i zmieszałam ostrożnie z sosem. Chłopak mi się przypatrywał. Spojrzałam na niego przelotnie.- zmieniłam się jakoś?- zapytałam z lekką niepewnością.
- Trochę.
-Na lepsze? Na gorsze?- uśmiechnęłam się pod nosem
-Lepsze.
-A czym zasłużyłam sobie na taką opinię?- zapytałam z lekką nutką ciekawości
-Bo...- zaczął mu się język plątać we wszystkie strony. - Bo jesteś ładna... jej jakie dobre skittlesy! A wiesz, że mam rybkę? Sos się przypala!- zaczął się dziwnie zachowywać.
-Jay. Sos jest już zrobiony. Co jest? Dziwnie się zachowujesz trochę.
-No bo... no bo chodzi o to...
-No...
-No bo chodzi o to, że...
-Wyduś to z siebie.
-Zakochany w Tobie jestem!- wykrzyknął to i pobiegł przed siebie. Mnie totalnie zamurowało. Z wrażenia myślałam, że się przewrócę. Jay McGuiness powiedział, że mnie kocha! To nie sen! Zgasiłam palnik gdzie była woda na makaron. Wzięłam kule, klucze, ubrałam buta i wyszłam.
-Gdzie on może być?- pomyślałam i wpadłam na pomysł, że może być w parku. Poszłam tam. Była godzina 16:03. Doszłam tam. Siedział na ławce. Miał głowę spuszczoną w dół i był zgarbiony. Podeszłam do niego powoli.- Ejj... loczek. Czemu wybiegłeś?
-Bo wiem, że ty nic do mnie nie czujesz... masz tylko 15 lat.
-A skąd wiesz co taka piętnastolatka jak ja czuje?- usiadłam koło niego i spytałam łagodnie.
-Właśnie nie wiem. Chcesz cukierka?- zapytał przysuwając paczkę z kolorowymi cukierkami do mnie.
Noo.- uśmiechnęłam się i wzięłam od niego parę cukierków.- Może gdybym faktycznie była odważniejsza, to bym ci powiedziała co czuję...- Mu uniosła się głowa. A ja przeżuwałam cukierki
-To napisz to w SMS-sie.- tak się do niego uśmiechnęłam promiennie, bo samej mi to przez myśl przeszło. Wyjęłam telefon i wystukałam 3 zdania.
"Czuję to samo co ty do mnie. Tylko nie wiedziałam czy ty coś będziesz czuł. Myślałam... byłam pewna, że to nie możliwe, żeby gwiazda taka jak ty zakochała się w przeciętnej dziewczynie jak ja..."
I wysłałam. W życiu nie byłam w takiej sytuacji... Gdy on odebrał tą wiadomość, oczy mu z orbit wyszły. - Nigdy więcej tak nie myśl, jasne?- wypalił.
- A jak miałam myśleć? Że się wszystko ułoży tak jak mi się spodoba?
-Czasami tak trzeba...- nastała chwila ciszy. - Idziemy zjeść to spaghetti, bo głodny jestem?
-Spoko.- wstałam i wzięłam kule. Ten zamiast iść, wziął mnie na barana < tak jak małe dziecko> kule w ręce i poszliśmy.
________________________________
Zawitał ósmy! Dzisiaj dzień nawet ładny. Słońce świeci, ale jest cholernie zimno... ;/ grrr... Taki rozdział łagodniejszy w wydarzenia, ale obiecuję, że się rozkręci. ;3 Mam nadzieję, że się spodoba. <3
-To co najpierw?
-Mielone. Trzeba je doprawić i usmażyć. - wyjęłam je z siatki i odpakowałam.
-Gdzie masz miskę?
-Szafka na dole koło lodówki.- otworzył szafkę i mi podał miskę. Ja automatycznie wzięłam ją od chłopaka i zaczęłam tak zwanie przyrządzać mielone. Trochę soli, pieprzu itp. Patelnia była już na kuchence. Jay polał ją trochę oliwą, wziął ode mnie mielone i zaczęło się smażyć.
-A gdzie masz łyżki? No żeby to jakoś zamieszać. Bo tego trochę dużo wyszło.
-W szufladzie powinny być. - wyjęłam je, podeszłam do kuchenki i zaczęłam mieszać. Szło mi to strasznie.
-Czekaj... To się robi tak. - stanął za mną, chwycił łyżki w miejscu gdzie były moje dłonie i razem mieszaliśmy mięso. Chwilę tak mieszaliśmy, aż w końcu loczek zabrał się za sos. Przeszył mnie wtedy przyjemny dreszcz. Mieszałam dalej to mięso. W końcu jakoś tak łyżką wywinęłam, że trochę mięsa wylądowało na chłopaka czole. Dosłownie na środku. Ja się zaczęłam potwornie śmiać z tego.
-Przepraszam!- próbowałam mówić przez śmiech. On się na mnie szyderczo spojrzał i podszedł do mnie.
-Zapłacisz za to. - zrobił dosłownie to samo mi i wziął jeszcze jedną łyżkę, ale do buzi.
-I co dobre?- zaśmiałam się zdejmując kawałki mięsa ze swojego czoła.
-No. - stwierdził.- Masz szczęście, że moje loczki są całe. Bo by z tobą gorzej było.
-A nie zlitowałbyś się nad poszkodowaną?
-Nie...- zrobił minę dziecka, które było takim jakby... chuliganem.
-Nawet jeśli ten ktoś ma nogę w gipsie?- zrobiłam maślane oczka.
-No może i bym się zlitował pod jednym warunkiem...
-Jakim?
-Dasz mi skittlesy?
-Szafka nad kuchenką.- chłopak sięgnął po nie i zaczął jeść. - A sos zrobiłeś?
-Tam stoi.- pokazał palcem na garnek.
-A wiesz, że trzeba teraz z mielonym je zmieszać?- uśmiechnęłam się, zdjęłam mielone z patelni i zmieszałam ostrożnie z sosem. Chłopak mi się przypatrywał. Spojrzałam na niego przelotnie.- zmieniłam się jakoś?- zapytałam z lekką niepewnością.
- Trochę.
-Na lepsze? Na gorsze?- uśmiechnęłam się pod nosem
-Lepsze.
-A czym zasłużyłam sobie na taką opinię?- zapytałam z lekką nutką ciekawości
-Bo...- zaczął mu się język plątać we wszystkie strony. - Bo jesteś ładna... jej jakie dobre skittlesy! A wiesz, że mam rybkę? Sos się przypala!- zaczął się dziwnie zachowywać.
-Jay. Sos jest już zrobiony. Co jest? Dziwnie się zachowujesz trochę.
-No bo... no bo chodzi o to...
-No...
-No bo chodzi o to, że...
-Wyduś to z siebie.
-Zakochany w Tobie jestem!- wykrzyknął to i pobiegł przed siebie. Mnie totalnie zamurowało. Z wrażenia myślałam, że się przewrócę. Jay McGuiness powiedział, że mnie kocha! To nie sen! Zgasiłam palnik gdzie była woda na makaron. Wzięłam kule, klucze, ubrałam buta i wyszłam.
-Gdzie on może być?- pomyślałam i wpadłam na pomysł, że może być w parku. Poszłam tam. Była godzina 16:03. Doszłam tam. Siedział na ławce. Miał głowę spuszczoną w dół i był zgarbiony. Podeszłam do niego powoli.- Ejj... loczek. Czemu wybiegłeś?
-Bo wiem, że ty nic do mnie nie czujesz... masz tylko 15 lat.
-A skąd wiesz co taka piętnastolatka jak ja czuje?- usiadłam koło niego i spytałam łagodnie.
-Właśnie nie wiem. Chcesz cukierka?- zapytał przysuwając paczkę z kolorowymi cukierkami do mnie.
Noo.- uśmiechnęłam się i wzięłam od niego parę cukierków.- Może gdybym faktycznie była odważniejsza, to bym ci powiedziała co czuję...- Mu uniosła się głowa. A ja przeżuwałam cukierki
-To napisz to w SMS-sie.- tak się do niego uśmiechnęłam promiennie, bo samej mi to przez myśl przeszło. Wyjęłam telefon i wystukałam 3 zdania.
"Czuję to samo co ty do mnie. Tylko nie wiedziałam czy ty coś będziesz czuł. Myślałam... byłam pewna, że to nie możliwe, żeby gwiazda taka jak ty zakochała się w przeciętnej dziewczynie jak ja..."
I wysłałam. W życiu nie byłam w takiej sytuacji... Gdy on odebrał tą wiadomość, oczy mu z orbit wyszły. - Nigdy więcej tak nie myśl, jasne?- wypalił.
- A jak miałam myśleć? Że się wszystko ułoży tak jak mi się spodoba?
-Czasami tak trzeba...- nastała chwila ciszy. - Idziemy zjeść to spaghetti, bo głodny jestem?
-Spoko.- wstałam i wzięłam kule. Ten zamiast iść, wziął mnie na barana < tak jak małe dziecko> kule w ręce i poszliśmy.
________________________________
Zawitał ósmy! Dzisiaj dzień nawet ładny. Słońce świeci, ale jest cholernie zimno... ;/ grrr... Taki rozdział łagodniejszy w wydarzenia, ale obiecuję, że się rozkręci. ;3 Mam nadzieję, że się spodoba. <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)